– Lotte, dziecko. Wszystko dobrze? – słyszę głos mamy, która właśnie przekracza próg sali. Pielęgniarka zaprzestaje badań i także patrzy w kierunku gościa.
– Nie wolno wchodzić w czasie badań – poucza dziewczyna, wyraźnie zdenerwowana. Widocznie to już nie pierwszy taki raz tutaj.
– Przepraszam, to z nerwów – tłumaczy kobieta, zaraz za nią stoi ojciec.
– Rozumiem – przytakuje. – Państwo są rodzicami? – pyta, domyślając się.
– Tak – odpowiadają wspólnie.
– Dobrze, w takim razie – zaczyna, lecz przerywa w połowie zdania.– Jeśli chodzi o zdrowie córki, nie widzę żadnych niepożądanych wyników. – wzdycha, robiąc pauzę w mówieniu. – Jest zdrowa.
– Więc dlaczego zemdlała? – dopytuje, tym razem, ojciec.
– Być może było to spowodowane stresem. Słyszałam, że pisali dzisiaj niezapowiedzianą kartkówkę – wyraża swoje zdanie. Widać, że nie do końca wie co może być powodem mojego stanu zdrowotnego.
– Wiedziałam, żeby cie nie wysyłać jeszcze do szkoły – mama obwinia się za tę sytuację.
– Mamo, to ja chciałam iść i to ja cie do tego namówiłam – mówię, ponieważ nie chcę żeby się zamartwiała tym zupełnie niepotrzebnie. Kobieta siada obok mnie na krześle.
– Lepiej się już czujesz?
– Tak, już dużo lepiej – odpowiadam, na co rodzicielka uśmiecha się.
– Chociaż tyle.
Nagle do pomieszczenia wchodzi Marcus, nie wiedząc że rodzice już dotarli.
– Lotte, przyniosłem ci...– chłopak zaniemówi, gdy dostrzega moich gości. Spoglądam na niego. W jego prawym ręku paruje gorąca czekolada. – Czekoladę – dokańcza po chwili, wciąż zaskoczony. Po wyrazie twarzy ojca, mogę stwierdzić, że to niedobra pora na odwiedziny przyjaciela.
– Jeszcze jego tu brakowało – komentuje i wywraca oczami. Oh, niczym dziecko.
– Spokojnie – polecam mężczyźnie. Nie chcę tu kolejnych kłótni, ale sądzę, że to nieuniknione.
– Spokojnie – prycha niedowierzająco. – Pewnie to on namówił cię, żebyś poszła do szkoły chora – zarzuca, spoglądając na chłopaka.
– Mylisz się – odpieram, zamykając na chwilę oczy. Mam już tego dość. Nie mogę zrozumieć, dlaczego on go tak nie trawi.
– Jesteście siebie warci – komentuje i zwyczajnie wychodzi zostawiając towarzystwo.
Wzdycham przeciągle, mama także. Rozglądam się po wnętrzu. Nawet nie wiem kiedy wyszła pielęgniarka, widocznie byłam zbyt zajęta zawziętą rozmową.
– Nie przejmuj się ojcem – nagle odzywa się kobieta, spoglądając na mnie. Uśmiecham się do niej jedynie. Marcus podchodzi bliżej i podaje mi napój.
– Skąd wiedziałeś, że lubię? – pytam, chwytając go.
– Jak bym mógł nie wiedzieć co lubi moja przyjaciółka? – zadaje pytanie retoryczne. Ponownie na mojej twarzy gości uśmiech. Mama także promienieje. Dostrzega dobro, jakie Marcus kryje w sobie. Chociaż ona, bo na ojca nie mam co liczyć.
– Żebyś widziała minę kolesia od historii, jak zemdlałaś – śmieje się chłopak, wspominając tamto wydarzenie. – Zresztą każdy miał minę, jakby świat się walił.
– Nie dziwię się – odpieram zamyślona. Dopiero teraz dociera do mnie cała sytuacja. Pamiętam dlaczego straciłam przytomność. Te głosy... ja je słyszałam tak doskonale.
– A najlepsze, że nikt nie wiedział co ma robić – dalej nawija przyjaciel, lecz ja średnio go słucham. Bardziej błądzę myślami, po wcześniejszym wydarzeniu.
– To nie był przypadek.
– Co nie było przypadkiem? – pytam zdziwiona, gdyż nie rozumiem. Marcus patrzy na mnie nie wiedząc o co mi chodzi, mama podobnie.
– Co? Mówiłem, że dobrze, że tam byłem akurat.
– Em, no tak. – Jestem aż tak roztargniona czy znów coś się ze mną dzieje?
– Charlotte – ponownie słyszę ten sam, znany mi już głos. Gwałtownie podnoszę się do pozycji siedzącej, przez co moi goście patrzą na mnie zszokowani.
– Lotte, wszystko dobrze? – pyta mama, która wstaje z krzesła, wciąż wypatrując we mnie odpowiedzi.
– Ktoś tu jest – stwierdzam zestresowana.
– Dziecko, nie ma tu nikogo, oprócz nas – odzywa się mama, ale ja wiem dobrze, że ktoś tu jeszcze jest.
– Masz rację, Charlotte – znów ten sam głos. Popadam w panikę. Nerwowo rozglądam się po całym pomieszczeniu, ale nikogo nie zauważam. Nagle na moich oczach, okno otwiera się.
– Mówiłam, że ktoś tu jest! – podnoszę ton z przerażenia, jakie panuję w moim mózgu.
– To tylko wiatr, spokojnie – Marcus próbuje mnie opanować. Zamyka okno i z powrotem wraca do mnie. Nagle widzę białą postać, dokładnie dziewczynę. Ujawnia mi się, stojąc obok wcześniej wspomnianego okna. Zaczynam krzyczeć, nie mogę przestać. Jestem spanikowana.
– Marcus! Zawołaj lekarza! – krzyczy mama, ale sama nie wie co mi się dzieje. Postać nie rusza się, uważnie skanuje całe moje ciało. Jej wzrok mnie paraliżuje.
Do pomieszczenia wchodzi doktor z przyjacielem. Mężczyzna podchodzi do mnie.
– Charlotte, wszystko w porządku? – zadaje pytanie, a ja tępo wgapiam się w zjawę. – Na co tak patrzysz?
– Nie widzisz jej? – nie silę się na zwroty grzecznościowe, nie w takiej sytuacji. Mężczyzna spogląda w kierunku okna, lecz kiwa przecząco głową. Jak to możliwe?
– Tam nikogo nie ma, uspokój się – mówi do mnie, a ja przenoszę wzrok na niego. W tym właśnie momencie jego twarz zamienia się w demona. Pamiętam to skądś... mój sen.
– Odejdź ode mnie! Nie dotykaj mnie! – krzyczę przerażona, dlaczego otaczają mnie same demony? Doktor wyciąga dłoń w moją stronę, a ja w obawie przed najgorszym zaczynam go bić. Odpycham go ode mnie z całych sił. Odpinam od siebie wszystkie kabelki i zwyczajnie skaczę z wysokiego, szpitalnego łóżka. Każdy próbuje mnie zatrzymać, lecz jestem szybsza. Odwracam się, aby spojrzeć na postać. Nie widzę jej. Gdzie ona jest? Mój umysł przeszywa kolejna fala lęku i intrygi. Nagle drogę zagradza mi przyjaciel, który łapie mnie w swoje silne ramiona. Staram się mu wyrwać, robię wszystko co mogę, lecz bez skutku.
– Dobra robota – chwali go lekarz, który podchodzi do mnie. W jego ręku zauważam strzykawkę, wypełnioną jasnym płynem.
– Nie! Odejdź! Zostaw mnie! – wciąż wrzeszczę bez opamiętania. Czuję przeogromny strach, a zarazem bezsilność. Przyjaciel nie reaguje, choć dobrze widzi co mężczyzna trzyma w dłoni. Nagle czuję ukłucie, a następnie obraz zaczyna być mniej wyraźny. Głosy zamieniają się w szepty, a chwilę później całkowicie przestaję je słyszeć. Tracę kontrolę nad swoim ciałem. Moment później wszystko znika mi sprzed oczu, a ja ląduję w ramionach Marcusa.
~~~~~~~~~~~~
Nie będę wymuszać na was komentowania czy gwiazdkowania, ale jeśli podoba ci się to zapraszam. Dzięki temu widzę, że ktoś to czyta i mam większą motywację do pisania. Z chęcią przeczytam także wasze opinie na temat opowiadania, jak i samą krytykę. Miłego pożegnania weekendu. (Już miesiąc szkoły za nami, już niedługo...) ^^
CZYTASZ
Rejected
ParanormalMoje życie toczy się w ciągłym strachu. Nie znam dnia ani godziny kiedy to powróci. Boję się każdego poranka, a w nocy zasypiam z lękiem. Budząc się mam tylko nadzieję, że choć raz będzie normalnie. Choć raz przeżyję spokojny dzień w towarzystwie zn...