Sidła

39 6 1
                                    

~o~

Anora nie mogła zdecydować, co tak naprawdę czuje. Z jednej strony czuła zawód widząc komendantkę całą i zdrową, z drugiej cieszyła się niepowodzeniem Vonna.

W sali powstało poruszenie, wszyscy pchali się do przodu, nadstawiali ucha, by dosłyszeć kolejne słowa Fergusa.

- Uknuto spisek na życie mojej siostry, tym ohydniejszy, że dokonał tego jeden z tu obecnych, - sala zawrzała, ludzie patrzeli po sobie z niedowierzaniem. – Człowiek, z którym wczoraj zasiadaliśmy wszyscy do stołu – głos Fergusa uniósł się ponad głosy oburzonych arystokratów.

Anora obserwowała scenę z rosnącym niepokojem. Było wyraźnie widać, że Couslandowie coś wiedzą, bez mocnych dowodów nie ośmieliliby się występować tak otwarcie. Z drugiej strony, czy Vonn był na tyle głupi, by dać się złapać? I czy był na tyle zdesperowany, by pociągnąć ją za sobą na dno?

- Jak mniemam, masz ku temu jakieś podstawy? Oskarżenie jednego z członków Zjazdu to poważna sprawa – odezwał się poraz pierwszy arl Denerim – Brant. Anora uśmiechnęła się w myślach. Jej wuj nie był głupcem, czuł równie dobrze jak ona, że coś wisi w powietrzu.

- Mam tę świadomość panie – odparł mu Fergus. – I przedstawię wam niezbite dowody, że kanclerz Vonn poważył podnieść się rękę na Bohaterkę Fereldenu.

Wrzawa wybuchła pośród zgromadzenia. Jedynie Fergus i Vonn stali naprzeciw siebie, niczym skamieniałe posągi, mierząc się wzrokiem. Anora patrzała na to wszystko z wysokości swojego tronu i gorączkowo myślała.

- Uciszcie się, uciszcie! – Donośny głos kanclerza poniósł się po sali. – Zaszło zapewne nieporozumienie, jestem pewny, że ktoś wprowadził cię w błąd, mój teyrnie. Wszak wszyscy widzieli mnie wczorajszego wieczoru tutaj, całą zaś noc spędziłem na ratowaniu miasta wraz z moimi ludźmi, setki osób to potwierdzą – zaczął Vonn i kilku bannów przytaknęło mu.

-Nie ma żadnego nieporozumienia – odezwała się Erendis, chociaż jej głos ginął w tłumie. Komendantka wysunęła się przed brata i skierowała do królowej. – Upraszam się, Wasza Wysokość, o sprawiedliwość, nie po to wydarłam ten kraj z łap potworów, by oddać go we władzę trucicielom i mordercom.

Anora wstała z trony. W jej głowie uformował się prosty plan. Jakkolwiek się to zakończy, któreś z jej przeciwników przypłaci to własną karierą. Musiała tylko zadbać, żeby jej własna opinia na tym nie ucierpiała.

- Wezwijcie więc pisarzy, Zjazd Możnych wysłucha oskarżenia i obrony, zbada dowody i uzna, co należy nam czynić.

~o~

Bethany stała zapatrzona w kłęby dymu unoszące się ponad stosem zwłok. Niewielki tylni dziedziniec zakonu, na którym odbywały się obrządki pogrzebowe, był niemal pusty. Było tak wiele ciał i ciągle przybywało nowych. Palono je po kilkanaście na raz, bez zbędnych ceremoniałów po to, by uniknąć zarazy. Nikt nie przebierał zmarłych w odświętne stroje, nie namaszczał zwłok olejami, czy choćby sypał kwiaty na stos. Wszystko odbywało się hurtem, w pośpiechu. Bethany była jedyną oprócz ludzi doglądających ognia i znoszących ciała, jedyną, która poświęciła chwilę zmarłemu przyjacielowi.

Niemal podskoczyła, gdy usłyszała za sobą cichy głos Wynne.

- Miałam nadzieję, że skończy inaczej.

Hawke odwróciła się do niej z ciętą ripostą na ustach, ale widok smutnej twarzy uzdrowicielki powstrzymał ją.

- Znałam go od małego – dodała – był dziwnym dzieckiem, cichym i nieśmiałym.

Długo i szczęśliwie (Dragon Age)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz