Rozdział 32

470 20 3
                                    

Po powrocie do domu i wzięciu długiej relaksującej kąpieli, zamknęłam się w swoim pokoju i z nikim nie miałam ochoty rozmawiać. Uparcie ignorowałam smsy i telefony od Michaela i Emmy. A nawet i Luke starał się ze mną skontaktować. Zapewne próbowałby wcisnąć mi jakieś durne tłumaczenie i liczyłby na to, że mu uwierzę.

Telefon zadzwonił po raz setny chyba dzisiaj. Widząc, że to mój przyjaciel dla świętego spokoju postanowiłam odebrać.

- Mike, naprawdę nie mam ochoty z nikim dzisiaj gadać, ani się widzieć – ciężko westchnęłam po przyłożeniu telefonu do ucha.

- Chciałem tylko... chciałem tylko zapytać, jak się trzymasz? – głos Michaela był niepewny, jakby się bał, że mnie urazi tym co mówi.

- Jest do kitu, Mike – z moich oczu ponownie zaczęły spływać łzy. Przez moje zapłakane i czerwone oczy, pewnie wyglądałam jak zając – To t-ttak bar-bardzo boli – wyszlochałam.

- Wiem, Cassie. Wpuścisz mnie do domu? – zmarszczyłam brwi i skierowałam się na dół.

- Co? Jesteś przed moim domem? Jesteś sam? – miałam nadzieję, że nie przyprowadził Hemmingsa. W przypadku tej dwójki mogłam się spodziewać różnych podstępów.

- Tak, nie ma ze mną Luke'a – odpowiedział, jakby czytał mi w myślach.

Podeszłam do drzwi i niepewnie je otworzyłam. Telefon nadal trzymałam przy uchu. Moim oczom ukazał się Michael, który także nie odrywał swojej komórki od ucha. Gdy się upewniła, że nikogo z nim nie ma, uchyliłam bardziej drzwi.

Mina przyjaciela była pełna troski i zmartwienia. Gdy mnie zobaczył od razu schował telefon do kieszeni i rozłożył ramiona, w które od razu wpadłam. Nie potrafiłam dłużej udawać twardej. Rozpłakałam się jeszcze bardziej.

Mike mocno mnie do siebie przytulił. Policzek wtulił w moje włosy, a jedną ręką głaskał po plecach. Widząc, że to uspokajające gesty nie pomagają, wprowadził mnie do środka domu i zaprowadził do kuchni.

- Siadaj, zrobię nam herbaty – posłusznie zrobiłam tak jak kazał i beznamiętnym wzrokiem patrzyłam, jak krząta się po kuchni i szykuje wszystko do przygotowania gorących napoi.

Gdy już wszystko było naszykowane i pozostało jedynie czekać, aż woda się zagotuje, Michael odwrócił się w moją stronę i oparł o blat. Wbił we mnie swój poważny wzrok, a ja już wiedziałam o czym miał zamiar rozmawiać.

- Mike, naprawdę nie chcę poruszać tematu Luke'a – przymknęłam oczy, by zapobiec ponownemu rozpłakaniu się.

- Wiem, że nie chcesz. Ale to naprawdę nie było tak.

- Bronisz go? – od razu pokręcił przecząco głową.

- Nie bronię. Po prostu się o was martwię – podszedł do mnie i przykucnął obok krzesła, na którym siedziałam – Obydwoje jesteście w fatalnym stanie. Powinniście się spotkać i porozmawiać.

- Zdradził mnie – spojrzałam prosto w zmartwione oczy Michaela – Zdradził mnie z Ashley, podczas moich urodzin. Nie wyobrażasz sobie, jak się wtedy czułam. Nikt mnie nigdy bardziej nie zranił, ani nie upokorzył – ściszyłam swój głos, przez rosnącą w moim gardle gulę.

- Wiem, Cass – zalał kubki gorącą wodą i postawił jeden przede mną. Usiadł na krześle obok mnie i kontynuował: - Ale sporo się wydarzyło, kiedy wyszłaś. Daj mu szansę przynajmniej na jedną rozmowę.

- Nie wiem, czy będę potrafiła – objęłam dłońmi kubek.

- Zależy ci na nim.

- Nie, Michael – uznałam, że najwyższa pora się przyznać i powiedzieć to głośno. Przeczesałam jedną ręką swoje rozpuszczone włosy. Mój przyjaciel patrzył na mnie znacząco i czekał, aż dokończę swoją myśl. Wzięłam głęboki oddech – Ja go kocham. Dlatego to boli dużo bardziej.

Clifford uśmiechnął się i złapał moją dłoń. Nie rozumiałam, dlaczego zaczął się tak cieszyć. W końcu nie powiedziałam nic zabawnego.

- Koniecznie porozmawiaj z nim – ciągle to powtarzał. A dla mnie to wcale nie było ani proste, ani oczywiste.

*

Pod wieczór doszłam do wniosku, że wyjdę się przejść. Potrzebowałam świeżego powietrza. Ciągle rozważałam to co Mike w kółko powtarzał – porozmawiaj z nim, musicie pogadać i wszystko sobie wyjaśnić.

Moja głowa pękała od nadmiaru myśli. Już sama nie wiedziałam co miałam ze sobą zrobić, by nie myśleć. Chociaż przez chwilę chciałam nie myśleć o tym wszystkim. O Luke'u.

Otworzyłam drzwi, by wyjść na zewnątrz, ale zatrzymała mnie osoba stojąca przed nimi z ręką uniesioną do góry w zamiarze zapukania.

- Co tu robisz? – przyglądałam się uważnie chłopakowi. Nie wyglądał najlepiej. Zgarbione plecy świadczyły o tym, że jest czymś przybity.

- Chciałem pogadać.

- Jeśli Luke cię tu przysłał, możesz mu przekazać, że nie mam zamiaru wysłuchiwać jego posłańców – wyminęłam niezapowiedzianego gościa. Chciałam zrealizować, to co sobie zaplanowałam i pójść się przespacerować.

- W zasadzie – owinął palce wokół mojego nadgarstka, by mnie zatrzymać, ale jak zobaczył moje wściekłe spojrzenie od razu mnie puścił – Luke nie wie, że tu jestem.

- Więc po co przyjechałeś, Ashton?

- Przejdziemy się?

- Jasne – zgodziłam się, bo przecież i tak miałam zamiar to zrobić – To o czym chciałeś porozmawiać? – zapytałam, gdy już jakiś czas szliśmy w ciszy.

- To wszystko moja wina, Cassie.

- Nie możesz brać odpowiedzialności za to, że Luke przespał się z Ashley. Ty nie masz z tym nic wspólnego – starałam się zmienić zdanie Irwina. Nie mógł brać cudzych win na siebie.

- Właściwie, to mam z tym dużo wspólnego – upierał się przy swoim zdaniu.

- Co masz na myśli? – zatrzymałam się i patrzyłam na niego zdezorientowana.

- Ashley do mnie przyszła, gdy Luke przestał się z nią spotykać. Wiedziała, że jestem na ciebie wściekły, za to że mnie odtrąciłaś, po tym jak cię pocałowałem. Chciała się zemścić. Tak mnie podeszła, że... Załatwiłem jej prochy. Myślę, że Luke nawet nie był świadomy tego, co robił. Gdyby nie ja, to nigdy by się nie stało. Czułem się zraniony, ale to żadne wytłumaczenie.

Kolejny cios prosto w serce. Tym razem od kogoś po kim bym się tego nie spodziewała. Nie byliśmy z Ashtonem w żaden sposób sobie bliscy. Byliśmy po prostu znajomymi, którzy mają wspólnych przyjaciół. Ale nie spodziewałam się po nim czegoś takiego.

Słowa Irwina rozchodziły się w mojej głowie.

Nie był świadomy tego, co robił.

Moje spojrzenie na tą całą sytuację chyba powinno się zmienić.

- Straciłem kumpla – kontynuował Ashton – Ale nie wiem co się stanie z Lukiem, kiedy straci ciebie. Sprawiłaś, że się zmienił. Przestał być zarozumiałym dupkiem i przestał bawić się dziewczynami. To twoja zasługa, Cassie.

- Zostaw mnie – nie odrywałam spojrzenia od chodnika – Nie chcę mieć z tobą nic wspólnego.

- Wiem – zgodził się ze mną – Daj mu szansę. On na to zasłużył – posłusznie odszedł i zostawił mnie samą, tak jak o to prosiłam.

Zaczęło padać, a mi absolutnie nie przeszkadzało to, że lodowate krople deszczu spadają na moją twarz, włosy i ubranie. Czułam się rozbita w środku. Nie wiedziałam co dalej z tym zrobić. To wszystko było z góry zaplanowane, a ja znajdowałam się w środku tego wszystkiego.

Poczułam się nagle zmęczona. Najchętniej położyłabym się na tym mokrym i zimnym chodniku, zwinęła bym się w kłębek i zaczęła płakać. Tylko na to miałam w tej chwili siłę.

Nagle nie wiem skąd, przy mnie znalazł się Luke. Owinął mnie swoją kurtką i zaprowadził do swojego samochodu. Nie wniosłam sprzeciwu, ale też nie rozmawiałam z nim wcale. Pamiętałam to jak przez mgłę. Odwiózł mnie do domu, ale nie wszedł do środka. Zostawił mnie pod opieką babci.

Stalker || L.H. ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz