Rozdział 34

1.8K 96 10
                                    

Zadzwonił budzik. Cholera zapomniałam, że go nastawiłam, aby ogarnąć w miarę walizkę, bo dzisiaj wieczorem jedziemy do San Diego. Wyłączyłam szybko budzik, żeby nie obudzić Lily. Była ósma rano, czyli spałam jakieś cztery godziny, super...
Leniwie wstałam z łóżka i poszłam do łazienki szybko się ogarnęłam, włosy spiełam w kucyka, a makijaż, ten co zawsze składający się z pomadki, tuszu do rzęs i lekkiego podkładu. Ubrałam na siebie białe spodenki, które były porozprówane na końcach nogawek, do tego białą bluzkę na ramiączkach z czarnym nadrukiem.
Kiedy wyszłam z łazienki było 15 min po ósmej. Zaczęłam się kszątać po pokoju i zbierać swoje rzeczy. Kiedy miałam wszystko już w walizce poukładane bez problemu, na razie, zamknęłam walizkę, myślicie czemu na razie to dlatego, że jak będziemy wracać już z Los Angeles to mi się ciuchy do walizki nie zmieszczą, iż planuję zrobić duże zakupy, większości ciuchów, w Los Angeles jest największe skupisko markowych sklepów. Jedyne co nie spakowałam to moje Conversy, w które się będę ubierać i mają torebkę, gdzie dam telefon i portfel.
Dochodziła już dziewiąta, a ja już byłam gotowa.
- A ty czemu nie śpisz?- spytała śpiącym głosem przyjaciółka.
- Wstałam szybciej, żeby okarnąć walizkę.- oznajmiam i pokazuję w stronę gotowej już do wyjścia walizki.
- Ja zaraz też swoją ogarnę.- mówi i wstaje z łóżka, po czym podeszła do swojej walizki.
- O której jest śniadanie?- pyta Lily.
- O 10.- odpowiadam.
- To może jeszcze zdążę się spakować.- mówi z uśmiechem i bierze ubrania, po czym wchodzi do łazienki.
Wzięłam do ręki telefon i zaczęłam przeglądać swoje social media.

Przed dziesiątą Lili miała również już gotową walizkę.
- To co idziemy po chłopaków?- pytam.
- Możemy iść.- powiedziała z uśmiechem, po czym obie zaczęłyśmy ubierać buty.
Wyszłyśmy na korytarz, zamknęłam na klucz nasz pokój i skierowałyśmy się w stronę ich pokoju.
Obie zapukałyśmy.
- Wchodźcie.- powiedział któryś z nich, przypuszczam, że Chris.
Obie weszłyśmy do pokoju, o dziwo było czysto.
- Wow, ale tu czysto.- powiedziałam ze zdziwieniem.
- Ogarneliśmy, żeby potem na szybko nie zbierać rzeczy.- oznajmił Math.
- No to co idziemy na śniadanie?- pyta Lily.
- Pewnie, głodny jestem.- powiedział Dylan, na co się zaśmialiśmy.

Po chwili byliśmy już pod stołówką.
Wszyscy wzięliśmy kanapki z sokiem pomarańczowym. Śadliśmy wszyscy przy tym samym stoliku co wczoraj.

Po zjedzonym śniadaniu była zbiórka w holu.
- Dobrze dzieci, dzisiaj idziemy na plażę i pod most Golden Gate Bridge.- oznajmia nauczyciel.
- A o której wyjeżdżamy?- spytał jeden z uczniów.
- O ósmej wieczorem, a tam będziemy trzecia, czwarta nad ranem.- odpowiada.- ale nadal nie rozumiem czemu z tąd jedziemy najpierw do San Diego, przecież Los Angeles jest bliżej.- dodaje dyrektor.
- Najlepsze zostawia się zawsze na koniec.- odpowiada Dylan, na co wszyscy łącznie z dyrektorem się zaśmiali.
- Dobrze, no to idziemy do autobusu.- mówi nauczycielka.

Po jakiś 30 min byliśmy już na miejscu. Most fajnie się prezentował pogoda nam bardzo dopisywała.
- No to do kiedy chcecie mieć czas wolny?- pyta dyro. Spojrzałam na zegarek w telefonie, była 11.
- Do ósmej.- powiedział Chris.
- O ósmej musimy wyjechać z San Francisko.- powiedział dyro.- co wy na osiemnastą.- zaproponował.
Wszyscy się zgodzili, więc cała nasza grupka poszła prosto na plażę, rozłożyliśmy ręczniki i usiedliśmy w kręgu.
- No to co robimy?- pyta Math.
- Co wy na to, żeby pójść po jakieś prowiant i coś więcej?- pyta z cwanym uśmiechem Dylan.
- Za dużo nauczycieli.- mówi Jack.- to, że ostatnio dyro nam odpóścił to nie znaczy, że inni też będą tacy łaskawi.- dodaje mój brat.

Dochodziła już druga po południu, cały czas razem się bawiliśmy, śmialiśmy, najlepsza ekipa na świcie, pomyślałam.
- Co wy na to, żeby pójść gdzieś na obiad.- zaproponowałam.
- No też jestem głodny.- powiedział Jack.
- To co kebsa.- proponuje Chris.
- Czemu nie, jestem za.- powiedział John.
Pozbieraliśmy swoje rzeczy po czym ruszyliśmy w stronę promenady.
Znaleźliśmy jakąś budkę z kebabami i każdy sobie zamówił.
- Mamy jeszcze cztery godziny, może przejdziemy się na tą górkę, podobno jest niesamowity widok na całe San Fransisco.- powiedziała Lily i wskazała na górę za nami.
- Jestem za.- poparłam ją.
- No to skończymy jeść i idziemy.- powiedział Max.

Po kilku minutach wszyscy skończyli jeść, więc ruszyliśmy w stronę naszego celu.

Po jakiejś godzinie, wykończeni droga usiedliśmy na szczycie góry.
- Mam dość.- powiedział leddwo stojąc na nogach Dylan, na co się zaśmiała, po czym usiadłam na skale i podziwiałam widoki.
- Ma ktoś picie?- spytał leżąc na ziemi Dylan.
- Masz.- powiedziałam, po czym podałam mu butelkę wody.

Siedzieliśmy tam jakieś 30 min.
- Dobra musimy się zbierać.- powiedziała Lily, a ja spojrzałam na zegarek w telefonie, była już 4:30.
- Jest już 4:30, a jeszcze kolejna godzina schodzenia.- oznajmiłam.
Po chwili zaczęliśmy schodzić na dół.
- Nie ma tu jakiejś windy.- marudzi Dylan.
- Nie marudź.- powiedział Max.
- Ale są też i plusy.- powiedziałam.
- Ciekawe jakie.- powiedział Dylan.
- Na pewno spalisz kebaba.- powiedziałam, po czym wszyscy wybuchliśmy śmiechem.

- W końcu na dole.- powiedział radośnie Dylan.
- Oj Dylan.- powiedziałam, ze śmiechem.
- Chodźcie, bo za 20 min mamy być na zbiórce.- powiedział John.
Po chwili byliśmy już na plaży, gdzie miała odbyć się zbiórka.
- Dzieci zbieramy się!!- krzyczy nauczyciel.

Wszyscy po kwadransie byli gotowi i się pakowaliśmy do autobusu.

- Dzieci macie godzinę do spakowania się i przyjścia na zbiórkę.- oznajmia dyrektor i wszyscy rozeszli się po pokojach.
- No to co robimy jak już jesteśmy spakowani?- pyta Jack.
- My jeszcze pójdziemy sprawdzić czy na pewno nic nie zapomniałyśmy.- mówi Lily.
- I przyjdziemy do was.- dodaję.
- Ok to do później.- powiedział John i cmoknął mnie w usta.

Sprawdziliśmy z Lily czy wszystko spakowałyśmy i okazało się, że Lily zapomniałaby jednej bluzki, która wleciała jej pod łóżko.
Do zbiórki na dole zostało nam 20 min.
- To co idziemy do chłopaków?- pytam.
- Tak, możemy już iść.- odpowiedziała.
Po chwili byliśmy już pod pokojem chłopaków. Zapukałam po czym weszłyśmy do środka.
- I co macie wszystko spakowane?- pyta z uśmiechem Max.
- Teraz tak.- powiedziała Lily i obie się zaśmiałyśmy.
- Czyli co miało zostać.- spytał rozbawiony Jack.
- Moja bluzka, wleciała mi za łóżko.- odpowiada Lily, a chłopcy zaczęli się śmiać.
Pośedzieliśmy chwilkę z chłopakami i razem z Lily wróciłyśmy do swojego pokoju po walizki.
Z bagażami wyszłyśmy z pokoju i spotkaliśmy chłopaków, ze swoimi torbami.
Całą grupą poszliśmy do holu.

- Jesteśmy już wszyscy, więc możemy jechać do San Diego.- oznajmił dyro.
Wszyscy wpakowaliśmy bagaże do bagażnika i sami poszliśmy na miejsca w autobusie.
Ruszyliśmu po ósmej wieczorem.
- Na miejscu będziemy gdzieś tak o 4, 5 nad ranem.- oznajmił dyro.
My oczywiście rozsiedliśmy się na tyłach. Dylan jak to on przemycił po puszce piwa dla każdego.
Piliśmy, rozmawialiśmy i się dobrze bawiliśmy. Gdzieś tak po północy zasneliśmy.
---------------------------------------------------------
Hej, wybaczcie, że ten rozdział jest taki krótki i tak długo mnie nie było, ale na koniec roku zawsze jest duże zamieszanie i nie miałam czasu pisać 😥😥 jutro wyjeżdżam na zieloną szkołę, więc nie będzie w tym tygodniu nowego rozdziału z całego serca was przepraszam. Mam nadzieję, że ten rozdział się zostawcie gwiazdki i komentarze.

A jak tam u was koniec roku szkolnego? 😀

KorepetytorOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz