Rozdział 17.

9.1K 510 18
                                    

Pakowanie walizek zajęło mi mniej czasu, niż przypuszczałam. W zasadzie do końca nie zdążyłam się rozpakować, więc pewnie dlatego.
Siedziałam w sypialni, wyciągając z szafy sukienki i koszule. Starannie składałam je w kostkę i ukladalam delikatnie w walizce. Za dwa dni wracam do Nowego Jorku. Postanowiłam, że na jakiś czas odpuszczę sobie pracę w firmach jako ekonomistka. Wrócę i jakoś się wszystko ułoży. Na pewno.
Nie mogłam przestać myśleć o Williamie. O mężczyźnie, którego kochałam całą sobą. Nie wiedziałam co będzie dalej. Czy naprawde to już koniec? Juz nie spróbujemy? Nie mogłam uwierzyć, że nigdy już nie dotkne jego rozpalonej skóry...Że nigdy nie poczuje jego silnego ścisku na nadgarstkach...Że nigdy nikt już, nie sprawi, że ból będzie sprawiał mi przyjemność i satysfakcję...poczulam jak do oczu napłynęły mi łzy. Wzięłam głęboki wdech i wypuscilam powietrze. Pozbieraj się Amy. Jesteś SILNĄ I NIEZALEŻNĄ kobieta. Pamiętaj.
Skończyłam pakować pierwsza walizkę. Naszła mnie ochota na wino. Ruszyłam w kierunku lodówki. Wyjęłam butelkę chillijskiego wina, sięgnęłam po kieliszek i napelnilam go alkoholem. Zdążyłam upic dwa większe łyki, gdy rozległo się pukanie do drzwi. Podeszłam i delikatnie je uchylilam.

- Czesc Amy - spojrzałam w górę i ujrzałam Niv'a. Otworzyłam drzwi szerzej.

- Czesc. Co ty tu robisz?- zapytałam, bo naprawdę byłam zdziwiona jego nagła wizyta.

- Chciałem z tobą porozmawiać. Zwolnilas się..Tak nagle i jeszcze ta awantura z moim dziadkiem...Głupia sytuacja - mówił. Wpuscilam go do środka..

- Napijesz się czegoś?- w dłoniach trzymałam kieliszek, spojrzał na niego uśmiechając się znaczaco.

- No tak...Może być białe?- zapytałam, sięgają po drugi kieliszek.

- Jasne. Pakujesz się już...Kiedy masz wylot?- zapytał, stojąc przy jednej gotowej do drogi walizce.

- Za dwa dni - mruknełam. Wzięłam kieliszek i podałam Niv'owi. Mężczyzna delikatnie dotknął moje dłoni szybko ją cofnelam, gdy tylko złapał pewniej szkło. Zanurzylam usta w winie, po czym usiadłam na kanapie. Niv zrobił to samo.

- Przepraszam Niv, że byłeś świadkiem tej ostrej wymiany zdań. Po prostu byłam zła, że zostałam oszukana. Rozumiesz?

- Tak Amy. Dziadek to...Specyficzny mężczyzna. W dodatku, po śmierci Layli zrobił się jeszcze bardziej zgryzliwy i oschly. Zatonął w firmie i żyje tylko tym. Nie wiedzialem, że zaplanował wykorzystać cię do tego wszystkiego - mówił - jedyne czego byłem swiadomy to tego, że nienawidził William'a Blayk'a. No...Teraz już wiem dlaczego - dokończył chlodniejszym tonem, upijajac wino. Patrzyłam na niego i widziałam, że młody Connor tak samo jak dziadek, zaczyna pałać gniewem do William'a. Nagle odwrócił głowę i jego cieple zielone oczy spotkały się z moimi.

- Nie chce żebyś wyjeżdżała - zaczal - Dopiero cię poznaje a ty już uciekasz - przybliżyl się do mnie. Odstawił swój kieliszek na stoliku, po czym sięgnął po mój, który trzymałam w dloni. Serce zaczęło mi szybciej bić. Obawialam się tego co on planował zrobić - Amy...- i nagle poczułam jego usta na swoich. Były ciepłe i miękkie. Delikatnie zaczął wsuwać mi do ust swój język. Na policzkach poczułam jego dłonie. Całował mnie powoli z pełnym pożądaniem. Pozwoliłam mu na to. Nie przerwalam tego, co się właśnie działo. Całował mnie coraz namiętniej. Jego dłonie wciąż ujmowaly moja twarz. Przybliżyl się jeszcze bardziej. Czułam jego ciepło. Amy! Opamietaj się dziewczyno!
Nagle oderwalam się od niego. I zakryłam swoje usta dłonią, chroniąc się przed jego atakiem. Moje oczy były poszerzone a oddech szybszy.

- Nie..Niv ja...Nie mogę - wycedzilam, łapiąc oddech do płuc.

- Amy, nie broń się przed tym - znowu był blisko. Za blisko. Wstałam i odeszłam na bezpieczną odległość.

- Przestań Niv! Nic między nami nie ma!

- Ale może być. Tylko przestań się bronić! Widzę jak na ciebie działam. Przecież nie jestes już z Blayk'iem - poczułam, jak przez te słowa moje ciało napina się całe. Zmarzszczylam brwi i scisnelam piesci.

- To nie oznacza, że wskocze ci do łóżka! Proszę cię, idź już...- odpowiedziałam nieco wzburzona jego słowami. Nie moglam pozwolić sobie na takie traktowanie. Nie byłam przedmiotem.

- Przepraszam Amy. To nie o to chodziło..Ja tylko...

- Nie Niv. Proszę cię, nic już nie mów. Mam dość rewelacji na dzisiaj. Muszę się spakować, więc jakbyś mógł - oznajmiłam, wskazując ręką drzwi. Podszedł do mnie, znowu stał za blisko.

- Daj mi proszę znać, jak tylko dolecisz do Nowego Jorku - mruknął, wyminal mnie i usłyszałam jak zamykają się drzwi. Wyszedł. Odtchnelam z ulgą. Wszystko działo się tak szybko, że jedyne czego pragnęłam to odpoczynku.
Usłyszałam dźwięk telefonu.

Od Debby
Naprawdę wracasz? A co z pracą Amy? Co z William'em?

Do Debby
Tak, wracam. Za dwa dni mam samolot. Musiałam zrezygnować Deb. To nie miejsce dla mnie...William też nie jest dla mnie...

Spojrzałam na ostatnie zdanie jakie napisałam, i znowu zrobiło mi się jakoś dziwnie pusto. Nie docierało do mnie, że straciłam Williama. Tak bardzo pragnęłam usłyszeć jego głos, poczuć jego zapach, dotyk...Popełniłam błąd, przyjeżdżając do Paryża. Może gdybym została w Ellite Group, wszystko wyglądałoby inaczej? Nie płacz nad rozlanym mlekiem.
Kończyłam pakować ostatnia walizkę. W mieszkaniu zrobiło się pusto. Wstałam i udałam się pod prysznic. Ubrana w koszulkę i majtki ruszyłam do sypialni. Byłam zmęczona i senna. Nawet nie wiem kiedy zasnęłam.

****

To dzisiaj jest ten dzień. Dzisiaj wracam do domu. Opuściłam mieszkanie z żalem, lubiłam je. Oprócz kawiarni Louis'y, było to jedyne miejsce, które będę wspominać z sentymentem.
Weszłam do środka i ujrzałam Louis'e oparta o blat stołu.

- Bounjur Louis'a - rzuciłam, stając w drzwiach. Dziewczyna podniosła głowe i szybko do mnie podbiegła. Wpadła mi w ramiona.

- Amy! Tak długo cię nie było. Praca cię pochłonęła?- zapytała. Praca...Dobre określenie.

- Tak, przepraszam, że milczałam i nie odwiedzałam cie ale tak dużo się działo...
Louis'a spojrzała na walizki, które za mną stały.

- Co to jest?

- Louis'a, zrób proszę kawę. - oznajmiłam, bo wiedziałam, że czeka nas dłuższa rozmowa.
Skończyłam opowiadać jej wszystko to, co uważałam, że powinna wiedzieć. Była mi naprawdę bliska.

- Rozumiem czemu chcesz uciec. Myślałam, że to miasto cię nie zniszczy. A jednak próbowało - skwitowała - Wiesz, ja jednak mam przeczucie, że William nie mówił poważnie z tym rozstaniem.

- Mówił Louis'a, mówił. To już skończone - powiedziałam, patrząc w fusy po kawie.

- Amy - zaczęła, łapiąc mnie za dłonie - Z prawdziwej miłości się nie rezygnuje. Zapamiętaj to. Nawet jeżeli teraz, jest jak jest i wydaje ci się, że to koniec to wierz mi, że prawdziwa miłość nigdy nie znika. Nie można jej schować do szuflady! Ona i tak będzie. Za rok, dwa czy dwadzieścia lat! - dodała. Jej duże niebieskie oczy skierowane były w moje. Uśmiechnęłam się lekko. Jej słowa dały mi namiastke nadziei. Spojrzałam na zegarek.

- Muszę się zbierać. Za dwie godziny mam samolot a jeszcze przede mną odprawa - wstałam od stolika, zakładając na siebie jeansowa katanę.

- Będzie mi ciebie brakować Amy. Cieszę się, że cię poznałam - przytuliła się do mnie a do moich oczu napłynęły łzy.

- Nigdy o tobie nie zapomne Louis'a. - pożegnałam się, po czym wyszłam z kawiarni i wsiadłam do taksówki. Zegnalam każdy zakątek tego miasta. Wracam do siebie. Do mojego miejsca.

Dotyk cz.2 !ZAKOŃCZONE!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz