25;

122 14 3
                                    

Tyler

Tyler,
Wiem, że pisanie takich... notatek w tych czasach jest dość dziwne, ale uwierz mi, nie mam innego wyjścia. Tam gdzie obecnie jestem nie mam dostępu do mojego telefonu, a co dopiero internetu. Nie zastanawiaj się dlaczego, ja też nie wiem. 
Nie znamy się zbyt dobrze lecz uważam, że należą ci się wyjaśnienia. Może zastanawiałeś się gdzie jestem, co się ze mną stało, albo pomyślałeś sobie, że może to i lepiej, że zniknęłam. Tak szczerze to nigdy nie wiedziałam co o mnie myślisz, ale mam nadzieję, że nic złego. 
Dywaguję, przepraszam.
Gdy po tamtej imprezie nad jeziorem wróciłam do domu, moi rodzice już wiedzieli, że grzebałam w ich narkotykowych zapasach. Tak naprawdę nie wzięłam tylko zioła, wzięłam też ze sobą trochę heroiny, ale nie użyłam jej. 
Zdenerwowali się. I to bardzo. Szczerze - tej nocy byłam pewna, że jest już po mnie. Zaczęły się krzyki, lecz tym razem nasi sąsiedzi postanowili ich nie zignorować. Wezwali policję, która po przeszukaniu naszego domu znalazła narkotyki. Zobaczyli w jakim stanie mieszkamy i stwierdzili, że przyślą tutaj opiekę społeczną, która później się mną zajęła i umieściła mnie w bezpiecznym miejscu. Zostanę tutaj do czasu, aż będę dorosła. Potem pomogą mi znaleźć pracę i jakieś mieszkanie.
Moi rodzice są obecnie w areszcie i czekają na rozprawę i nie mogę być bardziej szczęśliwa z tego powodu.
Mam nadzieję, że kiedyś jeszcze się spotkamy.
Jenna

— Już jesteśmy. — odezwała się mama Tylera.

Chłopak uniósł wzrok, a przed nim pojawił się duży, biały budynek w którym kilka tygodni wcześniej odwiedził Dallona. Na początku świadomość tego, że spędzi kilka tygodni w miejscu w którym również był Dallon przyprawiała go o strach i niekończący się niepokój. 
Teraz jednak był na to obojętny. Wiedział, że nie pozwoli Dallonowi na to, aby znowu wrócił do tego, co było wcześniej.

Obydwoje wyszli z samochodu. Tyler od razu założył kaptur przez śnieżycę która od kilku dni nie ustawała, w dłoni trzymając zgniecioną już kartkę. Wyrzucił ją do kosza przy wejściu.
Już dawno o niej zapomniał, ale uważał, że ten list był miłym gestem z jej strony.
Już i tak na pewno się nie zobaczą. Każde z nich pójdzie w swoją stronę kiedy skończą szkołę.

Weszli do budynku gdzie powitała ich uśmiechnięta, młoda pielęgniarka która zaprowadziła ich do gabinetu w którym znajdował się lekarz. Typowe pytania, niepokojące odpowiedzi.

— Dasz sobie radę. Jak zwykle. — powiedziała kobieta, ściskając ramię swojego syna.

Stali przed drzwiami prowadzącymi na oddział zamknięty. 
Tyler czuł się źle, że znowu tutaj jest. I tu nie chodziło o jego chorobę, lecz o to jak te pobyty generowały koszty dla jego mamy, która starała się jak mogła, aby jej syn miał życie na dobrym poziomie. 

— Przepraszam. — wyszeptał, spuszczając wzrok. 

— Za co? — zapytała zaskoczona kobieta.

— Za to, że tutaj trafiam, że musisz za to płacić. 

Kobieta pokręciła głową i przytuliła mocno Tylera.

— Kochanie, pieniądze tutaj odgrywają najmniejszą rolę. — powiedziała, ściskając go mocno. — Nie obchodzi mnie to ile będzie to kosztować. Ty jesteś najważniejszy. — wyszeptała ze łzami w oczach, głaszcząc delikatnie policzek bruneta. — Będę cię odwiedzać. — dodała, gdy podeszła do nich pielęgniarka która otworzyła kartą drzwi.

Tyler złapał mocniej za swój plecak i wszedł razem z pielęgniarką do środka.

~~~

   Pierwsza noc w szpitalu bywa zawsze najcięższa, lecz Tyler spędził tutaj tak wiele czasu, że wcale już tego nie odczuwał. Zaśnięcie przyszło mu całkiem szybko, lecz nie odmówił leków nasennych które zostały mu zaproponowane wieczorem.
Przez kilka godzin od zaśnięcia Tyler spał spokojnie, lecz jego oczy otworzyły się szeroko, gdy usłyszał skrzypnięcie drewnianego krzesła które stało nieopodal jego łóżka.

— Obudziłem cię? 

Dźwięk był nieco zniekształcony przez to, że Tyler przed chwilą się obudził, mimo tego był w stanie rozpoznać do kogo on należał. Uniósł głowę i zmrużył oczy, by lepiej przyjrzeć się ciemnej sylwetce siedzącej na krześle.

— Czego chcesz? — wymamrotał Tyler, gdy ciemna sylwetka w końcu zaczęła przybierać wygląd Dallona.

— Podobno gdy pierwszy raz trafiasz do szpitala psychiatrycznego to nie jest ostatni raz. Wracasz po tygodniu, kilku miesiącach, czasami po roku, lecz zawsze wracasz. — wyszeptał starszy. — Dlaczego tym razem tutaj wróciłeś, Tyler? Ostatnio gdy się widzieliśmy powiedziałeś, że czujesz się wspaniale. Więc o co chodzi? Wróciłeś dla mnie? — zapytał, uśmiechając się szeroko.

— Nie, nie jestem tutaj dla ciebie. Gdybyś jeszcze nie wiedział - jestem chory i czy tego chcę czy nie to zawsze tutaj wracam, ale ciebie nigdy to nie interesowało. — wysyczał Tyler, siadając na swoim łóżku. — A teraz wynoś się stąd, inaczej zawołam pielęgniarki.

Dallon zaśmiał się krótko, odchylając głowę do tyłu.

— To dobrze, że nie wróciłeś dla mnie, bo nie jestem tobą już zainteresowany. Jesteś dla mnie tylko kolejnym pacjentem. Będę udawać, że się nie znamy, ale przyszedłem, by ci coś powiedzieć. — Dallon wstał z krzesła. — Twój kolega Brendon... Zawsze mi się podobał. Szkoda, że nie zgodziłeś się na trójkąt z nim kiedy ci to proponowałem. Może gdybyś powiedział ,,tak" to zostawiłbym cię dla niego, a ty miałbyś spokój? — zaczął się zastanawiać, krążąc po małym pokoju. — Wychodzę za dwa tygodnie, a kiedy wyjdę, od razu zabiorę się za twojego kolegę. — mówiąc to, chwycił za klamkę i wyszedł z pokoju, zanim Tyler zdążył cokolwiek powiedzieć.

Po tym powrót do snu nie był już taki łatwy.



____________

sorki za tak krótki rozdział ale obiecuję że w następnym stanie się coś na co wszyscy czekacie!!!!!

𝐕𝐎𝐋𝐓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz