Rozdział 30

560 61 7
                                    

Obudziłem się w ciemnym pomieszczeniu. Pode mną było mokro i wyczułem że leżę na betonowej podłodze. Było mi strasznie zimno a moje ubrania były mokre. Coś upijało mnie na szyi. Palcami wyczułem skórzany pasek. Poczułem sie jak pies. To nie było normalne. Nagle ktoś złapał mnie trzęsącymi rękoma i aż lekko podskoczyłem. Osoba wtuliła się we mnie i poznałem że to blondyn.
-Boję się.-wyszlochał trzęsąc się jeszcze bardziej.
-Spokojnie,jestem tu.-pogłaskałem go po włosach.
Trudno mi było ukrywać zdenerwowanie. Na jego szyi wyczułem również pasek w rodzaju obroży. Nie miałem pojęcia gdzie jesteśmy i czy w ogóle długo pożyjemy. Słowa Tommy'ego nie miały dla mnie znaczenia. Oszust zawsze zostanie oszustem. Byłem przerażony ale musiałem udawać silnego dla tego małego.
-Ej jak ty w ogóle masz na imię?-zapytałem próbując skupić jego uwagę na czym innym.
-Łukasz...-zmarszczyłem brwi na dźwięk jego imienia.-to znaczy Lucas.
-Nie jesteś stąd prawda?-poczułem jak jego oddech troche sie uspokoja.
-Jestem Polakiem.-odparł po chwili ciszy.
-Opowiedz mi coś o Polsce.-ucieszyłem się wiedząc że jest skupiony na naszej rozmowie i chodz na chwile zapomina o naszej sytuacji.
-Duża ilość Polaków narzeka na Polskę ale ona sama z siebie jest piękna.-wtulil się w moją klatkę piersiową.-jest tam pełno szalonych i niepowtarzalnych ludzi. Polacy rozkręcą każdą imprezę i kiedy trzeba stajemy za sobą murem.
-W takim razie chce kiedyś trafić tam.-szepnąłem otulając go ramieniem.
-Ja mam trochę łatwiej.-sapnął wbijając palce w moje plecy.-Bo przecież serce zawsze jest tam gdzie dom.
Napłynęły mi łzy na słowa Lucasa. Miał racje. Wspomnienie Anglii i rodzinnego miasta rozdarła mi serce. Chciałem dalej prowadzić rozmowę z moim rizmówcą jednak usłyszałem dźwięk otwierających się drzwi. Przez nie wydobyło się światło które na chwile mnie oślepiło.
-Idziemy!-krzyknął ubrany na czarno typek ktory chwycił nas za łokcie.-Tylko bez żadnych numerów!
Wyprowadził nas na korytarz. Nad nami były lampy i nie które były wypalone. Korytarz był bardzo długi i co chwile mijaliśmy jakieś pokoje z metalowymi drzwiami. Mężczyzna na prawie samym końcu wepchnął nas do jednego z pomieszczeń. W środku nie było okien. Z boku leżały tylko dwa materace , jakieś miski z jedzeniem i nic poza tym. Podłoga z betonu i betonowe ściany. Czułem sie jak w psychiatryku. Zacząłem glosno płakać. Nie wytrzymałem juz chociaz chciałem byc silny. Naprawde sie starałem dać radę. Ukucnałem kuląc sie i płacząc. Lucas przytulil sie do mnie chcąc dać mi otuchy. Byłem w jakiejs pieprzonej rozsypce. Przepłakałem tak dłuższą chwile po czym powoli zacząłem się uspokajać. Oczy szczypały mnie od wypłakanych łez. Brałem głębokie wdechy siedząc juz na betonie.
-Proszę nie płacz bo zaraz i ja będę.-jeknal ledwo powstrzymując łzy.
Przytuliłem go do siebie. Cieszyłem się że nie byłem tam sam. Że miałem kogoś   po mojej stronie. Oszalałbym bez tego młodzika.
-Dziękuje ci.-szepnąłem patrząc mu w oczy.
-Jesteśmy tu sami więc musimy sobie dawać radę.-oświadczył przejmując role silnego.-Obiecaj że się nie poddasz!
-Obiecuje.-wydukałem.
Drzwi od pomieszczenia się otworzyły i ujrzeliśmy postać Tommy'ego. Był uśmiechnięty i nawet nucił coś pod nosem. W ręku trzymał jakieś ubrania i ręczniki. Jego widok zaczął napawać mnie obrzydzeniem. Lucas najwidoczniej się go przestraszył bo wtulil się w moje ciało bardzo mocno chowając twarz w zagłębieniu szyi.
-Cóż za piękny widok...-zaśmiał się kpiąco.-...wybaczcie tak zimne przywitanie.-rzucil w naszą stronę ręcznikami.
-Czuję do ciebie pogardę.-burknąłem chcąc zedrzeć mu ten uśmieszek.
-Ah zapomniałbym...-rzucil we mnie ubraniami.-...ubierz się w to seksowne i zaraz się zabawimy.-posłał mi uśmiech po czym wyszedł.
Czułem jak zaciska mi się przełyk a łzy pieką w oczach. Wizja jakiejkolwiek zabawy z nim była obrzydliwa. Znowu brakowało mi sił lecz wtedy spojrzałem na niego. Siedział już na przeciwko patrząc tymi swoimi brązowymi oczami. Wziąłem jeden z ręczników i powoli przecierałem jego mokre włosy. Po prostu potrzebowałem skupić uwage na czym innym. Chciałem poczuć sie komuś potrzebny i pomocny. Dziwne ze w takiej sytuacji naszło mnie na opiekowanie sie kims. Chłopak spojrzał na ubrania leżące obok nas. Kątem oka dostrzegłem tylko ten kawałek "ubrania" ktory miałem na siebie założyć. Nie mogłem nazwać do konca ubraniem koronkowe majtki. Kilka głębokich wdechów przywróciło mi równowagę. Podałem towarzyszowi suche ubrania. Na szczescie jego ubiór nie był taki zły. Dano mu różową bluzkę z napisem "baby" i czarne rurki. Lucas był chudziutki i wyglądał na małego chłopca w wieku lat 14 a to ubranie sprawiło ze miałem wrazenie ze ma moze z 12. Gdyby nie ta chora sytuacja pomyślałbym ze to nawet urocze. Kiedy nadeszła pora na moje przebranie sie młodszy odwrócił sie okazując mi w jakis sposob szacunek. Oboje byliśmy facetami i mieliśmy to samo jednak on wiedział jak bardzo to dla mnie krępujące i ciężkie. Pokazał mi ze nie chce widzieć mnie "w tym stanie". Chciałem zeby postrzegał mnie za silnego faceta a w tych gaciach czułem sie okropnie , jak bezbronny dzieciak. Nie uronilem ani jednej łzy. Nie płakałem nawet gdy przyszedł ten sam wielki i obleśny typ dotykając brudnymi łapami mojego ciała by okryć mnie szlakrokiem. Płakać zacząłem dopiero gdy nie widział mnie młodszy. Szedłem korytarzem prowadzony przez sługusa tego kutasa i miałem chęć umrzeć. Ja Liam James Payne chciałem umrzec przez jednego śmiecia. W końcu mężczyzna się zatrzymał popychając mnie w strone dużych , drewnianych drzwi.
-Dalej idziesz sam.-oświadczył groźnie.
Pomyślałem ze facet ma nie tylko głos podobny do świni ale tez i ryj. Nie obrażający tych przydatnych zwierząt. Popchnalem drewniane drzwiczki wchodząc na wyczuwalne teren Toma.
-Witaj piękny.-podszedł łapiąc mnie za podbrodek.
-Żygać mi się chcę jak na ciebie patrzę.-odepchnąłem jego dłoń.
-Uhh to nie ważne.-zaczął rozwiązywać mój szlafrok.-Pobawimy się a ta zabawa napewno ci się spodoba.
-Nie dotykaj mnie!-odepchnąłem go od siebie.-Założyłem te żanujące gacie ale nie pozwolę sie dotknąć komuś takiemu jak ty!!!
Nic nie odpowiedział. Zadał mi cios prosto w twarz. Upadłem na ziemie wypluwając sporą ilość krwi bo przegryzłem język. Świat na chwile zawirował. Cała szczeka bolała strasznie mocno. Nie mogłem płakać.
-Teraz zmieniłeś zdanie?-kucnął nade mną szczerząc się.
-Spieprzaj.-naplułem na niego śliną zmieszaną z krwią.
-Zła odpowiedź.
Kolejny cios tym razem w brzuch. Przez chwile nie mogłem wziac wdechy przez bol. Próbowałem sie bronić ale nic z tego. Kolejny cios w nos. Tym razem usłyszałem jak kość w nosie łamie sie. Potwornie bolało. Leżałem na ziemi cały zakrwawiony. Zadawał pytanie po którym zadawał ciosy. Kilka kopnięć i czułem że zaraz stracę przytomność. Nawet gdy ja traciłem to potem gdy wracałem do żywych wciaz pytał "Teraz bedziesz posłuszny?" A moja odpowiedz nigdy sie nie zmieniła. Bił mnie nie miłosiernie mocno przez kilka godzin a moze więcej. Traci sie poczucie czasu w takim miejscu. Przez chwile nawet jak przez mgle widziałem Malika ktory kladzie sie obok mnie i patrzy. Ciosy w stanie były mnie zabić ale nie moją miłość do Zayna, nie ją.

Od autorki: postaraliście się z komentarzami jednak miałam strasznie napięty grafik że tak to ujme. Winagrodze wam to i zaraz biorę sie za kolejny rozdział by jeszcze dzis sie pojawił ! Jesli sie podobało to wiadomo co robic xxx

Convicted // Ziam MayneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz