Poderwał się z ławy, tak jak i jego dwaj koledzy. Popatrzyli po sobie w osłupieniu. Najstarszy z nich z wyrazem twardej determinacji założył swój hełm na głowę i dobył miecza. Reszta uczyniła podobnie. Ich obute w stal buty podzwaniały na kamiennej posadzce. Dźwięk dzwonu alarmowego odbijał się echem, towarzyszyło im głośne podzwanianie zbroi.
Z holu na pierwszym piętrze wpadł na nich inny templariusz, zakrwawiony i z pogiętym pancerzem.
– Melduj! – zakrzyknął sierżant.
– Wybuch... maleficarum... przy wejściu do magazynu... uciekł. – Po głosie poznał Irminrica.
– Ranni? Zabici?
– Kilku zabitych templariuszy i magów, ranny komtur Gregor, ale przytomny, nie wiem, co z pierwszym zaklinaczem...
Czy przypadkiem Cullen nie miał tu dyżuru? Obawa o przyjaciela, jednego z niewielu, jakich miał w Wieży, wychynęła gdzieś z podświadomości. Zepchnął ją w kąt umysłu, nie miał na to czasu, jeśli jakiś maleficarum był w Kręgu, jeśli zmienił się w abominację...
Wbiegł do sali. Widok na chwilę zmroził go. Wkoło leżeli martwi templariusze. Naliczył pięć zakrwawionych ciał w przydymionych, pogiętych zbrojach. Z boku leżał Gregor, nad nim pochylało się kilku templariuszy. Za nim, pomiędzy roztrzaskanymi resztkami stołu, tkwiło ciało ciężkie do zidentyfikowania. Obok drzwi na posadzce leżał Pierwszy Zaklinacz, jego ramię było wywichnięte pod dziwnym kątem, na twarzy miał kilka głębokich cięć. Uzdrowiciel pochylający się nad nim spierał się z templariuszem, który nie chciał pozwolić mu użyć magii.
– Daj mu pracować – usłyszał słaby głos Gregora.
Roger omiótł wzrokiem całą salę, dopiero po chwili dostrzegł w samym kącie Cullena. Jego jasne włosy i czoło pokryte były krwią. Nogi same poniosły go w tamtą stronę. Chciał przekonać się, że przyjacielowi nic nie jest. Paskudna rana na czole nie wydawała się interesować templariusza, ani też struga krwi powoli spływająca po jego skroni. Przyjaciel kurczowo trzymał nieruchome ciało w ramionach. Jakiś mag... nie, magini... fale ciemnych włosów sklejone krwią... drobna blada dłoń leżąca w bezruchu na posadzce, zakrwawiona zielona chusteczka obwiązana w koło szyi... podarunek od matki..., Twarz, zamiast twarzy była tylko krwawa miazga, ale tą chustkę poznałby wszędzie. Tara?
Cullen podniósł twarz na przyjaciela, jego oczy były pełne łez.
Tara.... Nie!
– Wstawaj!
Strażnik otrząsnął się z nieprzyjemnego snu.
– No wstawaj, mówię – głos gwardzisty, który otworzył zamek w jego celi, szybko przywrócił go do rzeczywistości. – Komendantka chce was widzieć.
– Was? – Roger pomyślał. Powoli, nieco obolały po kolejnej nocy spędzonej na niewygodnej więziennej pryczy, Strażnik wyszedł na korytarz. Przy drzwiach stał drugi z więźniów.
Pięść Rogera sama zwinęła się do uderzenia, ale powstrzymał się przed kolejnym atakiem. To nic by nie dało, co najwyżej kilka kolejnych dni w tym lochu.
Jowan nie wyglądał wcale lepiej od niego. Potargany, nieogolony, w zmiętym ubraniu. Mag popatrzył na niego niepewnie.
– No wynocha mi stąd, na górę, już!
Obaj, mocno niekontenci ze swojego towarzystwa, wyszli z wąskiego korytarza. W górę wiodła ciasna klatka schodowa. Jowan popatrzał z wyraźną obawą najpierw na ciemne pomieszczenie, potem na ekstemplariusza stojącego obok niego.
CZYTASZ
Długo i szczęśliwie (Dragon Age)
Fanfiction(Część 1 uniwersum Eris&Zev) Co powinien zrobić skrytobójca, gdy w końcu pojmie, że przed uczuciem nie da się uciec? Co zrobi kobieta, która nie potrafi zaufać? Co ma zrobić syn zdrajcy by to o czym marzył nie wymknęło mu się z ręki? Trzy lata po za...