Tyler
Ciężkie, masywne krople deszczu powoli uderzały o okno przez które zaglądał Tyler. Siedział na parapecie w swojej szpitalnej sali i obserwował późną jesień w czystej postaci. Leniwie padający deszcz oraz silny wiatr, który porywał liście z drzew rosnących w szpitalnym parku i które opadały na tłoczny parking sprawiały, że Tyler czuł wewnętrzny spokój. Nie mógł stwierdzić, dlaczego akurat ta pora roku jest jego ulubioną. Większość ludzi kochała lato ze względu na ciepłą pogodę lub wakacje, Tyler natomiast upodobał sobie tą szarą, smutną porę roku.
Jego wzrok wodził po autostradzie nieopodal, czekając na ten znajomy widok samochodu jego mamy. Nie musiał długo czekać, ponieważ już po kilku minutach pustego wpatrywania się w mijające samochody, ten dobrze mu znajomy zjechał z autostrady, kierując się na parking.
Odetchnął z ulgą.
Był okropnie zmęczony, tym razem fizycznie. Nieznajome, nowe miejsce nie przypominające w ogóle jego pokoju sprawiło, że nie był w stanie spokojnie przespać ani jednej nocy. Na szczęście to był jego ostatni dzień tutaj, teraz wystarczyło jedynie czekać na mamę, która zabierze go z tego miejsca z powrotem do domu, a on będzie mógł w końcu porządnie się wyspać.
Czarny samochód w końcu zatrzymał się na miejscu parkingowym i po chwili z pojazdu wyłoniła się mama Tylera, na co chłopak mimowolnie się uśmiechnął.
W pewnym momencie zamarł, widząc, jak od strony pasażera otwierają się kolejne drzwi z których wyłonił się Dallon. Tyler ścisnął mocniej kartkę papieru, która była jego wypisem ze szpitala. Serce jak zwykle zabiło mu mocniej, widząc swojego chłopaka. Nie było to jednak spowodowane szczęściem, lecz strachem przed tym, co tym razem kombinuje Dallon. Chłopak zsunął się z parapetu i usiadł na łóżku, tuż obok torby ze swoimi rzeczami.
Po kilku minutach drzwi powoli otworzyły się, a do pomieszczenia weszła mama Tylera. Kobieta podeszła do swojego syna i przytuliła go mocno. Zaraz po tym Tylera objął Dallon, na co chłopak nawet nie zdążył zareagować.— Co ty tutaj robisz? — zapytał w końcu Tyler, spoglądając z dołu na uśmiechniętego chłopaka. — Nie powinieneś być w szkole?
— Poprosiłam Dallona żeby ze mną przyjechał. — na pytanie odpowiedziała kobieta. — Chodzi o to, że nie mogę wziąć kolejnego zwolnienia z pracy, a nie chcę zostawić cię samego w domu, więc poprosiłam go, żeby został z tobą przez ten czas.
— Chyba nie masz nic przeciwko? — zapytał Dallon, lecz jego głos wcale nie brzmiał pretensjonalnie. Uśmiechał się, co było dla niego dość niespotykane.
— Nie, nie, oczywiście, że nie. — Tyler odpowiedział szybko, nie chcąc, aby Dallon pomyślał, że nie jest zadowolony z pomysłu jego matki.
— Dobrze. — kobieta uśmiechnęła się, chwytając za torbę z rzeczami Tylera. — Chodźmy w takim razie.
~~~
— Okej. — powiedziała kobieta, parkując na podjeździe przed domem. — Proszę, klucze. — powiedziała, podając synowi klucze do domu. — Wrócę o piątej. Obiad jest w lodówce, jeżeli będziecie głodni, możecie odgrzać go w mikrofali.
— Dziękujemy, do widzenia. — powiedział Dallon, wysiadając razem z Tylerem z samochodu.
Młodszy odetchnął, widząc przed sobą swój dom. Nie czekając na swojego chłopaka, podbiegł do drzwi i przekręcił klucz w zamku, szybko wchodząc do środka. Podczas kiedy Dallon wchodził do domu, Tyler oparł się ciężko o ścianę, rzucając torbę na podłogę. Przymknął oczy i ziewnął, czując, jak coraz bardziej ogarnia go zmęczenie, które kumulowało się przez te wszystkie nieprzespane noce w szpitalu. Otworzył oczy dopiero wtedy, kiedy poczuł na dłoni zimny, dobrze mu znajomy dotyk. Chłopak wzdrygnął się, widząc, że Dallon stoi tak blisko niego. Starszy jednak nie wyglądał na zdenerwowanego, po prostu się uśmiechał, a w jego oczach można było dostrzec troskę. To sprawiło, że strach gdzieś zniknął.