Rozdział dwudziesty ósmy

98 11 1
                                    

Zbliża się już godzina pierwsza w nocy, a my wciąż siedzimy w jednym miejscu. Nie przejmujemy się czasem, ani chłodem jaki nas otacza. Chłopak wyciąga paczkę fajek i zapala jednego z nich. Jak zawsze częstuje mnie, lecz odmawiam. 

  – Skąd ty je masz?  – nachodzi mnie pytanie, które bez namysłu zadaję. Chłopak uśmiecha się pod nosem i spogląda na mnie. 

  – Ze sklepu  –  odpowiada, tak zwyczajnie, jakby to było normalne. 

  – Można opuszczać posesje?  – dziwię się, z tego co wiem, to nie ma takiej opcji. 

  – Widać, że jesteś tu nowa  – zauważa i ponownie unosi kąciki ust. Patrzę na niego zaciekawiona, nieco oburzona. – Nie, mała. Nie można opuszczać. 

  – Masz wtyki? 

 – Nie, nie lubię angażować się w relacje z innymi – wyjaśnia krótko, na co marszczę brwi. 

  – Więc co tu teraz robisz ze mną?  – chłopka na moje słowa, nieco spina się, czego nie rozumiem. 

  – Intrygujesz mnie  – nie sądziłam, że odpowie na moje pytanie. – Jesteś inna niż każda tutaj, no przynajmniej pod pewnymi względami. 

  – A co, każda inna bierze fajki od ciebie? – żartuję, ponieważ ta sytuacja aż prosi się o to z mojej strony. Chłopak także uśmiecha się na moje słowa. 

  – No właśnie  – unosi dłoń, aby następnie z powrotem ją opuścić. – Czuję się przy tobie dobrze. Mogę wyluzować i przestań udawać kogoś innego. 

  – A udajesz? 

 – Mała, zbyt dociekasz – śmieje się ze mnie, ma taki uroczy śmiech i zaraźliwy. 

Robi się coraz zimniej, przez co pocieram ramiona, aby się nieco ogrzać. Chłopak zauważa moje poczynania, dlatego wstaje z miejsca i odchodzi parę kroków dalej. 

  – Wracajmy  – sugeruje, na co również ponawiam jego czynności. Razem idziemy do budynku, mam nadzieję ciepłego. Droga nie trwa długo i już po chwili nieznajomy otwiera przede mną drewniane drzwi. Wchodzę i rozglądam się, czy aby na pewno nikogo tu nie ma. Mamy szczęście, ponieważ faktycznie jesteśmy sami. Wszyscy już śpią o tej porze. 

  – Jutro o tej samej godzinie  – mówi i ponownie tyle co go widziałam. Nie zdążam nawet odpowiedzieć. Szybkim krokiem idę do swojego pokoju. Zamykam na sobą drzwi i kładę się na łóżku w celu zaśnięcia. 

~*~ 

Budzę się dość późno dzisiejszego dnia, co wcale nie jest dziwne ze względu na godzinę, o której wróciłam. Otwieram oczy i rozglądam się po pomieszczeniu. Dziewczyny łóżko jest ładnie posprzątane, lecz jej nie ma tutaj. Dociera do mnie, że dzisiaj jest sobota, a to oznacza dzień dla odwiedzających. Spoglądam na telefon, lecz nie mam żadnych wiadomości od Marcusa. Może zapomniał... 

Wstaję i zabieram rzeczy, które dzisiaj chcę założyć, po czym wybieram się do łazienki. Robię to co mam w zwyczaju rano i gotowa opuszczam pomieszczenie. Idę z powrotem do pokoju i zostawiam piżamę. Jest już godzina trzynasta. Pospiesznie wychodzę i kieruję się do jadalni. Na szczęście zdążam, dlatego zasiadam na swoim miejscu i zajadam obiad. 

~*~

Dwie godziny później siedzę w swoim pokoju i szkicuję. Co jakiś czas patrzę przez okno. Dzisiaj nie ma tak ładnej pogody. Na zewnątrz prószy śnieg, co jedynie dodaje nastroju. 

Po jakimś czasie dociera do mnie pukanie do drzwi. Spoglądam w ich kierunku i wolałam ciche "proszę", dzięki czemu powłoka uchyla się, a w progu widzę dobrze znaną mi postać.

– Marcus – mówię szczęśliwa i podbiegam do chłopaka, po czym rzucam się mu na szyję.

– Oj, spokojnie – mruczy przyjaciel i przytula mnie mocniej – Ja też tęskniłem.

Dopiero w tym momencie dociera do mnie powód dla którego chciałam, żeby tu był. Proponuję, aby usiadł na moim łóżku i robię to samo. Chłopak opowiada mi o zabawnych sytuacjach w szkole oraz tęsknocie jaką żywi do mnie. Także wspominam mu o moich wydarzeniach w nowym miejscu.

– Marcus – zaczynam lekko zestresowana. Nie chcę, aby tak było, ale wiem, że to jedyne wyjście. Pocieram delikatnie spocone dłonie i kontynuuję. – Nie uważasz, że powinniśmy... – zacinam się, jak stara płyta w odtwarzaczu. Marcus niepewnie spogląda na mnie, a ja przegryzam wargę. Często to robię, gdy się nadmiernie stresuję. – Powinniśmy zapomnieć o sobie? – wreszcie udaje mi się dotrzeć do końca wypowiedzi. Przyjaciel patrzy na mnie ze smutkiem i żalem. Nie rozumie moich słów.

– Dlaczego? – jedyne słowo, które daje radę wyrzucić z siebie. Nie mam odwagi spojrzeć mu w oczy, dlatego mój wzrok jest utkwiony w pluszową poduszkę. Dłońmi ciągle przeczesuję jej włochatą tkaninę, w nadziei na uspokojenie mojego organizmu.

– Marcus. Wiesz, nie pasujemy do siebie. Ty jesteś fajnym chłopakiem, a ja... A ja jestem nienormalna.

– Nie jesteś nienormalna – automatycznie zaprzecza mi, przez jestem zmuszona przerwać swoją wypowiedź. Uśmiecham się lekko do niego.

– Więc czemu tu jestem?

Przyjaciel ewidentnie jest zaskoczony moim pytaniem, a jego długie milczenie jest odpowiedzą na moje słowa.

Nagle Marcus wstaje i zwyczajnie opuszcza pomieszczenie. Nie rozumiem jego zachowania, dlaczego to zrobił? Lepsze pytanie, czemu się tym przejmuję? Przecież sama tego chciałam.

~*~

Nie mam siły, by robić cokolwiek innego niż leżenie w swoim łóżku. Wcześniejsza sytuacja zdołowała mnie. Od tamtego wydarzenia minęły już trzy godziny, a moje zajęcie nie uległo zmianie. Nie mam ochoty nawet na szkicowanie, a to już poważny problem. Pogoda na zewnątrz dorównuje moim emocjom, jest równie smętna oraz wyssana ze szczęścia. W moim sercu panuje ogromny ból oraz żal do samej siebie, nie mogę sobie wybaczyć, tego jak potraktowałam Marcusa, lecz z drugiej strony wciąż trzymam się zdania, że tak będzie lepiej. Muszę mocno się pilnować i powstrzymywać przed napisaniem do przyjaciela, choć bardzo mnie kusi, wiem że nie mogę. Wytrzymam to cierpienie, dla dobra nas obojga.

RejectedOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz