Rozdział drugi

338 42 71
                                    

Siedzę na łóżku, w swoim pokoju, już od ponad trzech godzin. Zbliża się noc, a ja wciąż nie zmieniam swojej pozycji. W ręku trzymam ołówek, a przed sobą mam kartkę niegdyś białą, natomiast w tym momencie jest ona pełna szarego koloru. Szkicuję. Uwielbiam to robić, jest to mój prywatny sposób na stres. Oczywiście nie jedyny, aczkolwiek niemniej ważny i skuteczny jak pozostałe. Przelewam moje emocje na papier.

– Zamknij się wreszcie! – dociera do mnie głos mojej mamy, niszcząc przy tym moją aurę błogiego spokoju. – Rzekomo zawsze masz rację, a jak przyjdzie coś zrobić, sama wszystko muszę!

– Taka jesteś mądra? – włącza się także tata. – To od dzisiaj sama wszystko rób!

Kolejna kłótnia rodziców, ostatnio jest ich coraz więcej. Przeważnie, gdy takie sceny mają miejsce, zwyczajnie wychodzę na spacer. Dzisiaj natomiast zbliża się już godzina dwudziesta druga. Nie będę spacerować sama po nocach. Wstaję z łóżka i odkładam nieskończony jeszcze szkic na biurko, po czym podchodzę do okna. Otwieram je i spoglądam na zewnątrz. Wiatr staje się coraz mocniejszy, drzewa wręcz uginają się pod jego wpływem. Chmury ściemniały, wygląda mi to na burzę. Wystawiam rękę przez okno. Kropi. Uwielbiam deszcz nocą, dzięki temu łatwiej i przyjemniej mi się zasypia.

– Jak się nie zmienisz, biorę rozwód! Mam już tego dość – kolejne krzyki rodziców, które psują moje samopoczucie. Nie przejmuję się tym, co słyszę, ponieważ wiem dobrze, że to nie prawda. To tylko przejaw negatywnych emocji.

Włączam telewizor wiszący naprzeciw mojego łóżka i podłączam do niego telefon, przez który zapuszczam muzykę. Mam nadzieję, że chociaż to zagłuszy nieco głosy z dołu.

"I was walking down the street the other day
Trying to distract myself
But then I see your face
Oh, wait, that's someone else"*

Z głośników podłączonych do odbiornika, zaczynają lecieć pierwsze dźwięki. Niemal od razu rozpoznaję głos mojej ulubienicy, czyli Seleny Gomez. Zaczynam nucić pod nosem, gdyż wręcz kocham jej piosenki.

"Trying to play it coy
Trying to make it disappear
But just like the battle of Troy
There's nothing settled here"

Śpiewam razem z nią. Pogłaśniam, po czym całkowicie oddaje się melodii. Tańczę w rytm zapuszczanych dźwięków, zapominając o rzeczywistości. Ruszam biodrami, podskakując wysoko.

Nagle z transu nieprzerwanej zabawy, wyciąga mnie silny podmuch wiatru, który zamyka otwarte okno w  pokoju. Przestraszona spoglądam w tym kierunku, gdyż słyszę tylko głośny huk. Podchodzę do tego miejsca i zamykam okno. Mój dom znajduję się na ulicy, gdzie jest wiele podobnych, mieszkają w nich moi sąsiedzi. Jeszcze przez chwilę patrzę przez nie, ponieważ mój wzrok coś zauważył. Naprzeciw mnie postawiony jest pewien dom, w którym od lat nikt nie zamieszkuje. Moje oczy dostrzegają tam jednak postać, a raczej jej cień, który rzucał na nią blask księżyca. Moje zdziwienie oraz przestraszenie sięga zenitu. Jak to możliwe? Może mi się tylko przewidziało. Na pewno, jest już późno, to tylko zwidy. Mój umysł stara się wytłumaczyć logicznie całą sytuację.

Wyłączam muzykę, potrzebuję ciszy. Rodzice również już się uspokoili, przez co nie będą mi przeszkadzać ich krzyki. Siadam zdenerwowana na łóżku, lecz nie na długo. Wstaję i podchodzę do szafy, z której wyjmuję potrzebne mi ubrania. Wychodzę z pokoju, kierując się do łazienki, gdzie biorę szybki prysznic.

Po dwudziestu minutach jestem gotowa i wracam do poprzedniego miejsca. Odkrywam kołdrę i szybkim ruchem wchodzę pod nią. Pomimo tego, że jest lato i temperatura na zewnątrz sięga do trzydziestu stopni, zawsze śpię pod pierzyną. Być może jest to przyzwyczajenie. Biorę w dłoń mój telefon, który leży obok mnie i ustawiam alarm na rano. Mam nadzieję, że chociaż jutro nie zaśpię do szkoły. Układam się wygodnie i zamykam oczy. Staram się zasnąć, choć wiem, że nie będzie to takie łatwe. Nie czuję zmęczenia, a ponadto jestem z lekka przestraszona. Po wielu nieudolnych próbach, wreszcie zasypiam.

Idę przez, dobrze znany mi już, las. Jestem tu sama, nikogo nie ma. Cisza otacza moje biedne ciało. Rozglądam się dookoła. Widzę jedynie drzewa, pełno ich. Jest noc, świadczy o tym księżyc znajdujący się w swoim centrum. Po mojej głowie krąży pytanie: gdzie jestem? Niestety, nie znam na nie odpowiedzi. Wiem tylko, że muszę iść przed siebie, nie zbaczając z drogi. Nagle słyszę szelest, dokładnie za moimi plecami.

– Sí, sabes que ya llevo un rato mirándote...**

Odwracam się przestraszona, lecz nikogo nie zauważam. Idę dalej przed siebie. Ponownie dociera do mnie dźwięk dochodzący zza moich pleców.

– Tengo que bailar contigo hoy...

Słyszę muzykę, nie mogę zlokalizować jej położenia. Rozglądam się nerwowo, lecz to nic nie daje. Nagle wszystko staje się niewyraźne. Las traci swoją grozę, a blask księżyca już nie olśniewa nad światem.

Otwieram oczy i dociera do mnie, że był to sen. Chwytam telefon i wyłączam alarm. Spoglądam na godzinę: szósta trzydzieści. Z ulgą opadam na poduszki, ciesząc się, że nie zaspałam.

Znów ten sam koszmar nawiedził mnie tej nocy. Nie sądziłam, że to się jeszcze powtórzy. Nie wiem co mam o tym myśleć.

– Lotte! Wstałaś? – słyszę głos mamy, która upewnia się, że nie zaśpię.
– Tak! – krzyczę potwierdzająco. Podnoszę się z łóżka i rozciagam mięśnie. Spoglądam zza okno, przypominając sobie wczorajszą sytuację z sąsiednim domem. Niestety, nie mam zbyt dużo czasu, dlatego nie trwa to długo. Podchodzę do szafy i wyciągam z niej kolorową sukienkę w kwiatki oraz bieliznę. Dzisiejsza pogoda zapowiada się obiecująco, dlatego decyduję się na taki strój. Idę do łazienki, gdzie zakładam na siebie przygotowane ubranie, szczotkuję zęby, po czym przemywam twarz wodą i robię delikatny makijaż. Włosy przeczesuję szczotką i decyduję się na wysokiego koka, którego robię.

Wychodzę gotowa z łazienki i kieruję się do swojego pokoju. Spoglądam na telefon, jest godzina siódma sześć. W pośpiechu pakuje torbę szkolną. Gdy wszystko już jest zrobione, biorę potrzebne rzeczy i schodzę na dół. Rodziców nie ma, widocznie są w pracy. Zakładam różowe sandałki i opuszczam dom, po czym zamykam go na klucz.

Nie cierpię faktu, że wciąż nie mam swojego samochodu. Prawo jazdy zrobiłam od razu w wieku osiemnastu lat, lecz do tej pory nie sprawiłam sobie żadnego auta. Przez to muszę wozić się komunikacją miejską.

Idę na przystanek, na szczęście nie znajduje się on daleko. Gdy podchodzę do celu, widzę w oddali nadjeżdżający autobus. Idealnie zdążyłam.

___________________________

* Selena Gomez – Bad Liar 

** Luis Fonsi – Despacito ft. Daddy Yankee 

RejectedOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz