37. Dziwne wyznania miłości.

1.8K 155 12
                                    

Gdy zbliżamy się do Hardej jest już późny wieczór. Słońce chyli się ku zachodowi, a wszystko wokół spowite jest wyłącznie lekkim, pomarańczowym światłem.

Może to i lepiej? Moje przebranie pozostanie przynajmniej nierozpoznane.

Mam na sobie spodnie, koszulę, płaszcz oraz głęboko naciągnięty na głowę kapelusz, a moje włosy związane są w niskiego koka. Część twarzy zasłania mi apaszka. U pasa noszę miecz oraz krótki nóż.

Już wcześniej wysłaliśmy piratom sygnał, że chcemy rozmawiać i to na pokojowych warunkach, więc nie boimy się ataku z ich strony.

- Czego chcecie? - pyta mężczyzna którego nie kojarzę.

- Chcę rozmawiać z kapitanem - odpowiadam najniższym oraz najgłośniejszym głosem na jaki mnie stać.

- Ja nim jestem - odpowiada nieznajomy.

- Niech mnie pan nie śmieszy - mój ton staje się z lekka kpiarski - doskonale znam kapitana i mam z nim rachunki do wyrównania.

- Kapitan nie... - zaczyna mężczyzna, lecz w jego zdanie wcina się znajomy mi głos.

- W porządku - Dark wychodzi spod pokładu i uspokaja kamrata - chętnie posłucham co ten młodzieniec ma mi do zarzucenia i postaram się jakoś zadość uczynić. Oczywiście, nie będę hojny.

- Nie ma potrzeby by być hojnym - odpowiadam dumnie - proszę jedynie o możliwość zmierzenia się w uczciwym pojedynku, a gdy walka zostanie rozstrzygnięta, zdradzę powód swojej eskapady.

Mężczyzna kręci głową ze śmiechem niedowierzania. Pewnie zastanawia się, kto mógłby być na tyle głupi, aby się z nim zmierzyć.

- Dobrze więc, niech się stanie jak sobie życzysz - mówi.

Na te słowa robię to o czym zawsze marzyłam i do czego ćwiczyłam już od miesięcy: wspinam się po wantach  jakbym chciała wejść na gniazdo bocianie, mocno chwytam za linę i już po chwili lecę na pokład sąsiedniego statku.

Moje stopy twardo zderzają się z ziemią, a cały kręgosłup przeszywa nagły, ostry ból.

Jakimś cudem udaje mi się jednak ustać na nogach z czego jestem niesamowicie dumna.
Wyciągam szablę i kieruję ją w stronę ukochanego, a on odwzajemnia mój gest.

Nigdy nie byłam dobra w opisywaniu walk, więc tego nie zrobię. Powiem tylko, że była ona długa i niezwykle zaciekła. Moje czoło spływało potem, a mięśnie piekły, gdy Darkowi wreszcie udało się przyłożyć ostrze do mojego gardła. Nie zdziwiłam się. Spodziewałam się takiego wyniku, a nawet myślałam, że będzie gorzej. 

- Kim jesteś i co chciałeś udowodnić dzięki tej walce? - pyta mężczyzna, nie obniżając broni.

Uśmiecham się szeroko. Dostrzegam zmianę wyrazu twarzy mężczyzny, lecz nie mam pojęcia  co ona teraz wyraża. Może... konsternację?

- Chciałam ci tylko pokazać, jak ładnie nauczyłam się walczyć - odpowiadam swoim zwykłym, beztroskim głosem.

Delikatnym ruchem odsuwam jego miecz od mojej szyi i zdejmuję kapelusz, odsłaniając całkowicie swoją twarz.  Gdy widzę jak twarz Darka jaśnieje, czuję się jeszcze bardziej pewna.

- I udowodnić, że cię kocham - dodaję po krótkiej przerwie - i jeśli trzeba zaakceptuję kim jesteś i mimo wszelkich wad twojej profesji, zawsze będę cię wspierać.

- Też cię kocham - odpowiada mężczyzna, na co posyłam mu swój uśmiech pt. "uszczęśliwiasz mnie". - Ale na akceptację już za późno - dopowiada z kamiennym wyrazem twarzy.

- Nie rozumiem - marszczę brwi.

- Na akceptację już za późno - powtarza się - bo postanowiłem się ustatkować. Oddałem piracki statek i w tej chwili wracałem do ciebie na Hardej z nadzieją, że przyjmiesz propozycję małżeństwa ze skromnym marynarzem.

Kręcę głową. Już po mnie. O co mu chodzi?

- Z kim? Przecież mówiłam, że to ciebie kocham, a ty podobno odwzajemniasz moje uczucia. Dlaczego więc mam wychodzić za jakiegoś skromnego marynarza?

Z jego ust wydobywa się chichot, kiedy mówi:

- To ja jestem tym skromnym marynarzem. Rzuciłem piractwo. Kocham cię. Czy to wystarczająco jasne?

- Chyba tak.

- Więc za niedługo się pobierzemy - odpowiada stanowczo.

Zatkało mnie.

- Nie.

- Jak to nie? - dziwi się.

- Nawet nie zapytałeś! Gdzie tu romantyzm? Nie wyjdę za ciebie dopóki ładnie nie poprosisz.

Na jego twarz wpływa pełen niedowierzania uśmiech, po czym mężczyzna odrzuca broń, klęka na jedno kolano i na oczach załogi dwóch statków pyta:

- Czy wyjdziesz za mnie, o ty dziwna i niesamowita istoto?

Uśmiecham się.

- Teraz dobrze - oceniam. - Tak, wyjdę za ciebie, skromny marynarzu - mówię.

Nie zajmuje to nawet chwili, a Dark porywa mnie w ramiona.

I muszę przyznać, że spodziewałam się że zacznie mnie całować, albo zrobi jakąś inną bardzo nieodpowiednią rzecz. Lecz on po prostu obejmuje mnie pasie i chowa twarz w mojej szyi, przytulając mnie do siebie mocno.

Odwzajemniam uścisk.

- Kocham cię - szepczę, a on tylko mocniej przyciska moje ciało do siebie w odpowiedzi. I sama nie wiem jak długo tkwimy w ten sposób, ale czuję, że mogłabym zostać tak do końca swoich dni. W jego ramionach czuję się naprawdę KOCHANA.

Piratka  ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz