Josh
Josh siedział na swoim łóżku, wpatrzony w ekran swojego telefonu. Miał nadzieję, że ekran urządzenia, które trzymał w dłoni nagle rozbłyśnie, a Tyler w końcu da o sobie znać. Mieli spotkać się dzisiaj po szkole w domu bruneta, ale od kilku godzin nie dawał znaku życia. Nie odpowiadał na jego wiadomości i połączenia, co wzbudzało w Joshu nie tylko niepokój, ale i złość. Nie na Tylera, lecz na samego siebie, że mu zaufał, bo przecież kto by chciał spędzać swój wolny czas z taką osobą, jak on?
W przekonanie, że Tyler robi to wszystko specjalnie, ścisnął mocno telefon w dłoni i odłożył je na bok, ale za chwile znowu po nie sięgnął, przyrzekając sobie, że to połączenie będzie tym ostatnim.
Jak na dzisiaj.
Wybrał numer Tylera i przyłożył telefon do ucha. Po kilku długich sygnałach usłyszał ciężki oddech.
— Tyler? Wszystko w porządku? — zapytał zaniepokojony.
— Tak, jasne. — odpowiedział mu Tyler, a Josh nawet przez telefon był w stanie usłyszeć, jak jego głos załamuje się przy każdym słowie. — Wybacz, że nie dzwoniłem. — urwał, aby ciężko złapać oddech. — Wypadło mi coś i... — ponownie urwał, słysząc, jak zdenerwowany Josh mu przerywa.
— Coś się stało. — stwierdził cicho. — Nie próbuj zaprzeczać, przecież słyszę.
Tyler jedynie westchnął cicho, najwyraźniej czując, że nie jest już w stanie ukrywać tego, że coś z nim nie tak.
— Jestem obok mojego domu.
Po tych sowach Josh zerwał się ze swojego łóżka i chaotycznie zaczął szukać swojej bluzy, przy okazji zaglądając przez okno, mając nadzieję, że przez nie ujrzy Tylera. Zdecydował, że szukanie czegoś do ubrania trwa zdecydowanie zbyt długo, więc wybiegł z pokoju, mając nadzieję, że jego śpiący już rodzice go nie usłyszą. Zbiegł po schodach i w biegu ubrał na siebie buty, które ku jego szczęściu stały tuż przy drzwiach wyjściowych.
Od razu po wybiegnięciu z domu uderzył go zimny wiatr i pierwsze krople ciężkiego deszczu. Jednak to wszystko go nie powstrzymało i wybiegł na chodnik. Na szczęście dom Tylera znajdował się tuż obok jego domu, więc odnalezienie bruneta nie było takie trudne. Josh z przerażeniem zobaczył, jak jego kolega leży na chodniku, całkowicie skulony. Podbiegł do niego i bez słowa chwycił go za kurtkę, aby pomóc mu wstać. Tyler okazał się być przytomny, więc Josh wziął go pod ramię i zaprowadził go do środka.
Obydwoje weszli do łazienki, a kiedy Josh zapalił w niej światło, zdał sobie sprawę, że Tyler był w o wiele cięższym stanie niż myślał dotychczas. Posadził bruneta na umywalce i spojrzał na niego, lustrując wzrokiem jego twarz pełną powoli pojawiających się siniaków.
— Co ci się stało? — zapytał cicho, uważając też przy tym, aby nie zachowywać się zbyt głośno, aby nie obudzić mamy Tylera.
— Nieważne. — mruknął Tyler, spuszczając wzrok.
Słysząc tę odpowiedź, Josh westchnął ciężko i chwycił za podbródek Tylera, aby chłopak mógł na niego spojrzeć.
— Wiem, że nie znamy się długo, ale proszę, uwierz mi, możesz mi to powiedzieć.
— Nikomu nie powiesz? — zapytał Tyler z przerażeniem w oczach, a Josh w tym momencie zdał sobie sprawę z tego, że to prawdopodobnie nie było zwykłe pobicie, lecz coś o wiele poważniejszego.
— Obiecuję. — szepnął, a na jego twarzy pojawiło się coś w rodzaju krzywego uśmiechu.
— Mój chłopak mnie pobił. — Tyler powiedział to tak cicho, że Josh był w stanie ledwo to usłyszeć.
Pomiędzy chłopakami zapadła nieprzyjemna, pełna wyczekiwania cisza, która jedynie jeszcze bardziej stresowała Tylera. Brunet niepewnie uniósł wzrok, bojąc się reakcji Josha, lecz jego twarz była spokojna, a wzrok wbity w jakiś punkt. Josh w tym czasie myślał nad odpowiednim doborem słów, aby nie odstraszyć nimi już i tak przestraszonego Tylera, a jako, że nigdy nie miał do czynienia z takimi sytuacjami, nie wiedział, jak powinien zareagować.
— Dlaczego to zrobił? — zapytał delikatnie Josh.
— Ma problemy z agresją. —odpowiedział słabo Tyler, po czym zakrył usta dłonią i kaszlnął. — Cholera. — szepnął, widząc na dłoni krew.
Josh wziął najbliższy ręcznik i nawilżył go ciepłą wodą, po czym zaczął przemywać wszystkie rany i zmywać krew z jego twarzy. Kiedy skończył z twarzą, pomógł chłopakowi ze ściągnięciem kurtki i bluzy, zostawiając na nim koszulkę, którą podwinął delikatnie dopiero po tym, kiedy upewnił się, że Tyler mu na to pozwolił.
— To nie wygląda dobrze. — zauważył niebieskowłosy. — Cholera, to wygląda koszmarnie. — dodał, kiedy podwinął jego koszulkę jeszcze bardziej, próbując przy tym ignorować duże blizny, które znajdowały się na całym brzuchu bruneta. — Masz złamane żebra. — zgadywał, dotykając miejsca, gdzie pojawił się duży siniak.
Tyler syknął i pociągnął za materiał koszulki, szybko zakrywając swój brzuch.
— Nic mi nie będzie. — stwierdził, zeskakując z umywalki.
— Tyler, to jest coś naprawdę poważnego. Musisz jechać do szpitala.
— Nie! — odpowiedział od razu. — Nie, nie chcę denerwować mamy.
— Ale tu chodzi o twoje zdrowie. — Josh dalej próbował naciskać na chłopaka. — Na pewno nie będzie na ciebie zła za to, co ci się stało.
Widząc, że Josh nie daje za wygraną i prawdopodobnie nie da, Tyler westchnął i kiwnął głową, mówiąc, że wybierze się tak dopiero rano, aby nie budzić mamy.
— Josh? — zapytał nieśmiało, kiedy Josh miał już wracać do siebie. — Czy... Czy mógłbyś zostać ze mną na tę noc? Dzisiaj cię potrzebuję.