Rozdział pięćdziesiąty szósty

53 3 0
                                    

Historia napotkanego starca namąciła mi w głowie, z każdym poznanym wspomnieniem osób mi nieznanych, czuję niesprawiedliwość losu, która dotknęła tych ludzi. Sama nie mam lekko w życiu, ale biorąc pod uwagę innych, którzy więcej przeżyli  — wcale nie mam aż tak źle. Mogło być gorzej. Uważam, że zawsze należy być dobrej myśli oraz dziękować Bogu za to, co się dostało oraz szanować i doskonalić to, z każdym wschodzącym dniem. Przede wszystkim za kochających, dbających rodziców; ciepły dom; otwarte drogi, aby osiągnąć sukces i spełnić marzenia. Człowiek, który dotarł do samego sedna; celu, którego pragnął; jest najszczęśliwszy. Jest to w pewnym sensie spełnienie wewnętrzne, do którego każdy dąży. 

Idąc dalej, mijam pojedyncze domy, nie są wcale bardziej zadbane, niż te w wcześniejszej wiosce, gdzie poznałam Nelę. Droga, jaka jest przede mną, wydaje się długa i ciężka do przejścia. Wcześniej nie zdawałam sobie sprawy, że to aż tak daleko. Miałam wrażenie, że dotrę do domu w ciągu jednego, może dwóch dni. 

Przystaję na uboczu, aby się napić, gdyż pragnienie daje o sobie znać. Zauważam, że moje zapotrzebowanie szybko się kończy. Jestem pewna, że nie starczy mi napoju do końca podróży, pomimo tego, że staram się oszczędzać, jak tylko mogę. Wiatr wieje coraz bardziej, ochładzając moje, drobne ciało, które zdane jest na dogodności atmosferyczne, a raczej kaprysy. Z powodu pory roku, jaka obecnie panuje, słońce również szybko znika, przez co świat pochłania złowroga ciemność. Ona nigdy nie symbolizuję niczego dobrego. Osłabia jeden z najważniejszych zmysłów, dzięki czemu cała pewność siebie oraz poczucie bezpieczeństwa szybko znika wraz z jasnością, światłem słonecznym. 

Spoglądam na telefon, który wskazuje godzinę osiemnastą dwadzieścia oraz zaledwie dwadzieścia sześć procent. Niestety, ale moja komórka nie potrafi trzymać już tak długo baterii, jak na początku. Co prawda nie używam go praktycznie w ogóle, ale sam w sobie rozładowuje się, również mróz wpływa na tę czynność. 

Podążam dalej, wgłąb domów. Ta wioska wydaje się być nieco inna od poprzedniej, przede wszystkim dlatego, że tu ludzie przebywają na zewnątrz, panuje weselsza atmosfera. W oddali widzę grupkę dzieci, która bawi się w berka, gonią się po placu, właściwie jest to niezadbana polanka, gdzie trawa sięga im do połowy łydek. Zerkając w innym kierunku, napotykam ciekawski wzrok dwóch, starszych kobiet, które siedzą na pobliskiej ławce, co jakiś czas, obserwując zachowanie dzieci. Pewnie wyglądam obco dla tutejszych ludzi, w małej wiosce każdy zna swojego sąsiada, a ja zdecydowanie nie przypominam żadnego z nich. Mieszkańcy spoglądają na mnie zaintrygowani moją osobą, przez co czuję nieco skrępowana. Odwracam wzrok od tego widoku i podążam własną ścieżką w kierunku, znanym jedynie mnie. 

Śnieg doszczętnie pokrywa to, co najpiękniejsze  — przyrodę, dzięki której żyjemy. Przez to właśnie nie przepadam za zimą, ponieważ ukrywa coś tak ważnego, potrzebnego. 

Wioska nie jest wcale duża i już po niedługim czasie przestaję widzieć domy oraz ich mieszkańców, a moją uwagę przykuwa coraz głośniejszy dźwięk, jakby samochodów, co więcej — dużej jej ilości. Przyspieszam w stronę hałasu, mając nadzieję na wyjście z tych obrzeży, biednych wiosek, wiecznych pól. Chcę znaleźć się w bardziej cywilizowanym miejscu, gdzie nie będę miała obawy, aby podejść do kogokolwiek, by zapytać chociażby o drogę. W końcu czasem i ja muszę upewnić się czy w dobrą stronę idę. 

Nagle dociera do mnie dźwięk mojego telefonu, przez chwilę nie mogę zlokalizować jego miejsca położenia, ale w końcu wyciągam go z plecaka. Spoglądam na wyświetlacz i jestem wręcz zaskoczona. Na ekranie widnieje imię znajomego z psychiatryka, Chrisa. Oh, jak to niedorzecznie brzmi. Nie mam zamiaru od niego odbierać, zresztą pewnie i tak dzwoni, aby dowiedzieć się gdzie jestem, by donieść na mnie dyrektorce ośrodka. Nikomu nie mogę tam ufać, dlatego muszę zachować wszelkie środki ostrożności, aby przypadkiem sama się nie wydać i zdradzić czegoś ważnego, o czym nikt nie powinien się dowiedzieć. Połączenie znika z mojego ekranu, lecz wciąż wpatruję się w niego. Sprawdzam czy zadzwoni raz jeszcze, lecz nic takiego się nie dzieję, dlatego blokuję komórkę i chowam z powrotem do plecaka, następnie zasuwam go. Powracam do drogi, którą chwilowo przerwałam. Wreszcie moim oczom ukazuje się cholernie długa ulica, jej końca nie widać, co mnie niepokoi. Samochody pokonują dystans z niezwykle dużą prędkością, przez co nie ma szans, abym przeszła na drugą stronę.

No to się porobiło...

______________________

Słów: 695

RejectedOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz