Rozdział dwudziesty trzeci

101 13 1
                                    

Gdy otwieram oczy zauważam, że jestem w jasnym pomieszczeniu. Ściany są koloru błękitnego, a sufit nieco ciemniejszy. Znajduje się tutaj jedno okno, które jest wypełnione kratami. Oprócz łóżka, na którym obecnie leże, jest także duża szafa dwudrzwiowa oraz komoda i stoliczek nocny, na którym stoi mała lampka. Całość wygląda jak więzienie. Wstaję z legowiska i podchodzę do okna. Nie powiem, jest tutaj piękny widok na sporą część posesji. Mogę stwierdzić, że ten pokój znajduje się wysoko, może czwarte piętro. Nad oknem zauważam daszek, więc to ostatni poziom. Słyszę głosy zza drzwi, lecz są one daleko. Odwracam się i powolnym krokiem idę do nich. Dopiero teraz dostrzegam drugie łóżko, dosłownie na drugim końcu pomieszczenia. Czy to oznacza, że mam dzielić z kimś pokój? Nigdy nie byłam w takiej sytuacji, nie wiem jak to jest mieć współlokatora. 

Uchylam drzwi i wychodzę na korytarz, który ciągnie się w nieskończoność. Spoglądam  w jedną stronę, następnie w drugą i stwierdzam, że pójdę w lewo. Panują tutaj pustki, nikogo nie ma w pobliżu. Ściany są w kolorze cappuccino, a na podłoga okryta jest jasno brązowymi panelami. Na suficie znajdują się zwykłe świetlówki, co jedynie psuje wystrój. 

Idę dalej, gdzie w końcu trafiam na schody. Kieruję się w dół, mijam kolejne piętra, które wyglądają zupełnie tak samo, lecz ja mam na celu znalezienie się na parterze, dlatego nie zatrzymuję się. Gdy jestem już w zamierzanym miejscu rozglądam się uważnie. Zimowe słońce wpada przez ogromne okna w korytarzu. Oświetla całe piętro, co nadaje mu swoistego uroku. 

Moją uwagę przykuwa mała wystawa zdjęć, zapewne starych. Podchodzę do niej, aby bliżej się przyjrzeć. Zauważam, że są tu zdjęcia zarówno dziewcząt, jak i chłopców z  równego rodzaju zawodów lub też zwyczajne, przyjacielskie. Zawody w psychiatryku? Myślałam zawsze, że to rudera, nic tutaj nie ma ciekawego, a jedyne co można tu robić to siedzenie we własnym pokoju i zastanawianie się czy kiedyś opuści się to miejsce. 

  – Widzę, że już się obudziłaś –nagle dociera do mnie kobiecy głos. Przez niespodziewany dźwięk delikatnie podskakuję ze strachu. Spoglądam na postać przede mną i zauważam Henriette. –Nie musisz się bać, chcemy ci tylko pomóc. 

  – Nie potrzebuję niczyjej pomocy –odpieram dumnie. Dlaczego każdy uważa mnie za nienormalną? 

  – Gdybyś nie potrzebowała, nie byłoby cię teraz tutaj –mówiąc to podchodzi do mnie bliżej. –Zapraszam do mojego gabinetu –gestem dłoni pokazuje na drzwi po mojej prawej stronie. Niechętnie idę w ich kierunku, po czym wchodzę do środka. Pomieszczenie nie jest duże, zajmuję miejsce na krześle przy biurku i czekam. Kobieta siada naprzeciwko mnie i wyjmuje jakieś papiery z szuflady. 

  – Charlotte Grandlever – czyta głośno z kartki, jak się okazuję są to moje akta. Skąd oni to mają? –Nie masz rodzeństwa, regularnie opuszczasz szkołę i masz problemy ze sobą. 

  – Nie mam żądnych problemów –sprzeciwiam się automatycznie. Kobieta tylko robi spogląda na mnie i wraca do zapisanych stron. 

  – Dobrze – mówi przeciągle, po czym kontynuuje. – Może przedstawię ci regulamin jaki panuję w tym ośrodku. 

Nie odzywam się ani słowem. Nie obchodzą mnie te jej głupie zasady, prawda jest taka, że i tak będę robić to, na co mam ochotę. 

  – Nie wolno tutaj palić, spożywać alkoholu ani innych wyrobów uzależniających. Mam też na myśli narkotyki wszelkiego rodzaju –Nie no nie spodziewałam się tego. – Śniadanie jest o godzinie ósmej, obiad o trzynastej, a kolacja o dziewiętnastej. Najpóźniej o godzinie dwudziestej drugiej należy być w swoich pokojach – mówiąc to podkreśla przedostatnie słowo, jakby to miało jakieś znaczenie. –W ośrodku są zarówno dziewczęta, jak i chłopcy. Zabrania się nadmiernego zbliżania do płci przeciwnej. 

  – A co z odwiedzinami? –zadaję pytanie, myśląc o przyjacielu. 

  – Raz w tygodniu –odpowiada, na co lekko uśmiecham się. Dobrze, że chociaż tyle. –Często prowadzimy zajęcia rekreacyjne, mają one różną formę. Zachęcam do brania w nich udziału, dzięki temu możesz poznać wiele innych osób. 

  – Nie potrzebuję znajomości. 

  – Będziesz miała także prywatne spotkania z psychologiem, który ci pomoże. Częstotliwość takich spotkań będzie zależna od twojego zaangażowania i rezultatów –kobieta olewa moje docinki, które kieruję w jej stronę i bez zwracania szczególnej uwagi brnie dalej. –To tyle z tych najważniejszych. Całość regulaminu przedrukuję i dam ci do wglądu. 

  – Coś jeszcze? –mówię znudzona jej gadaniem. Nagle dociera do mnie ciche pukanie do drzwi, a następnie widzę młodą dziewczynę. 

  – Charlotte, to jest Virginia, twoja współlokatorka. Oprowadzi cię po budynku –gdy to wypowiada, czuję jak we mnie się gotuję. Oprowadzi? A co ja jestem, niedołężna? 

  – Nie sądzę, żeby było to potrzebne –ewidentnie protestuję, co zauważa także dziewczyna. 

  – To już postanowione. 

Po tych słowach dyrektorki, obie opuszczamy gabinet i stajemy na środku długiego korytarza. Kolejny raz rozglądam się po wystroju, nie mam gdzie podziać wzroku. Nie mam zamiaru czekać na tę dziewczynę, dlatego sama idę przed siebie. 

  –  Hej, ty! Poczekaj – słyszę jej delikatny głos i zatrzymuję się. – Wiem, że mnie nie lubisz. 

  – Spostrzegawcza jesteś  – docinam jej. Faktycznie, nie cierpię poznawać nowych ludzi. 

  – Tak, wiem. Jednak mamy razem pokój, nie sądzisz, że warto spróbować się zakolegować?– Virginia zadaje dość dziwne pytanie w formie propozycji, na co sztucznie uśmiecham się. 

  – Wiesz co, Virginia. Może masz rację, może wcale nie będzie tak źle – dziewczyna na moje słowa rozpromienia się, na co ja dodaję. – Żartowałam. 

Następnie zostawiam ją samą na środku sporych rozmiarów holu i idę przed siebie. Naiwna istota... 

~~~~~~~~~~~~~~~~

I co sądzicie o "nowej" Lotte? Mała zmiana charakteru oraz inne miejsce akcji, całkiem nowe środowisko dla bohaterki, jednak czy się w nim odnajdzie? 





RejectedOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz