Rozdział pierwszy

530 58 123
                                    

– Lotte! – Słyszę delikatny głos mojej mamy, który dobiega z nieokreślonego bliżej mi miejsca. – Lotte, wstawaj! – Dźwięk staje się wyraźniejszy. Wydaje mi się jakby była tuż obok mnie. Powoli otwieram i przecieram zaspane oczy. – Lotte! – Kolejny raz słyszę swoje imię.

– Nie śpię! – krzyczę, gdyż wiem, że właśnie o to chodzi mojej rodzicielce. Podnoszę swoje zmęczone ciało do pozycji siedzącej, po czym solidnie przeciągam się. Promienie słoneczne dają o sobie znać, gdyż padają prosto na moje łóżko. Nie ma co się dziwić, w końcu jest czerwiec. Nie mogę doczekać się już wakacji. Jeszcze tylko niecałe dwa miesiące i znów odwiedzę moje ulubione miejsca, a może tego roku poznam całkiem nowe środowisko?

Spoglądam na telefon leżący obok mnie i doznaję szoku. Zbliża się godzina siódma trzydzieści, a ja wciąż jestem w łóżku. Jak oparzona wstaję i kieruję się w stronę łazienki w celu wykonania porannej toalety. Opróżniam pęcherz, przemywam twarz wodą i zabieram się za makijaż. Preferuję bardziej naturalność, dlatego też maluję się jedynie tuszem do rzęs oraz eyelinerem. Według mnie kobieta powinna pokazywać to jaka jest, a nie ukrywać się pod maską, zwaną potocznie tapetą.

– Charlotte! – Słyszę głos taty. – Spóźnisz się do szkoły.

Ponownie spoglądam na zegarek. Siódma czterdzieści. Szybko opuszczam łazienkę i znów goszczę w swoim pokoju. Staję przed dość dużych rozmiarów szafą i wybieram z niej ubranie na dziś. Chwytam w ręce luźny, niebieski top oraz rurki koloru czarnego. Zmieniam bieliznę na czystą, a następnie zakładam na siebie przygotowane wcześniej ubranie. Spoglądam w lustro, które mieści się na drzwiczkach szafy i z dumą mogę stwierdzić, że jestem gotowa. Znów mój wzrok kieruję na godzinę. Siódma czterdzieści osiem. Moja szkoła znajduję się kawał drogi stąd. Nie ma najmniejszych szans, abym zdążyła na czas.

– Gotowa? – pyta tata, gdy schodzę na dół.

– Tak, jestem gotowa – odpowiadam i w pośpiechu zakładam buty.

– Odwiozę cię – mówi mężczyzna, zabierając z półki kluczyki od samochodu. Uśmiechnęłam się przyjaźnie do niego.

– Jak zawsze ratujesz mi tyłek – odpieram i wychodzę na zewnątrz, a tuż za mną tata. Oboje kierujemy się do samochodu. Ojciec odblokowuje pojazd, dzięki czemu bez trudu wsiadam. Silnik zostaje odpalony i ruszamy w stronę mojej szkoły. Samochodem droga trwa około dwudziestu minut, dlatego wiem, że się spóźnię. Na szczęście o wiele mniej, niż gdybym jechała komunikacją miejską.

– W piątek jedziemy do babci na weekend. Jedziesz z nami? – zagaduje tata, spoglądając ukradkiem na mnie.

– Ostatnio tam byłam – zauważam niepewnie chcąc wymigać się z tej propozycji. – Raczej posiedzę w domu.

– Dobrze, jak wolisz – komentuje, po czym włącza radio.

"Niewyjaśnione samobójstwa na terenie Markranstädt w Niemczech to wciąż zagadka dla wielu z nas. W zeszłym tygodniu trzy młode osoby odebrały sobie życie w tragiczny sposób. Za każdym razem jest to inna forma, lecz niemniej oryginalna." Opowiada reporter. Spoglądam zdziwiona na ojca.

– Słyszałeś o tym wcześniej? – pytam zaskoczona.

– Rano coś mówili przelotnie, ale żadnych szczegółów – odpowiada na moje pytanie i znów skupia się na drodze.

– Przecież to niedaleko nas – odpieram zmartwiona, a tym samym zaskoczona. Tata jedynie kiwa twierdząco głową. Nim zdążam zauważyć jesteśmy już na parkingu szkolnym. Z oddali widać biegnących nastolatków, którzy mają pewnie nadzieję, że zdążą na lekcję. Spoglądam na zegarek. Ósma sześć.

RejectedOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz