Od ponad dwóch godzin siedzę w swoim pokoju i zwyczajnie rozmyślam o swoim tymczasowym życiu. Leżę na łóżku z nogami na ścianie i patrzę w krajobraz za oknem. Mam w zwyczaju wyginanie swojego ciała w różnych pozycjach, jest mi tak po prostu wygodnie. Wtedy czuję, że moje mięśnie odpoczywają, a umysł regeneruje się.
Moje rozmyślania przerywa osoba, która wchodzi do pomieszczenia. Oczywiście jest nią nikt inny, jak Virginia. Dziewczyna siada na swoim łóżku, lecz nie wyciąga słuchawek, jak to ma w zwyczaju. Jedynie przygląda się mojej osobie z ogromną uwagą.
– Coś się stało? – pytam sfrustrowana jej zachowaniem. Ta jedynie uśmiecha się do mnie przyjaźnie, zupełnie nie rozumiem jej poczynań.
Podnoszę się do pozycji siedzącej i patrzę wprost na nią, co nie bardzo jej się podoba. Dziewczyna robi groźną minę, a ja mam wrażenie, że sobie żartuje ze mnie, dlatego postanawiam olać jej zachowanie.
– Charlotte Grandlever – dociera do mnie ten sam, tajemniczy głos. Moje ciało przeszywa dreszcz, a dłonie ponownie zaczynają się pocić.
– Skąd wiesz jak mam na nazwisko? – pytam przerażona, po czym dodaję. – Nie mówiłam ci tego.
Dziewczyna uśmiecha się na moje słowa, a następnie wybucha gromkim śmiechem.
– Jesteś taka zabawna – znam ten głos. Dopiero w tym momencie zdaję sobie sprawę z tego z kim mam do czynienia.
– To znowu ty.
– Ależ oczywiście, spodziewałaś się kogoś innego? – odpiera ironicznie, a mnie biorą nerwy. Cholera, czy ona da mi kiedyś spokój? Nagle zaczyna boleć mnie głowa, to uczucie jest potężne. Pomimo cierpienia nie daję za wygraną. Staram się dotrzeć do wyjścia. Na drżących nogach opuszczam pomieszczenie i rzucam się w bieg. Słyszę za sobą śmiech zjawy, dlatego jeszcze bardziej przyspieszam.
– Nie wolno tu biegać! – dociera do mnie głos dyrektorki, na co zatrzymuję się i nerwowo spoglądam za siebie.
– Ona tam jest – sapię ze strachem. Kobieta również zerka w kierunku, z którego przybiegłam i nic nie zauważa. Świadczy o tym jej pytający wyraz twarzy.
– Kto? – pyta, gdy jest pewna, że nikogo tam nie ma.
– Emily... – mówię powoli, wciąż jestem w bardzo złym stanie. Całe moje ciało trzęsie się niemiłosiernie. Kobieta chwyta mnie pod ramię i prowadzi w nieznanym mi kierunku. Nie mam siły się z nią sprzeciwiać, dlatego postanawiam zwyczajnie odpuścić. Pozwalam jej prowadzić mnie, mając tylko nadzieję, że nie spotkam już tej zjawy. Przynajmniej w najbliższym czasie.
Po chwili zauważam, że idziemy do mniejszego holu, a następnie zatrzymujemy się pod jasnymi drzwiami. Spoglądam na tabliczkę obok, na której jest napisane "Pielęgniarka". Nie widzę powodu mojego przybycia tutaj. Przecież dobrze się czuję.
Dyrektorka puka, po czym otwiera drewnianą powłokę, popychając mnie, abym weszła do środka. Rozglądam się po pomieszczaniu i stwierdzam, że wygląda jak każdy inny gabinet lekarski.
– Witaj, Mary – wita się kobieta i wskazuje na mnie. – Przyprowadziłam ci opętaną – mówiąc to, robi cudzysłów nad ostatnim wyrazem. Spoglądam na nią niezrozumiale.
– Nie jestem opętana – sprzeciwiam się cichutko. Kobieta jedynie robi dziwną minę i kontynuuje.
– Daj jej jakieś proszki... uspokajające najlepiej, bo dziewczyna wariuje – pielęgniarka uśmiecha się na jej słowa, lecz widzę, że jest to niezupełnie szczere.
– Proszę, usiądź – zwraca się do mnie, wskazując fotel obok swojego biurka. – Pani może już wrócić do swoich obowiązków. Zajmę się nią. – mówi do dyrektorki, a ja cieszę się w głębi duszy.
Od samego początku wiedziałam, że ta kobieta jest fałszywa i podła. Ta jej nadmierna pogodność i bycie miłą w każdej sytuacji... o, nie. Na pewno to nie jest jej prawdziwe oblicze.
Mary sięga do otwieranej gablotki i wyjmuje paczkę tabletek w kolorowym opakowaniu.
– Uspokoją cię – tłumaczy, podając mi dwie z nich oraz szklankę wody. Przez moment patrzę podejrzliwie na rzeczy, które otrzymałam, lecz nie widzę przeszkód, aby nie brać.
– Co tu robisz? – pyta kobieta, której podaję puste już naczynie. Odkłada je na stolik i patrzy na mnie.
– Długa historia – odpieram zdegustowana. Nie będę tłumaczyć się obcej mi osobie.
– Mamy sporo czasu – nalega, lecz ja nie mam ochoty mówić jej o moich problemach.
– Chyba nie zrozumiałaś – uśmiecham się do niej sztucznie. Mary widocznie nie wie o co mi chodzi, dlatego kontynuuję. – Nie mam powodu, aby mówić ci o moich przeżyciach – kończę, a kobieta spogląda na mnie nieco zawiedziona. Jest nadzwyczaj pozytywną osobą, dlatego w jednej chwili, robi mi się jej żal.
– Rozumiem – słyszę jej przyciszony głos, a następnie siada obok mnie i spuszcza głowę, zasłaniając twarz włosami. Zerkam na zegar wiszący na ścianie. Dochodzi godzina szesnasta.
– Lepiej się już czujesz? – w jej głosie mogę wyczuć troskę, tylko dlaczego? Ja rozumiem, taki zawód, ale jednak rzadko to się zdarza.
– Tak. Już czuję się dobrze – odpowiadam zgodnie z prawdą i wstaję z fotela. Jest już po obiedzie, odkąd tu mieszkam prawie nic nie jem całymi dniami.
– Dziękuję i do widzenia – żegnam się, a kobieta odprowadza mnie do drzwi.
– Wpadnij jeszcze kiedyś – proponuje i otwiera mi drewnianą powłokę. Skinam głową na jej słowa i opuszczam pomieszczenie.
CZYTASZ
Rejected
ParanormalMoje życie toczy się w ciągłym strachu. Nie znam dnia ani godziny kiedy to powróci. Boję się każdego poranka, a w nocy zasypiam z lękiem. Budząc się mam tylko nadzieję, że choć raz będzie normalnie. Choć raz przeżyję spokojny dzień w towarzystwie zn...