19. Skrzydła

354 36 4
                                    

Wszystkie trzy ruszyły na mnie w tym samym momencie.
Jedna z nich zamachnęła się ostrzem i obróciła się w zwinnym piruecie. Odskoczyłam do tyłu, a miecz omal nie drasnął mojego brzucha. Dziewczyna atakowała nie patrząc na nic. Wymachiwała ostrzem chcąc za wszelką cenę mnie trafić. Wycelowałam dłonią w rękojeść i już po chwili broń zawisła w powietrzu, co nie stanowiło dla niej przeszkody. Nie czakając na nic rzuciła się na mnie z furią uderzając pięściami. Mimowolnie zaczęłam się cofać. Kątem oka dostrzegłam dwie pozostałe, zbliżające się do kołyski. Mocą uniosłam jedno z krzeseł i rzuciłam nim w nogi przeciwniczki co poskutkowało wywrotką.
Skoczyłam nad kołyską i w locie prostując nogi wymierzyłam obu kopniaka. Zatoczyły się do tyłu. Wylądowałam zgrabnie na ziemi i odwróciłam się w ich strone. Cała trójka skoczyła na mnie. Szarpałam się. Wyrwałam nadgarstek z uścisku jednej i chciałam wspomóc się magią jednak zaraz złapała mnie druga. Jednej wymierzyłam kopniaka, już po chwili poczułam oderzenie w tył nóg przez co upadłam na kolana. Pierwsza trzymała moje nadgarstki z tyłu na plecach, druga złapała mnie za włosy i odchyliła moją głowę do tyłu, przykładając mi do krtani nóż. Trzecia uśmiechnęła się z wyższością i ruszyła w strone kołyski. Jakie było jej zdziwienie, gdy zmaterializowałam się przed nią, wymierzając jej porządnego prawego, prostego w nos.
Widać było, że są zmęczone walką.

,,Pamiętaj, że ja, jestem teraz częścią ciebie" - rozległ się głos w mojej głowie - ,,zawiedź przyjaciół, a wrócisz do mnie z podkulonym ogonem"
Moja złość przybrała na sile, jednak zamiast niepohamowanego przypływu enegii poczułam słabość. Zakręciło mi się w głowie. Chciałam użyć mocy, ale nie miałam siły. W tym samym momencie calą trójka wyjęła z przepasek małe kuleczki, które rzuciły na ziemię. Kobiety wybiegły z pomieszczenia, a urządzenia zaczęły migotać jakby zaraz miały eksplodować. Spanikowałam. Podbiegłam do kołyski i wzięłam dziecko na ręce. Podbiegłam do okna i przebijając się przez szybę skoczyłam. Było dość wysoko, jednak uznałam to za najlepsze wyjście. Po chwili poczułam jak ktoś łapie mnie za ramiona. Zielone szpony. Byliśmy prawie przy ziemi gdy pokoj eksplodował. Siła wybuchu wyrzuciła nas do przodu. Bestia przybrał swoją postać i upadł na ziemię. Ja przyciągnąłem kolana do siebie a rękoma mocno objęłam dziecko. Upadłam na plecy przyjmując impet uderzenia na siebie. Przeturlałam się kawałek po czym zatrzymałam się w miejscu. Upewniłam się, że  jest bezpiecznie i poluzowała uścisk. Dziecko rozglądało się niespokojnie ale nic mu się nie stało.

Poczułam ulgę i przypływ energii. Moje moce wróciły do normy. To jakiś żart. Wstałam z ziemi, trzymając dziecko na rękach. Bestia również wstał i otrzepując się podszedł do mnie.

- Nicc ci nie jest? - Spytał.

- W porządku, a z tobą?

- Zdrów jak ryba.

- Zielona ryba.

Postawił oczy ze zdziwienia i wskazał na mnie palcem.

- Czy ty właśnie zażartowałaś?

- Zdaję ci się.

Chwilę później obok nas pojawiła się cała reszta. Obok Robina pojawili się również rodzice dziecka. Kobieta wyciągnęła do mnie ręce, na których zauważyłam ślady po linie. Ktoś musiał ja związać. Oddałam jej chłopca.

- Moje maleństwo - przejechała ręką po jego główce i ucałowała - dziękuje ci, dziękuje wam wszystkim.

- Od tego jesteśmy.

Pół godziny później siedziałam na kamieniu obok jeziora i przyglądałam się całej sytuacji. Już prawie wszyscy goście wyszli. Odpowiednie służby zajęły się zniszczeniami. Robin cały czas rozmawiał o czymś z rodzicami dziecka. Rozglądałam się za...

- Zgadnij kto. - Moje oczy zasłoniły czyjeś dłonie. Łatwo było zgadnąć, że były one zielone.

- Nie wygłupiaj się. - Zabrałam od siebie jego ręce.

- Przejdziemy się?

Wzruszyłam ramionami. Nie miałam niczego lepszego do roboty. Spacerowaliśmy w ciszy dookoła jeziora. Gdy byliśmy po drugiej stronie chłopak gwałtownie się zatrzymał. Złapał mnie za nadgarstek dając mi do zrozumienia, że chce abym zrobiła to samo. Spojrzałam na niego  pytająco.

- Nie dane było nam dokończyć tańca.

- Zwariowałeś? - Odskoczyłam jak oparzona.

- A może na twoim punkcie?

- Jesteś... - nagle zabrakło mi języka w gębie, nie mogłam powiedzieć nic.

- Stuknięty, nienormalny? Jak tym razem mnie nazwiesz? - Uśmiechnął się szeroko.

- Palant.

- To też już słyszałem. - Podszedł do mnie. Był niebezpiecznie blisko. Światło księżyca zalewało jego twarz. Wyglądał tak... Stop! Czerwone światło Raven.

- Jeśli zaraz nie przestaniesz się wygłupiać to wylądujesz w tej wodzie - wskazałam kciukiem za siebie - zresztą, od kiedy jesteś taki pewny siebie hmm?

- Ty żartujesz, ja jestem pewny siebie i zobacz - rozłożył ręce - świat się nie zawalił.

- Ja... - nagle zrobiło mi się słabo.

Runy na moim ciele aktywowały się. Moje ciało przeszedł nieprzyjemny dreszcz. Drgawki wstrząsnęły mną.

- Raven! - Bestia podbiegł do mnie i złapał mnie nim upadłam na ziemie.

Nie było tak jak zawsze. Czułam jak sztywnieje. Łzy napłynęły mi do oczu.

,,No dalej, przecież wiem, że tego chcesz - rozległ się głos w mojej głowie - zrób to teraz, spraw sobie tę przyjemność"

Nagle wszystko pociemniało. Nic nie widziałam, nic nie czułam. Nie wiem ile to trwało, ocknęłam się nabierając głeboko powietrza. Rozejrzałam się zdezorientowana. Przyjaciel kucał obok mnie i przytrzymywał moją głowę. Był przerażony.

- Co się... - spojrzałam  na jego ramię na, którym zauważyłam krew - czy ja?

- Nic się nie stało, spokojnie.

Odepchnęłam go gwałtownie. Szybko podniosłam się z ziemi i wzleciałam w powietrze.

- Jak możesz tak mówić? Ja nie chciałam, nie... przepraszam.

Złożyłam ręce przed piersią i zniknęłam zostawiając go samego. Skrzywdziłam go. Coś przejęło kontrolę, a raczej ktoś. Skrzywdziłam go. Jak spojrzę mu teraz w oczy? Skrzywdziłam przyjaciela. Jestem potworem...


                                      
                                                         Czytasz? Zostaw po sobie ślad! 😩

Tytani - Mroczne Znaki ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz