Rozdział czwarty

206 18 2
                                    

– Wychodzę! – oznajmiam krzycząc, gdyż nie ma rodziców w pobliżu. Zbliża się godzina piętnasta.

Na zewnątrz dominuje słońce, co jest bardzo przyjemne. Podążam w kierunku domu Marcusa, musimy objaśnić kwestie związane z projektem. Na jego zrobienie mamy  niecały tydzień.

Przyjaciel nie mieszka daleko ode mnie, dlatego spokojnie mogę obyć się bez komunikacji miejskiej.

Po dwudziestu minutach drogi, docieram do celu. Staję przed sporej wielkości domem i pukam do drzwi.

– Wejdź! – słyszę głos Marcusa, dlatego chwytam za klamkę i wchodzę do środka. Rozglądam się w poszukiwaniu chłopaka, lecz nigdzie go nie dostrzegam.

– Marcus? – Odpowiadam mi głucha cisza. Ściągam buty i powolnym krokiem idę przed siebie.

– Charlotte... – słyszę swoje imię dobiegające, gdzieś zza mnie. Odwracam się, lecz nikogo nie widzę.

– Charlotte... – sytuacja się powtarza. Uważnie nasłuchuję i kieruję się w stronę głosu. Po chwili dociera do mnie, że dźwięk dochodzi z piwnicy. Podchodzę do drzwi, za którymi znajdują się schody prowadzące w podziemie.

– Marcus? – pytam z lekka przestraszona. – Koniec tej zabawy, wiem gdzie jesteś – mówię i kładę dłoń na klamce. – To już nie jest zabawne...

– Co nie jest zabawne? – podskakuję przerażona, gdy za mną zjawia się przyjaciel. Patrzy na mnie zdezorientowany, gdy ja nie jestem w stanie wykrztusić z siebie ani słowa.

– Jak... Jak to jest możliwe... – mówię pod nosem, lecz chłopak również to słyszy.

– O co chodzi? – pyta nic nie rozumiejąc.

– Nie byłeś w piwnicy? – zadaję pytanie, obserwując jego postawę.

– W piwnicy? – dziwi się. – Przecież ona jest zamknięta na klucz – kończy, a na potwierdzenie swoich słów, chwyta za klamkę. Faktycznie, drzwi nie otwierają się.

– Słyszałam głos... – mruczę cichutko, gdyż strach nie pozwala mi na więcej.

– Może ci się przesłyszało – tłumaczy Marcus, jeszcze raz spoglądając na drzwi. – Mógł to też być przeciąg. – Tak, wołający moje imię.

– Chodź do mojego pokoju – proponuje chłopak i prowadzi mnie do wspomnianego miejsca. Jak zwykle panuje tu ład i porządek. Rozglądam się uważnie po pomieszczeniu, dawno mnie tu nie było.

– Niewiele się zmieniło – stwierdzam, siadając na krześle przy biurku.

– Lubię stabilność.

Wzdycham ciężko, wciąż czuję strach. Postanawiam nie myśleć o tym,  dlatego wyciągam przygotowane rzeczy z mojej torebki na biurko.

– Przyniosłam książkę i jakieś stare czasopisma wojenne – mówię, gdy kończę wypakowywanie.

– Ja posiadam niesamowitej klasy sprzęt edukacyjny, który mieści w sobie informacje na każdy temat – mówi, jakby chciał mi sprzedać coś marnego za sporo kasy. – Nie zgadniesz co to takiego. – Marcus cały czas jest poważny, przez co chce mi się śmiać.

– Słucham cię, mój mistrzu – mówię "poważnym" tonem. Chłopak jedynie wyciąga spod łóżka swojego laptopa i prezentuje go, co najmniej jakby trzymał w dłoniach złoto.

– Święta racja – wypowiadam te słowa i napada mnie fala śmiechu. Przyjaciel kładzie sprzęt przede mną, a sam przynosi sobie drugie krzesło, na którym siada.

– W jakiej formie robimy ten projekt? – Marcus zadaje pytanie, spoglądając na mnie.

– Myślałam nad plakatem – mówię również patrząc na niego. – Jest to przejrzysta forma i dużo informacji się zmieści oraz możemy dołączyć jakieś zdjęcia.

– Dobra, to jedno z głowy – komentuje, przenosząc wzrok na czasopisma. – Najpierw musimy znaleźć informacje – zaleca i  otwiera przed sobą gazetę, zaczynając czytać, ja również to robię, lecz na laptopie.

Po trzech godzinach pracy jesteśmy już zmęczeni i znudzeni.

– Mam dość na dzisiaj – mówię, zamykając kolejną kartę w przeglądarce. Spoglądam na godzinę: osiemnasta pięćdziesiąt. – Będę się już zbierać – informuję, gdyż wiem, że rodzice nie lubią, gdy wracam wieczorami.

– Jasne, rozumiem – odpowiada chłopak, przyciągając się.

– Wpadnę jutro i dalej będziemy szukać – zapewniam, zbierając swoje rzeczy.

– William jutro wraca – mówi przyjaciel, a mnie serce szybciej bije z nerwów.

– Może jutro ty wpadnij do mnie – proponuje, lecz po minie Marcusa widzę, że nic z tego.

William to starszy brat mojego przyjaciela, za którym po prostu nie przepadam i ze wzajemnością. Nie dogadujemy się, dlatego nie lubię tutaj przebywać, gdy on jest.

Zamierzam wyjść z pokoju Marcusa, lecz gdy przypominam sobie o zajściu na dole, rezygnuję.

– Odprowadzisz mnie pod drzwi? – pytam, spoglądając na chłopaka, na co ten jedynie wzdycha.

– Dobra – mówi i wstaje z krzesła. Przepuszcza mnie i kierujemy się do wyjścia. Gdy jesteśmy już u celu, zakładam swoje buty i żegnam się z przyjacielem.

– Do jutra! – mówię i opuszczam jego dom. Pogoda na zewnątrz wciąż jest przyjemna, pomimo tego, że nieco się ochłodziło. Spacerowym krokiem kieruję się do swojego domu, a w myślach wciąż mam głos wołający moje imię.

~~*~~

Uwaga! Mogą teraz rozdziały być dodawana dużo rzadziej, ponieważ wyjeżdżam do chłopaka na miesiąc.

RejectedOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz