Kiedy wstaje świt

56 7 3
                                    


~o~

Wypadli z chmury gryzącego pyłu wprost przez szerokie podwoja krasnoludzkich wrót. Sigrun była jedną z ostatnich, ciężka zbroja i szeroka rana na udzie opóźniły ją skutecznie.

– Zamykać... drzwi – wyksztusiła, przeskakując ponad stalowym progiem. Dvorkin gwizdnął na swoich pomocników, którzy chwycili za metalowe dźwignie.

– Szybciej! Są tuż za nami...

Nigdy nie sądziła, że ucieszy ja zgrzytliwy dźwięk łańcuchów mechanizmu zamykającego potężne okute w stal wrota.

Dwóch ostatnich Strażników przemknęło obok niej, krztusząc się i jęcząc, jeden miał paskudną ranę na czole.

– Gdzie jest Jim? – wrzasnęła. Obaj osunęli się na ziemię i wzruszyli jedynie ramionami, totalnie zmęczeni i zdezorientowani. Sigrun otrzymała odpowiedź chwilę potem. Przez szparę w zamykających się drzwiach dostrzegła ciemne kształty poruszające się w chmurze pyłu. Po chwili z oparów wyłonił się jeden z młodszych strażników. Krasnoludka zamachała do niego, przynaglając. Nagle chłopak stanął, a potem padł na twarz. W jego plecach trzy szerokopióre pomiocie strzały. Zanim wrota kompletnie się zawarły, mogła dostrzec powykręcane pomiocie sylwetki, biegnące w ich kierunku.

Wrota zatrzęsły się z głośnym hukiem. W tunelu zapanowała cisza, słychać było jedynie ciężkie oddechy Strażników. Krasnoludzcy pomocnicy Dvorkina, jak i on sam, patrzeli po ocalałych wojownikach z wyraźnym niepokojem. Sigrun rozejrzała się po swoich podkomendnych. Naliczyła piętnastu, w różnym stopniu poturbowanych i rannych. Dla kilku z nich był to pierwszy raz pod ziemią. Niektórzy trzęśli się, inni wbili wzrok w ziemię, na ich twarzach malowały się odraza i przerażenie. Sigrun nagle przed oczami stanęła twarz młodego Emericka wykrzywiona w strachu, gdy jego głowa  poturlała się pod jej nogi, ścięta potężnym toporem pomiota. Zacisnęła mocno zęby. Powinna wiedzieć, że to nie będzie takie łatwe, powinna zdać się na swój szósty zmysł. Wzięła głęboki oddech, na opłakiwanie zabitych i zaginionych przyjdzie jeszcze czas.

– Zapieczętujcie drzwi.

– A inni?

– Nie ma innych – warknęła, ściągając hełm ze spoconej twarzy. – Strażnicy do lecznicy – zakomenderowała.

Pozostała na dole do momentu, aż Dvorkin zaryglował drzwi i zabezpieczył zamki. Wreszcie dolne partie lochów Twierdzy były znów bezpieczne, ale to nie przynosiło kobiecie zadowolenia. Dzisiaj została zmuszona do podjęcia trudnej decyzji. Na jej ramionach spoczywała odpowiedzialność za powierzonych jej komendzie ludzi.

Gdy wreszcie wyszła na powierzchnię, panowała szarówka, świt wstawał zimny i ponury. Słońce jeszcze nie wychynęło za wzgórza. W tym słabym świetle ledwie dostrzegła ciemniej zarysowane sylwetki służących i gwardzistów krzątających się wokół dziedzińca. Seneszal Garavel czekał na nią przy wejściu. Nie zapytał jej, co się stało. Strażnicy, którzy do tej pory przebywali jeszcze w lecznicy, w sposób dość chaotyczny zdali mu relację z wydarzeń pod ziemią.

– Wybuch pozrywał was z łóżek?

– Mieliśmy tu drobne trzęsienie ziemi – wyjaśnił, wskazując pęknięcia na zewnętrznym murze twierdzy.

– Więcej roboty dla Dvorkina – stwierdziła sucho.

– Powinien zobaczyć cię uzdrowiciel – zaczął, składając pocieszającym gestem na jej ramieniu dłoń. Uniosła do niego twarz wdzięczna za troskę. Otarła dłonią czoło, rozejrzała się dokoła.

Długo i szczęśliwie (Dragon Age)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz