Rozdział trzydziesty ósmy

64 9 1
                                    

Z pustym spojrzeniem wgapiam się w karteczkę, która znajduję się w moich dłoniach. Przełykam głośno ślinę i przymykam oczy. E? To chyba jasne kto jest autorem tego pięknego listu. Nie rozumiem tylko, co takiego jej chodzi po głowie, że musiała akurat wyżywać się na mojej współlokatorce, przecież ona jest niczemu winna. To do mnie, Emily, ma jakieś problemy, a nie do Virginii. Szuka mojego słabego punktu? Być może. Co, jak co, ale nienawidzę krzywdzić niewinnych ludzi, to niemoralne.  Jedyne czego jestem pewna, to tego, że muszę dowiedzieć się prawdy. 

Chowam kartkę do kieszeni bluzy i wychodzę z pomieszczenia, kierując się na wprost. Następnie schodzę schodami, a już po chwili jestem pod drzwiami do pokoju mojego znajomego, Chrisa. Mocno uderzam pięścią o drewnianą powłokę, czekając aż ustąpią. Ku mojemu zdziwieniu nie następuje to. Ponawiam czynność, lecz rezultat pozostaje bez zmian. Na mojej twarzy maluje się maleńki grymas. Nie ma o tej godzinie, ciekawe gdzie jest... 

Nic mi nie pozostaje, jak wrócenie do siebie. Idąc pustym korytarzem rozmyślam o wczorajszych wydarzeniach. Fakt, dziewczyna już niemalże od razu zniknęła mi z oczu, ale wiem, że poszła do swoich znajomych. Bawiła się wśród nich, więc na pewno była wtedy bezpieczna, lecz co wydarzyło się potem? 

Nagle przystaję przestraszona. Do moich uszu docierają damskie krzyki, już po chwili kojarzę głos. 

  – Virginia. 

W moich oczach automatycznie pojawią się łzy. Czemu ona wrzeszczy? Co tam się dzieję? Gdzie jest "tam"? W tej chwili moja głowa to jedna, wielka baza wszystkim irytujących mnie myśli. Zdaję sobie sprawę, że to co się w tym momencie z nią dzieje, to tylko i wyłącznie moja zasługa. Dłonią wycieram słone łzy, które zdołały opuścić swoje miejsce i szybkim krokiem, a wręcz biegiem, wracam do swojego pokoju. Wiem doskonale, że głos Virginii to jedynie wybryk mojej wyobraźni, lecz w głębi duszy wiem, że ma to jakiś związek z rzeczywistością. 

Zamykam się w pokoju i opadam na wygodne łóżko, które w tym momencie nie daję mi upragnionego ukojenia. Przymykam oczy, by po chwili z powrotem je otworzyć. Dostrzegam biel zza okna, dlatego podnoszę się i staję w nim, aby zilustrować otoczenie. Spoglądam w górę, na białe niebo wypełnione licznymi chmurami, z których spadają śnieżnobiałe płatki. Uwielbiam zimę, to ta pora roku, w której czuję się zdecydowanie najlepiej. 

Coś mnie natchnęło, by dotknąć lodowatych płatków. Zamyślona kładę dłoń na klamce od okna, po czym otwieram je w skupieniu. Uchylam je szeroko, następnie sama wychylam się przez nie, by móc złapać śnieg. Wyciągam rękę przed siebie, omijając zgrabnie kraty i wreszcie udaje mi się. Moje dłonie wypełnione są białym puchem, na co usta tworzą delikatny uśmiech. 

W jednym momencie moje ciało otula chłód zimowego popołudnia. Na całej jego powierzchni pojawiają się dreszcze, a zęby zaczynają drżeć, wydając charakterystyczny dźwięk. Spoglądam na posesje widoczną z okna i dostrzegam białą postać. Pocieram zmęczone oczy, lecz istota nie znika, przez co w mojej głowie zapala się czerwona lampka. Śledzę wzrokiem osobę, aby dowiedzieć się czegokolwiek. Dlaczego tak bardzo zainteresowała mnie osoba chodząca po posesji? W porze między śniadaniem, a obiadem nie wolno opuszczać budynku, a z tego co zdążyłam zauważyć tutejsi ludzie są raczej... posłuszni. 

Nagle mój wzrok ląduję na osamotnionym drzewie na środku małej polanki, w tej chwili, wypełnionej śniegiem. Serce zamiera kiedy dostrzegam na nim powieszoną dziewczynę. Moje oczy automatycznie napełniają się łzami, a całe ciało wręcz drży. Zatykam usta dłoni, ponieważ mam ochotę krzyczeć w panice. 

Śnieg, który powinien być śnieżnobiały, w tym momencie jest krwistoczerwony. Krew Virginii panuję wszędzie, ten widok jest odstraszający. Bez zastanowienia wybiegam z pokoju, a następnie przebiegając cały budynek, opuszczam go. 

Moje ciało otula mroźny powiew wiatru, lecz w tej chwili nie przejmuję się tym. Przerażona szukam drzewa, na którym widziałam dziewczynę. Boję się tego, co mogę tam ujrzeć, aczkolwiek wiem, że muszę tam iść. Rozglądam się roztrzęsiona, a moje serce bije w nieludzkim tempie. 

Zauważam polanę, widzianą przez okno i biegnę w jej kierunku. Ciągle patrzę na wszystkie strony, lecz nie dostrzegam wspomnianego miejsca. Spoglądam na korony drzew, lecz każdy wygląda tak samo. W jednym momencie staję naprzeciwko tego właściwego. Analizuję je od dołu do samej góry i stwierdzam, że wygląda ono normalnie. Nie ma na nim Virginii, ani nawet krwi na śniegu... 

Kucam z nerwów i nie wiem co mam ze sobą zrobić. Popadam w paranoję, co się ze mną dzieje? Przecieram twarz zimnymi dłońmi i wstaję z ziemi. Podchodzę powolnym krokiem do drzewa i dotykam go, macam jego korę, zastanawiając się, czy przypadkiem to nie jest tylko moja wyobraźnia, która płata mi figle. 

Nie wiem co we mnie wstąpiło, lecz biorę sporo śniegu do rąk i najzwyczajniej w świecie celuje nim w swoją twarz. Być może jest to forma ocucenia się, lecz bardzo drastyczna. Gwałtownie wciągam powietrze do płuc, gdyż jest to niemiłe spotkanie z lodowatym śniegiem. 

Zaczynam się trząść, a nawet pociągam nosem z zimna. Nic tu ze mnie, postanawiam wrócić do środka. Może tam dowiem się więcej. Nawet nie mam na sobie kurtki, a co dopiero rękawiczek. 

Zmarznięta wracam do budynku. Staram się przejść niezauważona prosto do swojego pokoju. Ze spuszczoną głową mijam kolejne drzwi oraz pojedyncze osoby, by jak najszybciej zejść im wszystkim z oczu. 

W jednym momencie moje ciało uderza o inne, dosyć twarde. To spotkanie nie jest przyjemnie, gdyż w jego wyniku, cały świat wiruje mi przed oczyma. Gdy udaje mi się opanować samą siebie, spoglądam w oczy mojego napastnika i w mgnieniu oka budzą się we mnie wszystkie emocje...

________________________
Niestety, ostatnio nie mam w ogóle czasu i odrazu ostrzegam, że w najbliższym czasie również go nie bardzo znajdę, gdyż mam mnóstwo zaległości w szkole (wyjechałam do chłopaka w czasie szkoły i teraz mam mnóstwo do nadrobienia) ;___;

Tak btw mam dzisiaj studniówkę i tak się stresuje, że ugh! Oby nie było tak źle jak mi się wydaje...

RejectedOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz