Rozdział 25.

9.2K 500 13
                                    

W szpitalu czekałam na zdjęcie gipsu z ręki i z nogi. William przelozyl nasz wyjazd na inny termin, pilnie wyjechał do Paryża w sprawach służbowych. Miałam więc odrobinę czasu, by próbować sama przypomnieć sobie moje życie.

- Panno Clais zapraszam - zawołał lekarz. Debby wprowadziła mój wózek razem ze mną do pokoju. Wysoki starszy mężczyzna zajął się zdjęciem gipsu. Powoli pomógł mi stanąć na nogi. Dostałam kule, by móc poruszać się na jeszcze osłabionej nodze. Miałam też wizytę u psychologa. Podobno miało mi to pomoc odnaleźć dawna Amy.

- Witam. Jestem Mark, będę od dzisiaj zajmował sie...

- Moim przypadkiem, wiem. Amy - powiedziałam, podając mu rękę. Był uprzejmy. Niski z nijaka broda i lekko kręconymi włosami.

- Spostrzegawczość to twoja mocna cecha, co? - zapytał. Uśmiechnęłam się, siadając na szarej kozetce. Mark przyglądał mi się uważnie. Oceniał mnie. Jak produkt na półce - Dobrze. A więc Amy. Powiedz mi, co pamiętasz? - dobre pytanie. Chciałabym znać na nie odpowiedź.

- Niewiele - mruczę pod nosem.

- Dobrze. A co to znaczy dla ciebie ' niewiele ' ? - pyta. Chwilę milczę. Biorę wdech i mówię.

- To znaczy za mało, by żyć normalnie - moja odpowiedź go szokuje. Spodziewal się zapewne, że zacznę płakać nad swoim losem. Owszem, chciałam płakać, bo czułam bezradność. Ale nie mogłam pozwolić sobie na upadek.

- Jak sobie wyobrażasz swoje dawne życie? - znowu pada pytanie.

- Jak? Chciałabym myśleć, że byłam szczęśliwa.

- W ostatnim raporcie mam zaznaczone, że przypomniałas sobie swoją przyjaciolke. Co to za wspomnienie?

- Moje pierwsze spotkanie z Debb. Możesz mi powiedzieć, jak długo zamierzasz katować mnie tymi bezsensownymi pytaniami? - zaczynałam się denerwować. Czułam, że siedzenie tam, nie da mi żadnych korzyści.

- Jeszcze jakas godzine - odpowiada z uśmiechem na ustach. Wykręciłam oczami i czekałam na kolejne pytanie - Amy. Nie możesz się zachowywać tak, jakbyś nie chciała walczyć o wspomnienia. Blokada jaką masz w wyniku wypadku, może zniknąć jedynie wtedy, gdy ty sama jej na to pozwolisz - oznajmia.

- Pozwalam. Codziennie. Myślisz, że nie próbuje sobie przypomnieć siebie sprzed wypadku? To nie jest takie łatwe - mówiłam już z wyrzutem. Denerwowało mnie jego podejście do mnie.

- Dlatego musisz przychodzić na terapie. Ja ci pomogę wydostać się z tego bagna. Twój przypadek, jest dosyć łatwy z punktu widzenia lekarzy. Dlatego, że to ty się zablokowalas na wspomnienia a nie błąd w mózgu. Na dzisiaj to już koniec. Dam ci możliwość zastanowienia się nad wszystkim. Widzimy się za dwa dni - powiedział, zamykając teczkę z moimi dokumentami. Wstałam z kozetki, zabrałam kule i wyszłam.
Byłam zła. Mark sprawił, że czułam złość na siebie. Jak mogłaś zablokować się na własne życie?! Znowu pretensje mojego JA.
Wyszłam ze szpitala, gdzie czekała na mnie Debby.

- I jak tam? Szybko skończyliście - powiedziała, otwierając drzwi do samochodu.

- Bo to dupek a nie psycholog! - warknełam, siadając na fotelu. Byłam naburmuszona jak dziecko. Debb usiadła obok, zapiela pasy i ruszyła.

- Dupek mówisz...Ale coś ci powiedział?- pytała.

- Debby proszę cię, daruj sobie. Nie mam checi na kolejne rozmowy. Mark spieprzyl mi wystarczająco cały dzień - spojrzała na mnie z obrażona mina, ale nie kontynuowała rozmowy. Jechalysmy w milczeniu. William milczał. Nie dawał żadnego znaku. Może ma tyle pracy, że nie ma kiedy o mnie pomyśleć? Mimo niepamięci jego osoby, coś w środku pragnelo kontaktu z nim.
Debby podwiozla mnie pod dom, po czym żegnając się, pojechała do Ellite Group. Powoli doszłam do drzwi. Jednak za nim zdążyłam je otworzyć, usłyszałam podjeżdżajacy samochód. Odwróciłam się i zobaczyłam dużego czarnego Jeepa. Wysiadł z niego ten sam mężczyzna, który pod szpitalem wręczał mi kwiaty. Kolejny były szef. Szedł z uśmiechem w moją stronę. Trzymał w dłoniach jakieś pudełka.

Dotyk cz.2 !ZAKOŃCZONE!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz