Gdy otworzyłam drzwi zobaczyłam Robina. Spoglądał niepewnie w moją stronę masując się po karku. Nie wyglądał na złego, wręcz przeciwnie. Dręczyły go wyrzuty sumienia. Raczej nie przyszedł tu by znów na mnie nawrzeszczeć. Czekał chyba aż coś powiem. Nie miałam najmniejszego zamiaru. Staliśmy chwilę w ciszy. Już chciałam zamknąć drzwi, gdy w końcu się odezwał.
- Przyszedłem Cię przeprosić.
- Więc przeproś. - Spojrzał na mnie zaskoczony. Widocznie był przekonany, że to wystarczy. A może pan przywódca nie był przyzwyczajony do tego typu rozmów. - No, czekam.
- Przepraszam - wysapał przez zaciśnięte zęby.
- Powinnam powiedzieć, że nie ma za co, ale nie będę odstawiać teatrzyku - założyłam włosy za ucho - Jest za co, przeprosiny przyjęte, miłej nocy. - zatrzasnęłam mu drzwi przed nosem. Chwilę stałam w miejscu obawiając się, że zapuka jeszcze raz lub wtargnie do mojego pokoju. Na szczęście chwilę później usłyszałam jego kroki. Odszedł. Odetchnęłam. Nagle dopadło mnie przerażenie. Ktoś był w wieży. W moim pokoju! Być może nadal tu był... nie, wyczułabym jego obecność. Złapałam za szmatkę, którą wytarłam lustro. Opuszkami palców przejechałam po plamie. Mieszanka gliny i węgla. Dokładnie przejrzałam cały pokój. Nic nie zniknęło. Gdy przeszukiwałam biurko na ziemie upadła zwinięta w kulkę kartka. Podniosłam ją i spojrzałam na zawartość. Sapnęłam przerażona.
- Rachel Roth, pochodzenie Azarath, rodzina Trygon i Arella - mimowolnie zaczęłam czytać na głos. Na kartce wypisane były informacje na mój temat. Umiejętności, wzrost, waga, grupa krwi, historia... Wszystko! Gdy odwróciłam kartkę znów zobaczyłam ten napis.
- Dla ciebie będzie następny? - przeczesałam ręką włosy - Cholera! Co to ma znaczyć?
Podskoczyłam przestraszona, gdy znów usłyszałam pukanie. Szybko wcisnęłam kartkę do szafki z księgami i zamknęła ją na klucz. Podbiegłam do drzwi, by nie wzbudzać podejrzeń. Niepewnie uchyliłam je, by następnie zobaczyć Bestie. Na mojej twarzy pojawił się wyraz ulgi, który chciałam ukryć.
- Przyszedłem porozmawiać.
- Jasne, zaparz moją ulubioną herbatę i wszystko mi opowiedz.
- Serio?
- Nie. - Chciałam zamknąć mu drzwi przed nosem, ale uniemożliwił mi to. - Ej!
- Słuchaj, wiem, że nie zachowałem się dobrze...
- Co ty? Serio? Order za spostrzegawczość - przerwałam mu - ale możesz już iść. Znów próbowałam zamknąć drzwi, jednak znów bezskutecznie. Przytrzymał drzwi i wtargnął mi do pokoju. Tego już za wiele.
- Co ty sobie wyobrażasz - położył mi rękę na ramieniu, by mnie uspokoić, którą natychmiast strąciłam - Nie możesz tu tak po prostu wchodzić.
- Wyjdę, gdy tylko porozmawiamy.
- Nie mam ochoty z tobą gadać, ani teraz, ani nigdy. - Trzęsłam się ze złości - może mam Ci dziękować? Za to jak bohatersko stanąłeś w mojej obronie, za to jak zwyzywałeś mnie przy drużynie sam nie będąc lepszym, za to jak mnie okłamałeś, jak mnie upokorzyłeś.
- Rachel ja myślałem...
- Źle myślałeś, wynoś się stąd! - Poniosły mnie emocje, ale byłam zbyt roztrzęsiona, by to zauważyć. Ta kartka, napis, Robin i awantura, Bestia. Muszę się uspokoić, zaszufladkować to. Już zbierał się do wyjścia, gdy nagle wciągnął gwałtownie powietrze i odwrócił się w moją stronę. Jego determinacja chwilowo odebrała mi mowę. Zbliżył się do mnie na co automatycznie się cofnęłam. Wpadłam na ścianę, przyjemny chłód na plecach przyprawił mnie o dreszcze, a może...
- Porozmawiamy tu i teraz. - Nic nie odpowiedziałam, nie potrafiłam, nie mogłam, nie chciałam - To co wydarzyło się między nami jest już przeszłością, dostałem za swoje, miałaś rację co do Terry, ale nie chcę, by między nami tak było.
- Mogłeś pomyśleć o tym wcześniej - wyszeptałam
- Nie chciałem również naskoczyć tak na ciebie - kontynuował niezrażony - To przez to, że... że tak strasznie bałem się o twoje życie - westchnął - sam również nie zachowałem się lepiej, ale...
- Jakie, ale? Nie masz nic na swoje wytłumaczenie.
- Chcę tylko abyś wiedziała, że zależy mi na tobie.
- Już kiedyś to słyszałam - zacisnął zęby domyślając się co zaraz usłyszy - jeszcze nigdy się tak nie zawiodłam.
- Mimo wszystko, przepraszam, źle się zachowałem, ale naprawdę byłem przerażony na samą myśl, że coś Ci się stało - nic nie odpowiedziałam, spojrzał na mnie smutno, odsunął się i westchnął - Dziękuję ci za pomoc i przepraszam - powiedział i wyszedł. Serce biło mi szybciej. Nienawidziłam go. Nie, nienawidziłam siebie za to, że nie potrafię jego. Zranił mnie. Robił to często, a ja i tak zawsze mu wybaczam. Jest moim przyjacielem i nieważne co się stanie, nie chcę go stracić. Rzuciłam się na łóżko, odbijając o miękkiego materaca. Wpatrywałam się głupio w sufit. Około północy wstałam i skierowałam się do łazienki. Przemyłam twarz zimną wodą i uczesałam włosy. Ubrałam normalne ubrania i tak narzucając na siebie swoją pelerynę i kaptur. Przeniknęłam przez okno w pokoju. Orzeźwił mnie przyjemny, chłodny wiatr i delikatna mżawka otulająca moją twarz. Skierowałam się w stronę lasu niedaleko wierzy. Wylądowałam na brzegu rozglądając się. Od wieży oddzielała mnie otaczająca ją woda. Za plecami miałam drzewa. Idealne miejsce do medytacji. Usiadłam po turecku, po chwili unosząc się nad ziemią.
Minęło kilka minut. Mżawka zmieniła się w niezły deszcz. Mój płaszcz był cały mokry, a włosy przylepiły się do policzków i czoła. Nie mogłam się skupić. Co chwilę rozglądałam się z obawy, że nie jestem tu sama. Nagle moją uwagę zwrócił trzask gałązki za moimi plecami. Stanęłam na nogach i niepewnie spojrzałam w stronę z, której dochodził hałas. Zmrużyłam oczy. Było ciemno i padał deszcz, więc z trudem dostrzegłam postać stojącą w lesie. Nie mogłam jednak dokładnie jej się przyjrzeć. Usłyszałam nieznaczny świst. Moją szyję rozdarł palący ból. Poczułam jak coś coś ciepłego rozchodzi się po moich żyłach o dziwą powodując uczucie płynącego lodu w krwi. Szybko sięgnęłam do źródła tej mieszanki, wyrywając intruza z szyi. W ręku trzymałam teraz malutki dozownik na kształt strzykawki. Nie czekając dłużej, schowałam ją do kieszeni. Chciałam odlecieć, jednak gdy wzbiłam się w powietrze natychmiast upadłam na kolana. Zszokowana zaczęłam biec. Wiedziałam, że mój przeciwnik mnie goni. Słyszałam go. Zwinnie wymijałam drzewa, przecierając oczy, pozbywając się kropel deszczu. Jeszcze kilka razy próbowałam polecieć. Na darmo krzyczałam zaklęcia. Nic nie działało. Mój płaszcz zaczepił i rozerwał się o gałęzie. Prawie straciłam równowagę. Przerażona nie zauważyłam sznurka przewiązanego między drzewami. Głupi żart jakiś dzieciaków okazał się moim oprawcą. Potknęłam się, przeturlałam kawałek i z hukiem upadłam na ziemię. Chciałam szybko się podnieść, jednak, gdy tylko spróbowałam pociemniało mi przed oczami. Znów upadłam, tym razem uderzając karkiem o drzewo. Walczyłam z całych sił. Słyszałam jak osoba z lasu zwalnia i niepewnie podchodzi do mnie. Dźwięk każdej gałązki, która znalazła się na jego drodze był dla mnie jak ostrzeżenie. Nie wiedziałam jaki miał plan. Co chciał zrobić. Wiedziałam, że nie ma dobrych zamiarów. Czułam to. Chciałam się bronić, a mimo to nie mogłam. Ta bezsilność... Za każdym razem jej smak przyprawiał mnie o mdłości.
Błagam Rachel, nie teraz. Walczyłam, przyrzekam. Starałam się jak mogłam. Nie odpuściłam nawet na chwilę. Przegrałam. Straciłam przytomność...
_______________________________________________________________________
Czytasz? Zostaw po sobie ślad 😇😉
CZYTASZ
Tytani - Mroczne Znaki ✔
FanfictionMoim przeznaczeniem było zniszczenie ziemi. Od zawsze to wiedziałam i byłam głupia, pozwalając moim przyjaciołom zbliżyć się do mnie. Gdy na mojej drodze pojawia się ktoś kto może uwolnić mnie od wyroku, nie wiem czy traktować go jak wybawcę, czy ka...