Rozdział dwudziesty pierwszy

104 14 3
                                    

  Kolejne dni spędzam zamknięta w swoim pokoju, nie rozmawiam z nikim. Jestem samotna, a jednak nie czuję się sama. Jestem szczęśliwa, a jednak czegoś mi brakuje. Czuję się rozrywana emocjonalnie na wszystkie strony. Chcę się komuś wyżalić, aby mi ulżyło, lecz komu? Jeśli nie mam zaufania w ludziach.

  Wpatruję się w postacie za oknem, które odważnie przemierzają zaśnieżone ulice naszego miasta. Na zewnątrz panuje minusowa temperatura. Pocieram zmarznięte ramiona i przymykam oczy. Kolejne płatki śniegu lądują na szybie, tworząc różnorakie wzory. Podziwiam powstałe kształty do momentu, gdy słyszę pukanie do drzwi. Chwilę później docierają do mnie kroki, zbliżające się do mnie. 

  – Lotte – słyszę delikatny głos mamy. – Porozmawiaj ze mną – prosi kobieta. W jej tonie można wyczuć ogromny smutek, a zarazem nadzieję. Powolnie odwracam się w jej stronę i spoglądam na nią. Przypatruję się uważnie, po czym spuszczam wzrok.

  – Co się z tobą dzieje? – zadaje pytanie, a ja przełykam nerwowo ślinę. – Lotte, martwię się o ciebie. 

  – Jest dobrze, mamo – zapewniam przyciszonym głosem. Na ten dźwięk kobieta uśmiecha się zadowolona. Nie spodziewała się tego.

  – Kochanie, nie jest dobrze – kręci głową zrezygnowana. – Nie wiem już jak mam ci pomóc – kobieta jest bliska płaczu z bezsilności. 

 – Ktoś tam był – nagle wylatują słowa z moich ust.

  – Charlotte, nikogo tam nie było... Przewidziało ci się...

 – Widzisz... I taka z tobą rozmowa – uśmiecham się żałośnie, jestem zawiedziona jej postawą.

  – To pewnie przez leki, były... Silne. 

  – Nie! Jestem pewna, że tam była kobieta! – tracę nad sobą kontrolę. Nie potrafię się opanować. 

  – Uspokój nie wreszcie! – matka również podnosi głos, na co przymykam oczy. Wiedziałam, że tak będzie. 

 Nim zdążam się odezwać, kobieta opuszcza mój pokój, zamykając za sobą drzwi. Ponownie zostaję sama wraz z falą niewypowiedzianych słów. W mojej głowie przesuwa się mnóstwo myśli, które atakują mój umysł.

  Rozglądam się po pomieszczeniu, aż mój wzrok pada na szufladę. Podchodzę bliżej i wyjmuję z niej szkicownik oraz zaostrzony ołówek. To mój ulubiony sposób na zbyt duże myślenie o nieistotnych sprawach. Wtedy całkowicie się wyciszam i odprężam. Siadam z powrotem na łóżku i zatracam się w mojej pasji. 

Perspektywa Pani Grandlever 

Nie wiem co się dzieję z córką. Z dnia na dzień jest coraz to gorzej. Myślałam, że będzie już lepiej. Odezwała się w końcu, a tu takie rzeczy. Staje się wybuchowa, nerwowa, a nawet agresywna. 

Nagle słyszę, jak ktoś przedziera się z kuchni do salonu. Idę w tym kierunku i zauważam męża, który gdzie mnie dostrzega, odkłada butelkę piwa na stolik. 

  – Musimy poważnie porozmawiać  – mówię bez zastanowienia, na co ten robi zmieszaną  minę. 

  – To tylko jedno piwo...

 – Ależ ja nie o tym! – protestuję natychmiastowo z nutką rozbawienia w głosie. 

  – To o czym ty mówisz, kobieto? 

 – Eh, ty nierobie – kręcę nagannie głową i spuszczam z niego wzrok, lecz po chwili z powrotem patrzę na niego. – Mówię o Lotte. 

RejectedOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz