33. Słońce moje najjaskrawsze.

1.6K 108 0
                                    

Chłopak od opium nie kłamał. Ledwie wyszedł, a na jego miejsce przybył wysoki, barczysty mężczyzna o długich, brązowych włosach oraz cienkim wąsie. Do twarzy przylepiony miał szelmowski uśmiech.

Jeden rzut okiem wystarczył, abym wiedziała, że z profesji był rozbójnikiem, a kolejny utwierdził mnie w przekonaniu, że w dodatku uzbrojonym.

Idealnie.

Podchodzę do niego wolnym krokiem, aż w końcu zatrzymuję się zbyt blisko by to było przyzwoite i dopiero wtedy dygam.

- Witam - mówię, patrząc na niego spojrzeniem, które w zamierzeniu ma być uwodzące. Nie mam jednak pojęcia, czy mi się to udaje, a takie sytuację znam tylko z powieści romantycznych, w których wiele spraw pozostało naciągniętych przez niedoświadczonych przez życie pisarzy.

Mężczyzna kłania mi się, odwzajemniając uprzejmy gest. 

- Kapitan Missdådare, do usług - bierze moją dłoń i cmoka ją z ponętnym uśmiechem.

Muszę użyć całej siły swojej woli, by mu jej nie wyrwać.

- Justyna - przedstawiam się krótko i zwięźle, lecz zbójnik nie zwraca na to uwagi. Ciągnie moją dłoń do siebie, sprawiając, że muszę jeszcze bardziej się do niego przysunąć, co zdecydowanie mi się nie podoba, po czym obejmuje mnie w pasie.

- Ależ Panie... - szepczę przestraszonym tonem - nigdy nie byłam jeszcze w ramionach mężczyzny - kłamię, gdyż jest to część mojego planu.

- Słońce moje najjaskrawsze - odpowiada mężczyzna gorliwym tonem, odwracając mnie tyłem do siebie. Całuje moją szyję - jestem tutaj właśnie po to aby to zmienić. Rzadko trafiają nam się tutaj takie skowronki, a ja chcę nauczyć cię jak odlecieć. 

Odchylam głowę, pozwalając mu całować swoją szyję przez krótką chwilę.

Dotyk jego ust pozostawia na niej gęsią skórkę, jednak nie z podniecenia, a ze strachu i obrzydzenia. I zniesmaczenia samą sobą i faktem, że pozwalam dotykać się osobie, która nie jest moim ukochanym, a jakimś całkiem obcym mężczyzną.

Odwracam się do niego przodem, nawiązując kontakt wzrokowy spod opuszczonych rzęs.

- Pozwól więc Panie, że spróbuję cię zadowolić - mówię uwodzicielskim tonem, a moje ręce wędrują po jego klatce piersiowej, aż w końcu wchodzą pod jego szustokor, powoli go z niego zsuwając.

Muszę przez chwilę się postarać. Muszę zwodzić go do momentu kiedy się zapomni, a ja będę mogła szybko zadziałać i wywalczyć drogę do swej wolności.

Rozbieram go od pasa w górę do naga, spychając z siebie jego ręce za każdym razem, gdy próbuje dobierać się do mojego ubioru.

On jednak dobrze to przyjmuję, mając to zapewne za jakąś erotyczną grę, którą wraz z nim toczę. Nic bardziej mylnego.

Popycham go delikatnie na łożę, a sama siadam przy jego kolanach, uśmiechając się do niego drapieżnie.

- Pozwól Panie, że cię rozbroję, aby nie pokaleczyć się w czasie stosunku - mrugam do niego, a gdy nie oponuje, ściągam mu jego pas i odkładam go na bok łóżka. W czasie, gdy to robię, dłoń rozbójnika wędruje na moją suknię i znajduje w niej rozcięcie o którym nie miałam wcześniej pojęcia. Zrobione jest sprytnie, ukryte pod fałdami sukni praktycznie nie możliwe do zauważenia, a jednak mężczyzna bez problemu znajduję drogę, aby dotknąć góry mojego uda. Muszę działać szybko, jeżeli nie chcę znosić na sobie jego hańbiącego dotyku.

Siadam więc okrakiem na jego brzuchu i kręcę się energicznie wywołując przy tym jęki szatyna. Jedną ręką opieram się o jego nagi tors, lecz drugą sięgam do tyłu, próbując wymacać na pościeli głowicę miecza. 

Gdy tylko mi się to udaje, szybkim ruchem przystawiam mu ostrze do gardła.

- Zdejmij ze mnie ręce - rozkazuję, na co mężczyzna patrzy na mnie zdumionym spojrzeniem, ale wysłuchuje mojego polecenia.

Ostrożnie ześlizguję się z jego ciała i nie odrywając miecza od jego szyi, wstaję z łoża.

- Nie ruszaj się - mówię, po czym biorę w ręce jego szustokor i zarzucam go na siebie. 

W tym czasie mężczyzna wstaje i kieruje się w moją stronę, próbując mnie złapać.

- Odsuń się - ostrzegam go, jednak tym razem w ogóle się mnie nie słucha.

- Kim ja bym był, gdybym bał się, że byle kobieta może mnie skrzywdzić? - prycha i sięga łapskami w moją stronę.

- Rozsądnym człowiekiem - wzruszam ramionami, a kiedy próbuje mnie złapać, wymierzam porządnego kopniaka między jego nogi.  Nie chcę go pociąć, a jednak dzięki ostrzu w swoich rękach mam nad nim mentalną przewagę.

Moje kolano okazuje się jednak równie skuteczne.

Mężczyzna zwija się przez chwilę z bólu, a ja wykorzystując tą chwilę ubieram na głowę jego kapelusz i wychodzę z pokoju.

Ciemny korytarz nie grzeszy ludzką obecnością, a jednak z niektórych sąsiednich pokojów wydobywają się dziwne dźwięki.

Dopiero, gdy udaje mi się niepostrzeżenie wymknąć się z budynku, wzdycham z ulgą.

Lecz wtedy przypomina mi się jedno: co z Darkiem?


Hej, hej! Kolejny rozdział przygód naszej Hardej. Muszę przyznać, że wyszło dość niespodziewanie... nawet dla mnie samej. Dziwnie się czułam pisząc tę scenę i nie mogę powiedzieć, aby przyszła mi ona z łatwością. Mam jednak nadzieję, że moim czytelnikom się podoba ;)

Kocham was!

~ StysiaN

Piratka  ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz