20. Karma

348 32 6
                                    

Wtargnęłam do pokoju. Złapałam szybko za swoją peleryne i narzuciłam ją na siebie. Twarz ukryłam pod kapturem.
Skrzywdziłam go...
Złapałam za jedną z ksiąg i położyłam ją na ziemi. Odwróciłam się do niej plecami, a ona sama otworzyła się na odpowiedniej stronie.
Przeszukałam jedną ze skrzyni stojącą pod oknem i wyciągnęłam z niej zwój zwinięty w rulon i zamknięty pieczęcią. Położyłam go obok księgi.
Skrzywdziłam przyjaciela...
Złapałam za jeden z flakonów i wyjęłam korek z szyjki. Rozsypałam jasnoniebieski na podłodze tworząc krąg. Pstryknęłam palcami, a wszytkie świece zapłonęłyl
Jestem potworem...

Weszłam do kręgu i usiadłam po turecku w powietrzu. Otworzyłam oczy, które były całe białe. Pod nosem szeptałam zaklęcie.
Już po chwili znajdowałam się w Azarath. Przynajmniej w tym co z niego zostało. Usiadłam na ziemi i oparłam plecy o większy głaz. Podciągnęła nogi pod brodę. Obok mnie leżał tak cenny dla mnie kawałek papieru i księga z zaklęciami. Na tym pozornie zwykłym świstku znajdywały się ostatnie słowa mojej matki. Pisała tam o tym co chiała mi powiedzieć, choć wiedziała, że nie będzie jej dane. Pisała bym była odważna, pewna siebie... za pewne wiedziała co mnie czeka. Pisała, że mnie kocha.

Kochałam ją mimo iż odeszła kiedy byłam dzieckiem. Właśnie dzięki temu małemu kawałkowi papieru wciąż była przy mnie? Schowałam go w małej kieszonce w pasie, gdzie trzymałam komunikator. Otworzyłam szeroko oczy. Jednym ruchem dobyłam dobyłam urządzenia. Moja ręka zapłoneła i już po chwili rozpadł się na małe kawałeczki.
Nie wiedziałam co robić, czułam się zagubiona. Nie wrócę do wieży, noe teraz. Musiałam ochłonąć, wyciszyć się.
Wstałam i odeszłam trochę na bok. Już po chwili pogrążyłam się w medytacji.

Do moich uszu dobiegło skwiercze ognia. Otworzyłam oczy i stanęłam na nogach. Przy małym ognisku stał Xavier, w ręku trzymał MÓJ zwój.
Zrobił pewnie krok do przodu i spojrzał na mnie drwiąco.

- Stęskniona? - Zapytał po czym puścił list, który po chwili objęły płomienie.

- Nie! - Rzuciłam się w tamtą strone, gdy po chwili zmaterializował się obok mnie i złapał mnie w tali.

Wyrywałam się i biłam pięściami po jego rękach. W końcu wyciągnęłam dłoń i wyjęłam kartkę z ognia. Odepchnęłam go i pobiegłam w tamtą stronę. Podniosłam zwój, który rozsypał mi się w dłoniach.

- Ty... Ty potworze! - Rzuciłam się na niego, a kaptur zsunął mi się z głowy.

Uniosłam się w powietrze i atakowałam raz po raz uderzając w niego kulą zmaterializowanej mocy. Wszystkiego unikał. Wylądowałam obok niego wymierzając ciosy wciąż płonącą ręką. Z początku wszystko blokował śmiejąc się, a gdy się znudził złapał mnie mocno za nadgarstki i uniemożliwił dalszą walkę.

- Mnie nazywasz potworem? - Rzucił mi w twarz. - A co z twoim przyjacielem hmm?

- Nie! - krzyknęłam, a z mojej piersi wydobyła się energia, która odrzuciła go w tył. - Nie... - dopowiedziałam szeptem i upadłam na kolana, poźniej siadając na kostkach. Ukryłam twarz w dłoniach.

W tym cza czasie zdążył się pozbierać . Wstał podszedł do mnie i otrzepując rękawy cały czas zanosił się śmiechem.
- Nazywasz mnie potworem? Spójrz na siebie, krzywdzisz wszystkich wokół, nawet swojego najlepszego przyjaciela, Rachel siostro dlaczego nie spojrzysz prawdzie w oczy? Jesteś demonem, jesteś taka jak ja jak nasz ojciec - wskazał na mnie palcem - z niewielką pomocą zaatakowałaś, głos w twojej głowie był tylko podpowiedzią, nie rozkazem.

Wyciągnął ręke by pomóc mi wstać.

- Dlatego przestań się opierać, przestań zaprzeczać. Będziemy rządzić tym marnym światem - pochylił się i ujął mój podbródek - Wiem że to cię kręci przede mną nie musisz udawać, wiem kim jesteś, bo jesteś taka jak ja, tylko musisz się pozbyć tych twoich sentymentów.

- Nie! Nie wiem co zrobiłeś, ale chce, by znów było normalnie.

- Normalnie?! - Krzyknął i zaczął się śmiać. - Normalnie?

- Odejdź. - Odwróciłam się do niego plecami i zakryłam dłońmi uszy.

Pojawił się przede mną i złapał za ręce.

- Jak możesz tak mówić? - Przeszył mnie morderczym spojrzeniem -Jesteś córką wielkiego Trygona, czy tego chcesz czy nie, powstałaś by mu służyć.

- Nigdy się nie poddam i nie pozwolę ci  wygrać, ja nie jestem taka jak ty, jak wy! - Krzyknęłam i w tym samym momencie moje oczy zalśniły czerwienią.

Wyciągnęłam ręke przed siebie a zza moich pleców wystrzeliły ciemne macki, podobne do tych, którymi ostatnio posłużył się Xavier. Dwie złapały za ręce, dwie za nogi. Uniosłam go do góry. Gdy zacisnęłam pięść zobaczyłam jak próbuje walczyć. Jego twarz wykrzywił grymas bólu. Uderzyłam nim o kamień.

- Zapamiętaj to, bo nie będe się powtarzać - z mojej krtani wydobył się chrapliwy głos - Ja nigdy nie będe taka jak...

Natychmiast wszystko wróciło do normy. Upadłam na kolana, a macki zniknęły. Podniósł się z ziemi i otrzepał swój strój. Podszedł do mnie i stanął nade mną.

- To jest w tobie, zawsze było i będzie. - Przykucnął przy mnie a runy na moim ciele aktywowały się. - I ty o tym wiesz - przejechał palcem od mojego ramienia do nadgarstka, na którym zacisnął dłoń.

Nie miałam siły. Odbierał mi wszystko, wyniszczał mnie od środka.
To przez niego mój zwój spłonął, to przez niego działy się ze mną te rzeczy, to przez niego straciłam kontrolę i to przez niego skrzywdziłam przyjaciela. Z mojego ciała zniknęły już dwa znaki. Skupiłam się i przerwałam połączenie. Siła odrzuciła mojego braciszka w tył. Wstałam i wyprostowałam się.

- Dopóki starczy mi sił będe z tobą walczyć. - Prychnął rozbawiony.

- Do zobaczenia siostrzyczko. - Po prostu zniknął.

_______________________________________________________________________ Zapraszam na mojego instagrama, również poświęconego Tytanom 😀:     T.eentitansforever

                  Czytasz? Zostaw po sobie ślad.

Tytani - Mroczne Znaki ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz