6. Piracka kuchnia

3.4K 225 37
                                    

Na całej łodzi jest wyjątkowo cicho, aż dziwnie. Znowu potruli się wszyscy jedzeniem, czy może ona ich wszyskich zabiła?

Słyszę głos dobiegający z jadalni więc skręcam w tamtą stronę i staję w drzwiach.

Dziewczyna siedzi przy stole tyłem do mnie, a cała moja załoga krząta się koło niej, patrząc z takim zainteresowaniem jakby w życiu kobiety nie widzieli.

- Siądziesz tutaj? - słyszę jak pyta Huggiego, a w jej głosie widnieje uśmiech.

Tak już się zadomowiła tutaj, co? Myśli, że ma ich w garści i może sobie podrywać kogo zechce.
Tylko mnie tu może uwodzić, nie jestem głupi i nie pozwolę jej na nic więcej.

Ale w sumie nie wiem co za różnica, na co jej pozwalam, skoro i tak potrafiła się sama rozwiązać i pewnie zmyślić jakąś bajeczkę, dla mojej załogi.

Chociaż w sumie... nie zabroniłem jej się uwalniać, ani tu przychodzić. Myślę jednak, że okalające ją liny były dość jednoznaczne.

Wracając do uwodzenia...
To porządne chłopy, ale umówmy się, że nie są zbyt mądrzy.

Chłopak patrzy niepewnie to na nią, to na krzesło, aż wreszcie kątem oka mnie zauważa.

Zaplatam ręce na piersi i jednym palcem przesuwam po gardłrze (przyp. Autorki: nie wiem jak to się pisze).

- Obawiam się, że kapitan będzie chciał siąść koło pani - odzywa się w końcu.

Mądry Huggi myślę masz u mnie za to plusa.

- Szkoda - dziewczyna wzrusza ramionami, ale wyczuwam w tym geście trochę stresu.

Nie chce, abym koło niej siadał. Niedoczekanie.

- Rudolf, przynoś żarcie! - krzyczy Bum na naszego kucharza.

Oczywiście, Harda pierwsza dostaje jedzenie.
Wszyscy patrzą na nią w konsternacji.
Niepewnie bierze łyżkę i bierze do ust trochę ciemnobrązowej papki.

Dużo szybciej to wypluwa.
Sięga po kielich.

- Co to jest? - pyta.

- Grog.

- Co to?

- Rum z sokiem z cytrusów - mówi ktoś, a ona bez obligacji przechyla i pije łyk za łykiem.
Gdy wreszcie go odstawia, jestem pewny, że jest pusty.
Niezła jest. Jak na kobietę.

- Paskudztwo - stwierdza.

Na 100% nie chodzi jej o rum.
Moi piraci wybuchają gromkim śmiechem.

Jedzenie Rudolfa to bajzel.

Tym razem postanawiam się do nich dołączyć, bo nudzi mnie już to stanie w drzwiach.

- Uważasz, że ugotowałabyś lepsze? - pytam, odrywając się od framugi drzwi.

Odwraca się w moją stronę z promiennym uśmiechem na twarzy.

Dobra, jeden zero dla niej, tego się nie spodziewałem.

- Oczywiście - odpowiada - kocham gotować. Umiem to robić. Siadasz? - pokazuje krzesło obok siebie - zarezerwowaliśmy ci miejsce - uśmiecha się.

A to szczwana lisica.

- Jasne - podchodzę do niej i siadam - wyszłaś z kajuty - zauważam zaczepnie.

- Tak - nie łapie haczyka - stwierdziłam, że nie ma sensu, abym leżała tam związana. Nie było w tym pożytku dla mnie, ani dla ciebie - wzrusza ramionami spokojnie - przecież i tak nie mam dokąd uciec.

Tak, to fakt. Ale nigdy żaden mój okup nie zwrócił na to uwagi. Krzyczeli, kopali i wierzgali nawet na środku morza. Trzeba było ich jakoś zamknąć.
A ona? Ona wszystkim steruje, jakby to był jej statek i pływała nim od wieków.

- Tak? - pytam - skoro tak bardzo chcesz się przydać i mówisz, że umiesz gotować, to może zrobisz nam jutro obiad?

- Ależ oczywiście - uśmiecha się zadowolona.

Nagle coś przychodzi mi do głowy.

- A jak ty właściwie masz na imię? - pytam.

- Justyna - odpowiada. Ładne imię.

- Ile masz lat?

- Dziewiętnaście.

Młoda jest myślę.

- A ty? - pyta.

- Dwadzieścia dwa.

- Stary jesteś - śmieje się.
Kładę rękę wysoko na jej kolanie.
Patrzy chwilę na moją dłoń, to na mnie, po czym przestaje zwracać na to uwagę.

- Jedzmy! - zarządzam.

- Przecież to paskudne! - krzywi się.

- A od czego jest rum? - włącza się w rozmowę Bum i nalewa jej jeszcze alkoholu.
Justyna wzrusza ramionami, bierze kielich do lewej ręki, widelec do prawej i sprawnie je, popijając za każdym gryzem.

Podoba mi się to.

Piratka  ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz