6;

569 56 44
                                    

Tyler

   Kiedy Tyler usłyszał, że Josh się zgadza na jego propozycję, uśmiechnął się jedynie szeroko pomimo bólu, który przeszywał całe jego ciało. Obydwoje wyszli z toalety i starając się, aby schody skrzypiały jak najciszej, dotarli do pokoju Tylera. Pomimo nalegań Tylera, aby Josh położył się na jego łóżku, różowowłosy uparł się, aby spać na małej kanapie, która stała po drugiej stronie pokoju, naprzeciw łóżka Tylera.

Brunet powoli położył się na łóżku tak, aby nie naciskać na porozbijane żebra. Pomimo tego, że leżał już tak dobre pół godziny, a zmęczenie cały czas dawało mu się we znaki to nie potrafił zmrużyć oka, a kiedy pod jego powiekami pojawiała się ciemność, wspomnieniami wciąż wracał do tego, co stało się dzisiejszego wieczoru. To nie był pierwszy raz, kiedy Dallon podniósł na niego rękę, ale nigdy nie było to aż tak poważne. Zazwyczaj Tyler dostawał od niego po policzku lub był podduszany, ale na tym się to kończyło.
Do dzisiaj.
Kiedy myślał o związku z Dallonem to pierwsze uczucie, które mu się przypominało to nie miłość, zrozumienie czy poczucie bezpieczeństwa, lecz strach, a przecież tak nie powinno być. Motylki w brzuchu już dawno zniknęły, a jeżeli już się pojawiały to tylko dlatego, że widział dłoń Dallona gotową uderzyć go w twarz. Zdrowy rozsądek krzyczał, aby jak najszybciej to zakończyć, aby odciąć się od tej toksycznej osoby, ale nie mógł, nie był w stanie. Nie dlatego, że Dallon by go pobił czy w jakiś sposób chciałby się na nim zemścić za to, że skończył ich związek.

Bał się o Dallona.
Nie chciał o tym teraz myśleć bo był pewny, że gdyby wrócił wspomnieniami do tego jednego, gorącego, czerwcowego dnia to słowa, które wypowiedział do niego Dallon kiedy chciał z nim zerwać po raz pierwszy i ostatni doprowadziłyby go do płaczu.

— Tyler?

Z zamyślenia wyciągnął go głos wydobywający się z głębi pogrążonego w ciemności pokoju.

— Nie śpię. — mruknął Tyler, przecierając oczy. — Nie dam rady zasnąć.

— Ja też. — mruknął Josh. — Wiesz, Tyler... — brunet zauważył, jak Josh podnosi się na kanapie. — Jeżeli kiedykolwiek będziesz chciał porozmawiać o tym, co się stało, to... — Josh urwał, nie potrafiąc uformować swojej myśli tak, aby brzmiała jak najdelikatniej.

— Dzięki. — odpowiedział Tyler.

Oczywiście, że z nim o tym nie porozmawia.
Z nikim o tym nie porozmawia, nigdy.

Mark o tym wie, ale nie chce się w to mieszać a Brendon jest zajęty napastowaniem uczniów w schowkach. Jest jeszcze oczywiście jego mama, ale Tyler nie ma najmniejszego zamiaru dodawać jej kolejnego problemu ponieważ już i tak ma ich naprawdę sporo.

Pomimo tego co dzisiaj zrobił dla niego Josh, Tyler wciąż uważał go za jedynie znajomego. Za kogoś, z kim nie powinien dzielić się tak osobistymi sprawami. Tyler był pewny, że Josh jedynie robi to ponieważ jest miły, lub po prostu mu współczuje, a ta myśl sprawiała, że czuł wstyd i złość.
Nienawidził, kiedy ktoś mu współczuł.

— Tyler? — Josh zapytał ponownie. — Ostatnio wspominałeś mi, że grasz na instrumencie.

— Gram na keyboardzie. — odpowiedział, próbując przewrócić się na drugi bok.

— Pokażesz mi? — zapytał, na co Tyler uniósł głowę. — No co, przecież nie mamy nic lepszego do roboty? — dodał chłopak. 

Tyler zamarł, kiedy próbował się podnieść. Nie przez to, że jego żebra zaczęły nagle boleć go tak, że zrobiło mu się ciemno przed oczami. Keyboard stał w piwnicy dlatego, że nie mógł się zmieścić w jego pokoju. To oznaczało, że ktoś inny niż Tyler miał znaleźć się w pomieszczeniu do którego przez siedem lat nie wchodził nikt inny tylko Tyler, a to wszystko przez to jedno tragiczne zdarzenie, które całkowicie zrujnowało jego rodzinę.

Nie mógł na to pozwolić.
Chciał wymyślić jakąś wymówkę, lecz ogromny ból przyćmiewał mu myślenie. Tyler zwlekł się powoli z łóżka tylko po to, aby zaraz upaść na podłogę, potęgując przy tym bolące żebra. Josh od razu znalazł się obok niego. Mówił bardzo głośno chcąc zwrócić uwagę Tylera na swój głos, ale to nic nie dało.

W końcu Tyler zamknął oczy.

~~~

   Tyler był pewny, że to koniec, ale najwidoczniej tak szybko się nie umiera, ponieważ obudził się leżąc na szpitalnym łóżku i sali tak białej, że raziła go w oczy. Od razu zauważył przy sobie siedzącą mamę, która trzymała go mocno za dłoń i miała spuchnięte od płaczu oczy.

— Co się stało? — zapytał cicho Tyler.

— Straciłeś przytomność. — odpowiedziała kobieta, delikatnie przeczesując dłonią włosy swojego syna. — Twój kolega - Josh, obudził mnie kiedy to się stało. Zadzwoniliśmy po pogotowie. — urwała, aby po chwili kontynuować. — Masz złamane żebra. Co się stało? Jak się to stało?  — dopytywała, na co Tyler zamarł. — Pytałam Josha, ale on też nie ma pojęcia. — dodała, na co Tyler odetchnął z ulgą.

— Ktoś przez przypadek uderzył mnie piłką na wfie. — skłamał.

Pomiędzy Tylerem a jego matką zapadła cisza. Kobieta wpatrywała się w niego, wyraźnie nie wierząc synowi. Pokręciła jedynie głową i wstała z krzesła. 

— Porozmawiamy o tym później, na razie nie mam na to wszystko siły. — powiedziała, kierując się w stronę wyjścia. — Dallon czeka na korytarzu, chce się z tobą zobaczyć. — kobieta wymusiła na sobie uśmiech. — Zostawię was samych. — dodała, zamykając za sobą drzwi.

Tyler przełknął ciężko ślinę i zacisnął palce na kołdrze, którą przykrył się cały, aż do oczu. Chciał zaprotestować, ale było już za późno bo jego matka zdążyła wyjść z sali. Zresztą, to brzmiałoby podejrzanie i dziwnie, gdyby nie chciał się w takiej sytuacji spotkać ze swoim chłopakiem.
W końcu drzwi ponownie się otworzyły, a do środka wszedł Dallon. Chłopak rozejrzał się po sali upewniając się, że są sami, po czym podszedł do łóżka swojego chłopaka.

— Zadowolony jesteś z siebie? — zapytał ze wściekłością Dallon. — Jesteś taki żenujący, ledwo co cię dotknąłem, a ty już mdlejesz i lądujesz w szpitalu. — starszy przewrócił oczami. — Po co to robisz. Tyler? Żeby przyciągnąć na siebie uwagę? Chcesz, żeby ludzie ci współczuli, żeby się o ciebie zatroszczyli? Za mało atencji dostajesz? — prychnął.

— Przestań. — szepnął Tyler. 

— Posłuchaj. — Dallon zerwał się z miejsca. Chwycił Tylera za żuchwę i mocno zacisnął na niej swoje palce. — Piśnij komuś o tym co się stało, a wpadnę w kłopoty. Chyba nie chcesz, żebym je miał, racja? — zapytał, na co Tyler kiwnął głową. 

Dallon uśmiechnął się i szybko odsunął się od łóżka bruneta, po czym wyszedł z sali.


𝐕𝐎𝐋𝐓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz