10. Bo w sumie, to go lubię...

2.9K 188 13
                                    

Rozdział dedykuję pewnej dziewczynie, o dziwnym nicku, która uświadomiła mi, że: nie znam japońskiego i nie jestem otaku. Ale teraz przynajmniej znam znaczenie słowa "desu" ;) mam nadzieję, że ta część ci się spodoba (tak jak i również wszystkim innym czytelnikom) :)

Zabieram się do roboty.

Rudolf pokazał mi już szafki, a teraz czeka na moje rozkazy.
Biorę do ręki ziemniaki. Są tak zgnite, że nie dziwię się jedzeniu, że smakuje jak gówno.
Mięso? Śmierdzi paskudnie.
Warzywa? Podgnite.

Widać, że brak tu kobiecej ręki.

- Co mam robić? - pyta "kucharz".

- Obierz te ziemniaki - wydaję polecenie i sprawdzam co zrobi.
Tak jak myślałam - bierze byle jakiego i obiera go cieniutko, nie zważając na czarne dziury w środku.

- Źle - mówię - bardzo źle.

Patrzy na mnie w zdziwieniu.

- Wszystko co czarne jest do wyrzucenia.

- Przecież wszystko jest czarne - robi się jeszcze bardziej czerwony.

- Bo jest zgnite - przewracam oczami.

Biorę od niego warzywo i nóż, po czym sprawnie robię z nim porządek, aż zostaje z niego tylko mała, podziurkowana kuleczka i mówię mu co robić.
Podczas tego gadamy. Dowiaduję się, że jest bratem Buma, rybakiem z wykrztałcenia, a piraci wzięli go tutaj tylko dlatego, że tamten ich o to prosił. Z litości, że nic mu się nieudaje (to dziwne, piraci, a jednak robią coś dla dobra innych). Rudolf to tylko prześmiewczy przydomek.

- Dlaczego prześmiewczy? - udaję głupią - przecież to ładne imię.

- Kojarzysz te bajki dla dzieci ze świętym Mikołajem? - pyta - jest tam renifer o czerwonym nosie. Po nim mam to przezwisko.
Udaję zdziwioną.

- Ale przecież Rudolf był świetny! - wykrzykuję przesadnie - kocham piosenkę o nim. Znasz ją?

- Nie... - nie dokañcza, bo mu przerywam.

- Jest Waleczny, i Walczyk, i Strzała, i Swarek
Zefir, Kupidyn, Kometa i Śmiałek
Sławą przyćmił ich
Rudolf z nosem co w mroku lśni - śpiewam do niego uśmiechnięta, po czym chwytam marchewkę i udaję że to magnetofon, skacząc w rytm piosenki i robiąc z siebie idiotkę - Rudolf czerwononosy to renifer każdy wie
I chociaż niepozorny nosem zmienił dziejów bieg
Lecz inne renifery z jego nosa śmiały się
Bawić się z nim nie chciały, dokuczały mu do łez - rzucam marchewką o blat i łapię czerwonego, ale również uśmiechniętego faceta za ręce -
Aż tu nagle w przeddzień świąt
Tak Mikołaj rzekł:
Masz, Rudolfie, lśniący nos
Bądź mi światłem w ciemną noc
Zjednał miłością wszystkich
Śpiewa o nim cały świat
Rudolf czerwononosy
Blaskiem lśni w orszaku gwiazd!

No i po prostu wracam do roboty, aby jeszcze bardziej go nie zawstydzać.

- Dobre z ciebie dziecko - rzuca po chwili.

Uśmiecham się do niego szeroko.

- Wiem.

***
Z racji tego, że z 10 kg ziemniaków, po obraniu zrobił się tylko jeden garnek, a mąki było pod dostatkiem, postanowiłam zrobić kopytka.
Do tego jabłka z marchewką i koniec.
Mięsa nawet nie tknęłam. Na samą myśl, że wczorajsza papka była po części z niego zrobiona jest mi niedobrze.

Gdy nadchodzi odpowiedni czas, a piraci zasiadają do stołu, biorę pierwsze talerze i poruszając biodrami odzianymi w za duże spodnie, kieruję się do Kapitana.
Ja zawsze dostawałam pierwsza, bo byłam (w pewien sposób) najważniejsza.
Teraz to on taki jest.

- Wow, to ma krztałt - to pierwsze słowa, które padają z ust mężczyzny - Rudolf nigdy nie zrobił niczego, co ma krztałt.

Nie wiem co odpowiedzieć, więc po prostu uśmiecham się i roznoszę dalej, po czym siadam i jem razem z nimi, słuchając ochów i achów z ich strony.
A to wcale nie jest nic niezwykłego. Po prostu da się jeść.

- Chłopaki - zwracam na siebie ich uwagę - musimy zatrzymać się w jakimś porcie kupić jedzenie. Dzisiaj jest tak skromnie, bo wszystko inne wam zgniło i nie ma szans na nic lepszego.

- To jest skromnie? - ten chłopak, którego wczoraj zapytałam o to, czy przy mnie siądzie odzywa się przesadnie.

- To było proste - wzruszam ramionami i kończę rozdawać talerze.

Sama siadam (oczywiście) przy kapitanie, bo wiem, że muszę i nie chcę zwracać na siebie uwagi swoim "złym zachowaniem".

- Smacznego - uśmiecham się do nich bez konkretnego odbiorcy.
Jemy w ciszy, delektując się ich pierwszym zjadliwym posiłkiem od wszechczasów.

Gdy kończymy, sprzątam po wszystkich (a jest taki chlew, że zostaję tam do wieczora), po czym postanawiam posprzątać część wspólną statku.

Robię to sama nie wiem do której, ale do późna w nocy.

Gdy wracam do kajuty widzę, że "nasz kochany Kapitan" jeszcze nie śpi.

- Witaj - mówię.

Biorę swój strój na noc i tym razem z racji tego, że jestem zbyt zmęczona aby gdziekolwiek iść, przebieram się za szafą.

Kładę się na łóżku i wtulam w pirata.

- Tak w sumie, to jestem wam nie potrzebna. Udzieliłam Rudolfowi parę lekcji gotowania, pomogę wam zrobić zakupy i... może zostawicie mnie w najbliższym porcie? - sugeruję.

- Nie - wyrywa mu się lekko zbyt szybko - jeszcze nie. Może w następnym, ale nie teraz - mówi.

Nie wiem co o tym myśleć. Nie ma sensu się kłócić, mogę tylko walczyć o swoje prawa na tym statku - czuję, że nie dostanę nic więcej.

Zdenerwowana mnę swoją (no nie dokońca) koszulę, po czym zwracam się do Darka.

- Jeżeli już chcesz mnie przetrzymywać, to jak będziemy w porcie to kupisz mi jakieś damskie ubrania i koszulę nocną, dobrze?

- Idź spać i przestań gadać - warczy na mnie mężczyzna, po czym obejmuje mnie i kładzie dłonie na mój tyłek.

Lekko ściska, po czym zasypia.

Mam ochotę obciąć mu za to pewną część ciała, ale się opanowuję.

Bo w sumie, to go lubię.

Piratka  ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz