Iluzja

76 7 1
                                    

Głośne dudnienie przetoczyło się gdzieś ponad nią, z sufitu posypały się pył i drobne kamienie. Poczuła silny podmuch powietrza na swoich plecach. Gdzieś w głębi zaćmionego furią umysłu pojęła, że jedyna droga wyjścia została odcięta. Była sama, przed nią wąski tunel prowadzący w głąb skały. Kilka kroków za zakrętem zagrodzili jej drogę. Pięciu. Zaśmiała się sama do siebie rąbiąc mieczem. Pięć trucheł pozostało za nią, gdy pobiegła dalej.

Nie dbając o to, że wpada prosto w zastawione sidła, wkroczyła do okrągłej sali. Jej gładki strop podtrzymywały dwie bazaltowe kolumny. Pomiędzy nimi dostrzegła powykręcaną sylwetkę maga. Stał tam, czekał na nią. Uśmiechnęła się krzywo. Kątem oka widziała łuczników ledwo zauważalnych w cieniu kamiennych posągów ustawionych po bokach.

Rozpoczęła swój taniec z gracją i pewnością, jaką daje długoletni trening. Poruszała się po kole, przeskakując pomiędzy statuami, zasłaniając się przed strzałami swoją tarczą, metodycznie mordując stojących na jej drodze hurloków. Była niemal zawiedziona, że tak łatwo jej poszło. Gniew, pełzający w wnętrzu niczym płomień, czynił ją odporną na wszelkie rany. Nie zdawała sobie sprawy, że ma rozcięty policzek, że jej udo krwawi z szerokiej rany zadanej trującym ostrzem, że jej pęknięty obojczyk nie jest dłużej w stanie unieść tarczy.

Stanęła naprzeciw swego wroga patrząc w jego płonące żółcią ślepia. Mag przez chwilę mierzył ją wzrokiem. Dobrze znała to, co wyzierało z jego kaprawych oczu. To była czysta nienawiść, prymitywna żądza mordu, odwetu.

– Nadeszła chwila konfrontacji. – Jego głos był niski, przypominał syk węża.

– Nadeszła chwila twej śmierci – wymruczała.

Stwór przekrzywił głowę dłonią kreśląc znaki w powietrzu. Nie zaskoczył jej, to było jedno z dobrze jej znanych zaklęć. Kula ognia rozbłysła w jego szponach i pofrunęła w jej stronę. Była jednak szybsza. Uskoczyła w bok, przekoziołkowała na lewo, wstając o dwa korki bliżej czarnoksiężnika.

– Tyle w tobie gniewu. – Pomiot znów zaczął wodzić palcami w powietrzu. – Tyle smutku.

– Zamknij się – warknęła.

– Poznaję to w twoich oczach, ty też kogoś straciłaś, widzę... widzę pustkę.

Te słowa były jak sztylet prosto w jej serce. Ruszyła do przodu pochylając się, gdy tuż nad jej głową przeleciała błyskawica. Była krok od maga, jej Wyjące Ostrze rozbłysło runą mrozu, miecz zatrzymał się jednak na pomiocim kosturze.

Stanęli twarzą w twarz. Istota o zdeformowanych policzkach, koślawych oczach i zwiędłych ustach oraz ona, Strażniczka.

– Samotność i desperacja – wycedził stwór.

– Co ty możesz o tym wiedzieć? – szepnęła. Jego słowa, tak prawdziwe, sprawiły, że znikł gdzieś szał berserkera. Bez niego czuła się słaba, obolała, zagubiona.

– Czy wiem coś o desperacji, samotności, stracie?

Odrzucił ją do tyłu i wymierzył cios z góry, zdołała zasłonić się tarczą zaciskając zęby, gdy nadwyrężone ramię przeszył spazm bólu.

– Kiedyś nie byłem sam... kiedyś miałem ojca... mentora... – Ognista kula osmoliła jej naramiennik. – Który chciał nas wywieść z mroku, który szukał waszej pomocy w opanowaniu Plagi.

– Architekt – powiedziała.

– Nasz ojciec, nasz wybawca.

Pomiot skrócił do niej dystans, zawinął kosturem ponad głową, pragnąc zdzielić ją kolejny raz w tarczę. Uskoczyła, jej miecz niemal drasnął  artretyczne ramię.

Długo i szczęśliwie (Dragon Age)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz