Josh
Następnego dnia Tyler nie pojawił się w szkole, co nie przejęło Josha który sądził, że jego kolega wciąż potrzebuje trochę więcej czasu, aby dojść do siebie po wizycie w szpitalu. Teraz jednak całkowicie o nim nie myślał, kiedy przed nim znajdowała się znajoma mu dziewczyna, która przyciągnęła jego uwagę kilka dni temu.
Na początku nawet nie wiedział o jej istnieniu ze względu na to, że w szkole całkowicie pochłonięty był nauką i swoimi nowymi znajomymi. Dopiero trzy dni temu dziewczyna przysiadła się do niego na lekcji chemii i przez te czterdzieści pięć minut owinęła go sobie wokół palca, pewnie nawet nie zdając sobie z tego sprawy.
Josh nie wiedział co powinien o tym sądzić. Debby była typową szkolną gwiazdą - była wszędzie, plotkowali o niej wszyscy i wszyscy z zaciekawieniem przyglądali się każdemu jej krokowi. Więc kiedy tak popularna dziewczyna zainteresowała się ,,nowym" było to dla Josha nieco podejrzane.
Nie mógł jednak myśleć racjonalnie, kiedy tak stała przed nim, opierając się o szafki z tym jej uroczym uśmiechem który sprawiał, że nogi Josha robiły się z waty.— Więc? — zapytała, uśmiechając się nieco szerzej.
— Co więc? — z zamyślenia wyrwał go jej głos.
— Zrobimy tę prezentację razem? — zapytała, pochylając się bliżej w stronę Josha.
— Z chęcią, ale... — urwał, słysząc, jak drży mu głos z nerwów. — Jestem pewny, że przede mną jest wiele lepszych kandydatów. — dodał, spuszczając wzrok na podłogę. Uniósł go dopiero wtedy, kiedy poczuł na ramieniu delikatny dotyk. Brunetka pocierała jego ramię, jak zwykle się przy tym uśmiechając.
— Uwierz mi, nie ma takich. — pokręciła głową. — Ale jeżeli nie chcesz... — westchnęła teatralnie.
— Nie, nie, nie chodzi o to, że nie chcę... — Josh próbował się wywinąć, lecz dziewczyna złapała go za dłonie.
— Super, w takim razie jutro u mnie o siedemnastej. — odpowiedziała. — Pasuje?
— T-tak. — odparł Josh, nie zdając sobie za bardzo sprawy z tego co się w tej chwili działo.
— Super. — Debby posłała mu lekki uśmiech, po czym zniknęła w tłumie innych uczniów przedzierających się przez korytarz.
Kiedy Josh doszedł do siebie po tej rozmowie, zauważył, jak kilkoro nieznajomych mu osób spogląda na niego z zaciekawieniem.
~~~
Kiedy Josh wybierał tę szkołę, nie zdawał sobie sprawy z tego ile stresu będzie go to kosztować. Ilość nauki i nerwów go przytłaczała, sprawiając, że jego ataki paniki stawały się teraz prawie codziennością.
Po raz kolejny musiał wyjść z sali czując, że zaraz zemdleje. Szedł przez korytarz, który wydawał się zdecydowanie zbyt długi, do tego z każdym kolejnym krokiem przechylał się tak, że Josh czuł jak traci równowagę. To tak jakby był pijany, lecz nie było w tym nic odprężającego.
W końcu chłopak dotarł do toalety. Od razu wszedł do środka i cicho zamknął za sobą drzwi. Kiedy to zrobił, usłyszał kilka wyszeptanych słów, których nie był w stanie zrozumieć i które dobiegały z ostatniej kabiny. Myśląc pewnie, że to jego wyobraźnia lub po prostu ktoś, kto rozmawia przez telefon, podszedł do jednej z umywalek i odkręcił zimną wodę. Przemył nią twarz, a kiedy uniósł wzrok aby przejrzeć się w lustrze, dostrzegł czyjąś głowę zaglądającą z lekko uchylonych drzwi kabiny.
Brendon.
Jeszcze nie udało mu się z nim porozmawiać, lecz wiele o nim słyszał od Tylera i innych znajomych. Nie były to rzeczy, o których chciałoby się słyszeć na swój temat, lecz Brendon nie zdawał się być tym przejęty, bo wszystko to o czym ludzie mówili było zwyczajnie prawdą.
Dzięki tym wszystkim plotkom Josh stwierdził, że pewnie przeszkodził Brendonowi w zabawianiu się z kimś, więc ruszył powoli do wyjścia, lecz głos Brendona go zatrzymał.— Zostań. — szepnął błagalnym tonem, na co Josh powoli się odwrócił, zaskoczony. — Proszę, musisz mi pomóc.
— Co się stało? — zapytał cicho Josh.
Brendon jedynie otworzył szerzej drzwi do kabiny, zapraszając go tym samym do środka.
Josh zdecydowanie nie był przygotowany na to, co zobaczył.
W środku, z głową opartą o zamkniętą muszlę klozetową leżał nieznajomy mu chłopak. Miał podkrążone oczy i sine, nieco rozchylone wargi. Josh powoli uklęknął przed nieznajomym ubranym na czarno i drżącymi palcami odgarnął mu równie czarne włosy z twarzy.
I wtedy zaważył to.
Pusta strzykawka wciąż wbita w jego lewą rękę.— Znasz go? — zapytał Josh, próbując sprawdzić jego puls. — Kiedy go znalazłeś?
— Tak, znam go, to Gerard. — powiedział Brendon, delikatnie wysuwając mu igłę z żyły.
Był wyraźnie spokojny, zdecydowanie zbyt spokojny jak na tę sytuację. — Przed chwilą. To nie jego pierwsza próba złotego strzału, niestety. — mruknął, próbując podnieść jego bezwładne ciało, lecz był zdecydowanie zbyt słaby na to. — To już trzeci raz kiedy znajduję go w tym stanie.— Szpital jest niedaleko... — Josh umilkł, kiedy przerwał mu Brendon.
— Nie! — Brendon prawie krzyknął. — Nie stać go na pobyt w szpitalu.
— Co? — Josh wstał z podłogi. — To co ty chcesz zrobić?
— Znam kogoś, kto mu pomoże. — mruknął, ponownie próbując unieść Gerarda. — Pomóż mi wsadzić go do samochodu.
Po kilku minutach Brendon i Josh siedzieli w samochodzie, a Gerard wciąż nieprzytomny leżał na tylnych siedzeniach. Josh nie był przekonany do pomysłu znajomego, z chęcią oddałby Gerarda szpitalowi, bo przecież tam uzyskałby potrzebną pomoc, lecz Brendon nie chciał o tym słyszeć. Chłopak był zdecydowanie zdeterminowany i nie chciał słyszeć o żadnym innym planie, który proponował mu Josh podczas jazdy, która trwała dobre dziesięć minut. Nie umknęło jednak uwadze Josha to, jak zdecydowany był jego kolega. Tak, jakby ratowanie życia Gerarda było dla niego rutyną.
W końcu Brendon zaparkował samochód i szybko go opuścił, to samo zrobił Josh. Obydwoje wyciągnęli Gerarda z samochodu i zaczęli prowadzić go w stronę budynku hostelu. Josh nie wiedział co zamierza zrobić Brendon i w jakie ręce zamierza oddać nieprzytomnego, co napawało go tylko jeszcze większym stresem.
W środku nie spotkali nikogo, na co Josh odetchnął z ulgą. Przeszli przez małe, puste lobby, po czym zatrzymali się przy jednym z drzwi. Brendon zapukał w nie wolną dłonią, na co po chwilę zostały one otworzone przez jakiegoś mężczyznę. Widząc ich, nieznajomy przeklął i chwycił Gerarda, wciągając go do środka razem z Brendonem. Josh, odepchnięty od drzwi oparł się o ścianę i przez chwilę stał przy niej, nasłuchując tego, co działo się po drugiej stronie drzwi. Po chwili ponownie się otworzyły, a z pokoju wyszedł zmęczony i rozdygotany Brendon.— Kto to był? — zapytał w końcu Josh.
— Jego diler. — sapnął chłopak. — I przyjaciel. — dodał, kierując się w stronę wyjścia z budynku. — Nie martw się, jest w dobrych rękach. To nie pierwszy raz, kiedy mu pomaga.
Droga do samochodu minęła im w ciszy. Obydwoje byli wyraźnie zmęczeni i zestresowani cała sytuacją. Brendon odezwał się dopiero wtedy, kiedy znaleźli się w środku samochodu.
— Dziękuję za pomoc, naprawdę. — powiedział starszy, na co Josh kiwnął głową.
— W porządku. — niebieskowłosy odetchnął, próbując się uspokoić.
— Wiesz... Jeżeli chcesz, mogę się jakoś odwdzięczyć... — Brendon szepnął, układając dłoń na udzie młodszego. — Pomogę ci się odstresować.
— Nie! — odpowiedział Josh, zaskoczony słowami kolegi. — Nie jestem gejem. — dodał od razu.
— Serio? — mruknął Brendon, niewzruszony odpalając silnik. — Wyglądasz na takiego. — dodał, na co Josh prychnął, zdenerwowany. — Nie bierz tego do siebie, postawię ci piwo.