Tajna broń

97 10 3
                                    

Porządkowała dokumenty zalegające na jej biurku. Hym w kilku słowach zdał relację z tego co działo się podczas jej niebytności w Twierdzy. Przed sobą miała stertę listów, które należało przeczytać ale mimo natłoku pracy nie była w stanie skupić się na dokumentach.

Z westchnieniem zabrała się do kolejnego urzędowego pisma przysłanego jak wywnioskowała po kopercie z Amaranthu. Nim jednak zdążyła przeczytać pierwszy akapit na jej biurko wskoczył puszysty, biało-czarny kocur.

- Panie Skoczysławie, ależ to nie wypada – uśmiechnęła się do zwierzęcia, które najwyraźniej nie przejmowało się tym, co wypada, a co nie. Erendis wyciągnęła do kota rękę, gładzące jego jedwabistą sierść.

Zamyślona wstała od biurka, wzięła kota na ręce i wyjrzała przez okno na główny dziedziniec. O tej godzinie gwardziści zwykli ćwiczyć. Nawet z tej odległości z łatwością rozpoznała sylwetkę Nathaniela, który był jednym z najlepszych instruktorów.

Mimo woli wróciła myślą do poprzedniej nocy. Nie mogła zdecydować się, co ma zrobić z Howe. Po wczorajszym wybuchu zazdrości nie była pewna, czy ma zamiar dalej kontynuować ich „nie-związek". Od samego początku ostrzegała go, że nie chciała się wiązać, że nie powinien rościć sobie do niej żadnych praw, jedyne czego oczekiwała to odrobiny przyjemności jeśli nadarzy się okazja.

- Zaraz, zaraz, skąd ja to znam – mruknęła. To musiała być ironia losu, niemal to samo usłyszała, kiedyś od Zevrana, wtedy wydawało jej się to niewyobrażalnie głupie. Nie dało się iść z kimś do łóżka i oczekiwać, że to niczego nie zmieni. Prawda była taka, że wykorzystała Nathaniela aby złagodzić własny ból, osłodzić samotność. Teraz gdy go już nie potrzebowała, wolałaby udawać, że sex nic nie zmienił, ale jak widać on miał na ten temat inne zdanie. Pan Skoczysław miauknął przeciągle, wyraźnie dając znać, że wie, o co jej chodzi.

- Co ja mam z tobą zrobić – szepnęła spoglądając na kota, myśląc jednak cały czas o zwiadowcy.

- Proponuje nakarmić go – usłyszała głos Zevrana.

Westchnęła teatralnie i nim się odwróciła, naciągnęła rękawy najniżej jak się dało, zasłaniając ślady po wczorajszej „namiętniej" nocy.

- Taak, może jakimś tłustym ptaszkiem, krukiem powiedzmy – mruknęła do kota opuszczając go na ziemię. Pan Skoczysław przeciągnął się i podreptał w kąt pokoju, gdzie stał jego koszyk, wyraźnie niezainteresowany takimi paskudztwami jak kruk.

- Chyba prosiłam żebyś pukał, gdy wchodzisz, to nie jest obora – zwróciła się do elfa siadając.

Zev zupełnie niezniechęcony usadowił się na fotelu przed jej burkiem.

- Tsyk, tsyk, ktoś tu chyba źle spał?

Z rozbawieniem obserwował rumieniec wykwitający na jej twarzy. Wcale go to nie zaskoczyło.

- Przyszedłem zapytać, co planujesz w najbliższym czasie?

Uniosła w zdumieniu brwi.

- Chciałbym być na bieżąco, jeśli mam cię dalej ochraniać.

- Wydawało mi się, że to ja uratowałam nas ostatnio, gdy chcieli nas przyszpilić do ściany?

- Pomyślałby kto, że nie lubisz być przyszpilana do ściany– rzucił jej niewinne spojrzenie.

Erendis zmięła przekleństwo w ustach, cholerny elf, najwyraźniej znów włóczył się po zamku nocą, jeśli był blisko jej komnat.... Spojrzała na niego, na cycki Andrasty jego drwiący uśmieszek mówił wszystko. Nie miała zamiaru robić z siebie przedstawienia, ale najchętniej cisnęłaby czymś ciężkim w tego nieznośnego skrytobójcę.

Długo i szczęśliwie (Dragon Age)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz