Rozdział 4

1.2K 40 5
                                    

- Tak właściwie, to gdzie my jedziemy na tą imprezę? – zapytałam, gdy ruszyliśmy spod domu Michaela.

- Do mojego kumpla – przelotnie na mnie spojrzał, a ja tylko kiwnęłam głową i podgłosiłam lecącą z radia muzykę. Nie lubię jak muzyka cicho gra, gdy jadę autem.

Resztę drogi spędziliśmy w ciszy, ja gapiłam się przez okno i słuchałam muzyki, a Michael skupiał całą swoją uwagę na prowadzeniu samochodu. Nie przeszkadzało mi to, że milczeliśmy, bo przecież w przyjaźni nie chodzi tylko o to, żeby ciągle gadać o głupotach i bzdetach. Z Mikiem właśnie tak było. Kiedy mieliśmy się wygłupiać to się wygłupialiśmy, kiedy chcieliśmy porozmawiać o jakichś istotnych dla nas sprawach, to rozmawialiśmy. A kiedy nie mieliśmy ochoty na rozmowy, to tego nie robiliśmy. Nie krępowaliśmy się ciszy w swoim towarzystwie.

- Jesteśmy prawie na miejscu – rzekł chłopak, gdy na ulicy zaczęło robić się dość gęsto od zaparkowanych na poboczach samochodów.

Zatrzymaliśmy pod dosyć sporym domem. Z zewnątrz można było usłyszeć głośno grającą muzykę, co oznaczało że impreza już się zaczęła. Do środka weszliśmy bez zbędnego pukania, czy dzwonienia do drzwi, bo i tak nie byłoby nic słychać.

Od samego korytarza powitała nas spora ilość ludzi. Pomyślałam, że kolega Michaela lubi robić imprezy z rozmachem.

- Chodź, poszukamy Ashtona, poznasz go. Daj rękę – wyciągnął w moją stronę dłoń. Bez wahania złapałam go za rękę, bo nie miałam zamiaru od razu się zgubić.

Przeszliśmy do salonu, w którym stała duża kanapa, a naprzeciw niej wisiał na ścianie ogromny telewizor, do którego były podłączone dosyć sporych rozmiarów głośniki. Ludzie tańczyli, skąpo ubrane dziewczyny poruszały seksownie swoimi ciałami. Czy tylko mnie taki widok odrzuca? Gdzieś po kątach można było dostrzec całujące się pary.

Z tłumu wyłonił się chłopak z odrobinę przydługimi włosami w odcieniu ciemnego blondu. Ubrany był w czarny t-shirt opinający jego całkiem fajnie umięśnione ciało oraz dosyć obcisłe spodnie w tym samym kolorze co koszulka. Miał bardzo wesołe oczy w odcieniu zieleni.

- Siema, stary – krzyknął i przywitał się z moim przyjacielem.

- Siema, Irwin – poklepali się po plecach – A to jest moja przyjaciółka, Cassandra. Jeszcze nie mieliście okazji się poznać.

- Clifford, nie mówiłeś, że masz takie piękne koleżanki – blondyn zlustrował mnie wzrokiem od czubka głowy po same stopy i szeroko się uśmiechnął – Jestem Ashton.

- Cassandra, ale możesz mi mówić Cassie – odwzajemniłam nieśmiało uśmiech.

- Irwin, nie gap się na nią tak jakbyś chciał ją zaraz zjeść. Krzywda ma się jej dzisiaj nie stać, inaczej jej ojciec mnie zabije – powiedział poważnie Mike – Więc trzymaj lepiej łapy przy sobie.

- Spokojnie, z mojej strony żadna krzywda jej nie grozi – Ashton uniósł ręce w geście obrony – Chodźcie do kuchni, reszta już tam jest. No i weźmiecie sobie coś do picia.

Zaczęliśmy podążać za blondynem przez tłum w nieznanym mi kierunku, a ja znów złapałam Michaela za dłoń, żeby ich nie zgubić.

Po wejściu do kuchni od razu zobaczyłam Emmę, stała przy wyspie kuchennej i żywo dyskutowała o czymś z Calumem. Uroczo razem wyglądali. Trochę bardziej w głębi pomieszczenia stała jakaś blondynka, a na niej uwieszony był... Nie, to niemożliwe, żebym miała aż takiego pecha. Na dziewczynie uwieszony był Hemmings i szeptał jej coś do ucha, a ta się śmiała zbyt głośno, niż wymagała tego sytuacja.

Stalker || L.H. ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz