Na samym początku chciałam zaznaczyć, że w żaden sposób nie gloryfikuje tego, co w tym ff się działo (a przynajmniej starałam się). Będą w nim poruszane naprawdę ciężkie tematy jak samobójstwa, narkotyki, przemoc fizyczna/psychiczna i wykorzystywanie seksualne. Jeżeli któryś z tych tematów jest dla was bolesny lub jeżeli po prostu nie lubicie takich rzeczy to proszę, nie czytajcie tego. Jeżeli ktoś z was przechodzi przez coś takiego to błagam was - szukajcie pomocy. Zawsze znajdzie się ktoś, kto wyciągnie do was pomocną dłoń, naprawdę.
Tyler
Ciemne, deszczowe chmury zebrały się nad Columbus, sprawiając, że całe miasto nagle pogrążyło się w mroku. Jak na wczesny początek jesieni, na zewnątrz zrobiło się zimno, a aurę powoli zbliżających się zimnych pór roku dodawał deszcz, chłodny wiatr i mgła, która sprawiła, że prawie nic nie było widoczne w odległości zaledwie kilku metrów.
Ludzie nie wydawali się być zadowoleni z tego, co działo się na zewnątrz, aczkolwiek była jedna osoba, która uśmiechnęła się na widok tak nieprzyjemnej pogody, a to był jej pierwszy uśmiech od kilkunastu dni. Tyler otworzył duże, szklane drzwi i ponownie się uśmiechnął, czując, jak orzeźwiający wiatr muska jego policzki, a grube krople deszczu opadają na jego włosy, sprawiając, że te przyklejają mu się do czoła.
Lubił tę pogodę ze względu na to, jak tajemnicza robiła się wokół okolica, podczas kiedy słychać odgłosy kropel spadających na ziemię i mgłę, która otaczała wszystko. Chłopak spojrzał na siebie - czarna kurtka, czarna bluza, czarne spodnie i równie czarne buty, do tego wręcz szara, zmęczona skóra oraz ciemne cienie pod oczami sprawiały, że mógł się wręcz wtopić w tło szpitala, z którego przed chwilą wyszedł wraz ze swoją mamą, która popchnęła go delikatnie, dając mu sygnał, żeby w końcu ruszył się z miejsca.
Obydwoje szybkim krokiem ruszyli w stronę czarnego samochodu zaparkowanego na parkingu przed szpitalem. Tyler szedł z tyłu, obserwując, jak jego rodzicielka szybko kieruje się w stronę pojazdu, tak, jakby chciała najszybciej znaleźć się w domu, albo po prostu schronić się przed deszczem, ponieważ nie mieli ze sobą parasola.
- Jestem już tym wszystkim zmęczona, wiesz? - zapytała, kiedy obydwoje znaleźli się w samochodzie.
- Ja też. - szepnął Tyler.
Spojrzał niepewnie na kobietę, po czym szybko spuścił wzrok, czując zażenowanie jakie poczuł przez siebie. Było mu wstyd za siebie za to, w jakiej sytuacji postawił najbliższą mu osobę na tym świecie. Osobę, która jako jedyna wiedziała o tym, przez co przechodził, pomijając oczywiście tych wszystkich lekarzy, psychologów i psychiatrów z jakimi miał do czynienia. To właśnie jego mama jedynie martwiła się o jego stan, w którym obecnie się znajdował i jak fatalny on był, a on nie potrafił zadowolić jej i sprawić, żeby w końcu poczuła się szczęśliwa.
- Ty też? - prychnęła, odpalając silnik. - W takim razie weź się w końcu w garść. - dodała, sprawiając, że Tyler musiał zamknąć oczy, aby nie zaczęły wypływać z nich łzy. - Przepraszam. - szepnęła, widząc, jak na jej słowa zareagował jej syn. - Tyler, nie przeżyję twojego kolejnego pobytu na tym pieprzonym oddziale.
- Postaram się, obiecuję. - odpowiedział, opierając czoło o zimną szybę, o którą dudnił deszcz.
- Zawsze to powtarzasz, potem ci się pogarsza i w końcu lądujesz w szpitalu. - odpowiedziała, wyjeżdżając ze szpitalnego parkingu.
- Przecież to nie moja wina. - mruknął, próbując skupić swój wzrok na powoli zmieniającym się widoku zza szyby.
- Wiem, ale musisz zrozumieć też i mnie. Ja też na tym ucierpiałam, nie tylko ty. - westchnęła. - Boję się. Boję się, że po twoim kolejnym ataku już nikt cię nie uratuje. - szepnęła, sprawiając, że po policzku Tylera zaczęły spływać łzy, których tak bardzo nie chciał, aby jego mama je zauważyła. Szybko wytarł je rękawem bluzy i oparł łokcie o kolana, aby przeczesać dłońmi swoje włosy, które w pewnym momencie pociągnął, zdając sobie sprawę, że wraca do domu.