Rozdział dwunasty

144 12 5
                                    

Kim jest ta dziewczyna? Dlaczego moje ciało w ten sposób na nią reaguję? Moje życie to seria pytań, niestety bez odpowiedzi. Codziennie jest ich coraz większa ilość, a ja zwyczajnie głupieje. 

Podążam dalej do dziadka, mam nadzieję, że nic mnie już nie spotka nadzwyczajnego. Mijam kolejne zapełnione przystanki. Śnieg coraz bardziej prószy, lecz gdzieś w oddali widzę promienie słoneczne przedzierające się przez gęste chmury. Może i do mnie wreszcie zajrzy. Jest środek południa, ma jeszcze czas by i mnie zaszczycić swoją obecnością. Idę ulicą, można powiedzieć, że poboczem. Nie ma tu chodnika, więc muszę sobie inaczej radzić. 

Gdy ulica dobiega końca, przychodzi czas na górkę. Nie jest zbyt stromo, ale przeszkadza mi lód oraz śnieg na podłożu. Jest oczywiście także główne wejście, ale musiałabym iść dookoła. Postanawiam, pomimo warunków, podjąć wyzwanie i spróbować wejść wygodniejszym dla mnie wejściem. Podchodzę bliżej i patrzę na teren. Nie wydaje się taki zły, dlatego wchodzę. W jednym momencie torebka, którą mam na sobie przeciąża mnie. O mały włos, i bym spadła z tej okropnej górki. Na szczęście udaje mi się opanować sytuację.

 Szczęśliwie docieram na szczyt, gdzie znajduje się cmentarz. Wchodząc tym wejściem jestem niedaleko celu. Wystarczy przejść dwie alejki i gotowe. Stoję przed grobem mojego kochanego dziadka i zwyczajnie zaczynam płakać. Nie mogę znieść tego okropnego uczucia, że nie ma go już wśród nas. Do dziś nie radzę sobie z tym. 

Wyciągam z torebki znicz i zapalam ją. Kładę tam, gdzie należy i patrzę jak płomień unosi się w zamknięciu. Żegnam się i zaczynam modlić. Odmawiam modlitwę za niego, po czym ponownie robię znak krzyża i patrzę na zdjęcie dziadka. Nawet tutaj na jego twarzy można dostrzec lekki uśmiech. Co za ironia... on w chwilach śmierci uśmiechnięty, a ja nie widzę powodu do radości, pomimo tego, że to on jednak miał gorzej. Siadam na kostce nie zwracając uwagi na śnieg. Co prawda nie jest to ciepły fotel, ani wygodny koc, ale wystarczy mi to w zupełności. 

Zawsze gdy tu jestem zalewa mnie fala wspomnień. Atakują mnie jak ogromne kamienie, uderzając z prędkością światła. 

  – Oj, dziadku  – wzdycham ciężko, gdy przypominam sobie jego słowa. – Gdybyś tylko wiedział co się teraz dzieje...

Mężczyzna zawsze powtarzał mi, że gdy brak uśmiechu na twarzy, dusza jest w rozpaczy. A gdy dusza nieszczęśliwa, serce w sobie się zamyka. Ma rację, tylko problem w tym, że nie potrafię zmusić się na gram szczęścia, gdy wokół dzieje się tyle złego. Nie rozumiem jak to możliwe, by mieć w sobie tyle energii i pozytywizmu. 

Na zewnątrz robi się coraz zimnej, być może jest to spowodowane brakiem słońca. Ocieram słone łzy, których trochę się nagromadziło i pociągam nosem. Wstaję z lodowatej kostki, po czym żegnam się z dziadkiem. Mam mentalność opowiadania mu o moich przeżyciach, zawsze tak robię. Dzisiaj także nie obyło się bez tego. Dopiero, gdy jestem pewna, że wszystko mu powiedziałam mogę spokojnie wrócić do domu.

Biorę torebkę i kieruję się do wyjścia. W pewnym momencie potykam się o wystający grób. Podnoszę się pospiesznie i z ciekawości patrzę na tekst na nagrobku. Wtedy dostaję szoku. Przechodzą mnie ogromne dreszcze. Emily Swan urodzona w 1996 roku, zmarła w 2017 roku. W czytaniu pomijam pełnych dat, ponieważ te dane wystarczająco mnie przerażają. Wychodzi na to, że przeżyła dwadzieścia jeden lat. 

 – O, mój Boże – szepczę sama do siebie, gdy widzę niżej podobiznę zmarłej. Przecież ona wygląda dokładnie jak poznana dziś dziewczyna. Jestem przerażona. 

Wybiegam stamtąd. Nie mam zamiaru dłużej tu przebywać sama. Pospiesznie wracam do domu, a w myśli krąży mi tylko jedno pytanie:

Czy ja rozmawiałam z duchem? 

RejectedOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz