Tyler nie był w stanie uwierzyć w to jak szybko i mocno jego życie zmieniło się po podpisaniu kontraktu z wytwórnią płytową. Z każdym dniem dowiadywali się o jego zespole kolejni ludzie, nawet ci spoza Stanów. Wcześniej na koncertach były setki, teraz ich występy oglądały tysiące ludzi. To jednak nie sprawiło, że Tyler stanął się bardziej nieśmiały - wręcz przeciwnie. Miał parcie do kamer, do wywiadów i oczywiście do swoich koncertów do których przykładał całego siebie. Ze sławą przyszły pieniądze i po raz pierwszy nie mógł już się o nie martwić.
Czuł, że robi dobrze. Czuł, że jego muzyka robi dobrze.
W końcu, po tylu latach poczuł, że rzeczywiście robił to co kochał najbardziej.Z Joshem jednak była całkiem inna sytuacja.
Na początku ich małego zespołu Josh czuł się naprawdę dobrze. Te małe koncerty były jego ulubionymi i kiedy nie musiał martwić się o to, że oglądają go tysiące par oczu uznał, że znalazł w życiu to do czego został stworzony. Czuł się dobrze wiedząc, że jest członkiem małego, lokalnego zespołu, o którym wiedzieli tylko niektórzy.
Potem jednak wszystko wymknęło się spod kontroli.
Udawał ucieszonego gdy Tyler mówił mu ile tysięcy osób zaczęło obserwować ich w internecie. Potem ta liczba przeniosła się w kilka milionów. Josh jedynie uśmiechał się i potakiwał, lecz strach zżerał go od środka.
Tak bardzo chciał o tym komuś powiedzieć. Chciał wygadać się z tego, że podoba mu się to ile ludzi zaczyna zwracać na niego uwagę, w jaki setki par oczu przeszywają jego sylwetkę. Nie miał jednak do kogo się z tym udać. Debby odpadała, po prostu nie chciał dawać jej powodu do zmartwieć. Tyler tym bardziej. Gdyby w tym momencie ich kariery powiedział, że nie czuje się komfortowo z ilością ich widowni to po raz kolejny złamałby swojemu przyjacielowi serce.
Nie był całkowicie zimną osobą i nie był też głupi. Potrafił zauważyć jak humor Tylera pogarszał się gdy nieopodal była Debby i widział jak bardzo szczęśliwy był podczas grania koncertów - to była pewnie jedyna rzecz która sprawiała, że czuł, że żyje. Josh nie miał pojęcia jakby zareagował jego przyjaciel na kolejne, tak bardzo niekorzystne dla niego wieści. Nie potrafił odwzajemnić jego uczuć, natomiast potrafił zagryźć zęby i udawać, że wszystko było w porządku.
Udawanie prędzej czy później stawało się coraz to bardziej męczące i wiadome było, że prawda prędzej czy później wyjdzie na jaw. Josh doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że nie będzie mieć już siły na ukrywanie swoich ataków paniki za każdym razem gdy musieli wystąpić w wywiadzie czy na scenie, a nadużywanie zioła czy leków pomagało jedynie na krótką chwilę.
Czuł się osaczony w tej sytuacji, a po nagraniu trzeciej płyty wiedział, że ucieczka nie wchodziła w grę.
Został w tym wszystkim sam, a pętla w końcu pękła.Tyler chyba jako jedyny usłyszał ten dźwięk.
Był w swoim pokoju hotelowym gdy to usłyszał, a odgłos pochodził z pokoju Josha. Od razu pomyślał, że ktoś pewnie się przewrócił.
Postanowił jednak sprawdzić co się stało.— Josh? — mężczyzna zapukał w drzwi, oczekując odpowiedzi.
Cisza.
Zapukał jeszcze raz, tym razem głośniej, lecz nikt m nie odpowiedział.
Dziwne uczucie chłodu przeszło przez jego ciało gdy złapał za klamkę. Postanowił jednak je zignorować i wszedł do środka, rozglądając się po pustym pomieszczeniu.— Josh, jesteś tutaj? — zapytał Tyler, coraz bardziej się denerwując.
Coś było zdecydowanie nie tak.
Jego wzrok przykuło światło wydobywające się spod drzwi łazienki.
Teraz jego nogi były jak z waty, a całe jego ciało zaczęło się trząść.
Otworzył drzwi i złapał się za nie mocno czując, że zaraz zemdleje.
Najpierw zobaczył przerwaną linę zwisającą z sufitu, potem kopnięte krzesło a obok niego ciało Josha leżące na chłodnych płytkach.
Zamrugał kilka razy mając nadzieję, że to jedynie omamy, wytwory jego wyobraźni, lecz gdy podczołgał się do jego ciała, okazało się, że to co zobaczył jest jak najbardziej prawdziwe.
Reszta była jednym wielkim zamazanym kłębkiem wspomnień.
Po kilku minutach zaczęła szukać ich Jenna. Potem były krzyki, dużo krzyków. Dużo ludzi. Ktoś odciągnął Tylera od ciała Josha, a on nawet nie próbował się stawiać.
Nie tylko Josh umarł tego dnia.