24;

136 16 1
                                    

Josh

   Było zdecydowanie zbyt późno na takie rozmowy.
Zegar w gabinecie wybił godzinę jedenastą w nocy. Josh i kobieta siedząca przed nim za biurkiem byli obydwoje zmęczeni, lecz nie chcieli tego pokazywać, by nie speszyć drugiej osoby.

— Miałem dziesięć lat. — zaczął Josh po chwili przerwy. — Tylko dziesięć lat. — prychnął, kręcąc przy tym głową. — Tego dnia kolega zaproponował mi i kilkorgu innym chłopakom nocleg u niego. Jasne, że się zgodziłem. Kto w moim wieku by się nie zgodził? — uśmiechnął się gorzko. — Po dziesiątej w nocy zadzwoniłem do mojej mamy bo źle się czułem. Chciałem wrócić do domu. Powiedziała mi, że ona i tata są obecnie w pracy i nie mogą po mnie przyjechać, ale zadzwoni do mojego wujka i on zabierze mnie do domu. Kiedy przyjechał... — zamilkł na chwilę, spoglądając w małe okno pokazujące równie mały parking. Jego mama siedziała w samochodzie, głowę miała skierowaną w dół, a jej twarz oświetlała niebieskawa poświata ekranu telefonu. — Czułem od niego alkohol. Ale skąd mogłem wiedzieć takie rzeczy? Byłem tylko dzieckiem, nie wiedziałem, że nie wolno prowadzić po alkoholu. — mruknął, wracając wzrokiem do pomieszczenia w którym się znajdował. — Pozwolił mi usiąść obok niego, na przednim siedzeniu. Pamiętam tą pustą drogę i to, jak co chwilę zjeżdżał z drugiego pasu na drugi. Gdy byliśmy kilka metrów od mojego domu, uderzyliśmy prosto w samochód jadący z naprzeciwka. Poczułem uderzenie, usłyszałem pisk opon i klaksonu, a potem... już nic. Cisza. Straciłem przytomność na kilka minut. Kiedy otworzyłem oczy, samochód leżał na lewym boku w rowie. Widziałem go, ale... — Josh urwał, spoglądając w dół. — Nie byłem w stanie go rozpoznać. Jego twarz, jego głowa... były całkowicie zdeformowane, ale żył jeszcze przez chwilę. Patrzyłem na niego, widziałem jak oddycha i rusza oczami. Potem jakimś cudem wydostałem się z samochodu pomiędzy momentami, gdzie nie traciłem przytomności. Wtedy przyjechała karetka. Nie pamiętam, co stało się potem. Obudziłem się w szpitalu. Lekarze mówili, że miałem dużo szczęścia. Dopiero potem okazało się, że wcale tego szczęścia nie miałem. — dodał, palcem przejeżdżając po rozległej bliźnie na prawej stronie jego głowy.

Po tym spotkanie minęło jakoś szybciej niż zazwyczaj i Josh w końcu poczuł, że zrzucił z siebie ten ciężar. W końcu nie będzie musiał męczyć się z tymi okropnymi scenami, które tak głęboko zakopał w swojej podświadomości. Gdy wyszedł z gabinetu czuł się dziwnie lekko. 
Usiadł na tylnym siedzeniu samochodu mamy, na co ona odłożyła telefon i uśmiechnęła się lekko, odwracając się w jego stronę.

— Tata dzwonił. Masz gościa. — powiedziała.

Josh wyciągnął telefon. Zero wiadomości, zero nieodebranych połączeń. Dziwne, zawsze każdy uprzedzał go, gdy chciał go odwiedzić.

~~~

   Będąc pewnym że to Tyler, Josh wszedł do swojego pokoju i zamarł, gdy zobaczył siedzącą na jego łóżku Debby. Dziewczyna od razu wstała z miejsca i poprawiła swoją spódniczkę, uśmiechając się lekko.

— Hej. Mam nadzieję, że nie przeszkadzam? — zapytała, na co Josh pokręcił głową. — Wybacz, że tak późno. 

— W porządku. — odpowiedział Josh, wciąż stojąc przy drzwiach.

— Chciałam cię przeprosić. Za siebie, za moją mamę. — zaczęła, wykonując kilka kroków w stronę chłopaka. — Przepraszam, że nie odzywałam się do ciebie przez ten czas, że cię ignorowałam, ale musiałam dać sobie czas, musiałam to wszystko przemyśleć i stwierdziłam, że nie obchodzi mnie to co moja matka o tym wszystkim myśli. — powiedziała, wpatrując się w podłogę. — Lubię cię, Josh. Naprawdę. I nie chcę, żeby moja matka to wszystko zrujnowała.

Josh przez kolejne kilka sekund stał w miejscu, lecz nie był w stanie wytrzymać. Nie mógł dłużej patrzyć na nią, taką bezradną. Podszedł szybko do dziewczyny, chwycił jej twarz w dłonie i złączył ich wargi w długim pocałunku. Gdy przestali, oparli swoje czoła o siebie, na co dziewczyna uśmiechnęła się szeroko.

— To znaczy ,,przeprosiny przyjęte"? — zapytała, na co Josh ścisnął ją jeszcze mocniej. — Spróbujemy czy coś z tego wyjdzie? — zapytała, gdy niebieskowłosy zaczął popychać ją do tyłu. Obydwoje położyli się obok siebie na łóżku.

— Spróbujemy. —odpowiedział cicho Josh, spoglądając w sufit.

W jego życiu zawsze przewijała się jakaś dziewczyna, nie mógł narzekać na ignorowanie ze strony osobnej płci, lecz nigdy nie czuł czegoś takiego z inną dziewczyną. Te motylki, to ciepłe uczucie w brzuchu sprawiały, że nie chciał robić nic innego tylko się uśmiechać. 
Leżeli tak przez kolejną godzinę, aż w końcu Debby zerwała się z łóżka, a za nią Josh.

— Josh? — zapytała, gdy chłopak wstał z łóżka. — Ja... — umilkła na chwilę, przez co Josh posłał jej pytające spojrzenie. — Ja... muszę wracać do domu. — odpowiedziała szybko. — Tak, rodzice zabiją mnie, gdy zobaczą że nie ma mnie w domu. — dodała, szybko ubierając na siebie kurtkę.

Josh westchnął, zrezygnowany, lecz nie mógł jej za to winić. 

— Chodź, odprowadzę cię. — powiedział, chwytając brunetkę za dłoń.

~~~

   Przez cały dzień Tyler wydawał się być jakiś nieobecny. Był bladszy niż zazwyczaj, jakiś nieobecny. Josh próbował zapytać go czy coś się stało, lecz Tyler odpowiadał, że wszystko jest w porządku. Może i nie znał go najlepiej, lecz znał go na tyle długo by zauważyć, że było to kłamstwo. 
Na przerwie na lunch Tyler chciał zniknąć w toalecie, jak robił to przez kilka dni, lecz tym razem Josh postanowił mu na to nie pozwolić. Gdy Tyler przeszedł obok drzwi do jadalni, Josh złapał go za dłoń i siłą pociągnął go na dalszą część korytarza, aby uciec od fali uczniów lgnących do stołówki. Nie było to coś trudnego, Tyler nie miał zbyt dużej energii na to, by mu się postawić.

— Hej, co się dzieje? — zapytał Josh, potrząsając ramionami swojego kolegi.

— O co ci chodzi? — zdenerwowany strzepnął dłonie ze swoich ramion. — Nic się nie dzieje. — odpowiedział, opierając się o ścianę.

— Przecież widzę, że coś jest nie tak. Chodzi o Dallona? — zapytał Josh, po czym nastąpiła dość długa cisza.

Tyler w końcu pokręcił oczami i Josh mógł przysiąc, że zauważył w jego oczach łzy.

— Nie, nie chodzi o Dallona. Chodzi o to, że ludzie chcą mnie otruć, proste. — odpowiedział Tyler.

Josh przez chwilę spoglądał na bruneta, zaskoczony jego odpowiedzią.

— Ale... kto chce cię otruć? — zapytał.

— Wszyscy! — Tyler podniósł głos, przez co Josh odsunął się od niego na krok. — Moja mama, kucharki od lunchu, ludzie z fast foodów - wszyscy. Wszyscy zatruwają moje jedzenie. — chłopak zakrył twarz bladymi jak ściana dłońmi. — Wiem, że to brzmi głupio, zdaję sobie z tego sprawę, ale nie potrafię tego zmienić. Nie umiem przestać myśleć inaczej. — chłopak zsunął się po ścianie i usiadł na podłodze, opierając czoło o kolana. 

Josh przykucnął obok niego, nie wiedząc co powinien zrobić lub powiedzieć. Wiedział, że Tyler jest chory, lecz nie wiedział, że aż tak.

— Tyler, powinieneś komuś o tym powiedzieć. — odpowiedział cicho Josh. — Od ilu dni nie jesz?

Tyler kiwnął głową. Oparł ją o ścianę i westchnął głęboko.

— Trzech. — wyszeptał. — To najgorsze uczucie - gdy wiesz, że to do czego jesteś przekonany jest niedorzeczne, ale nie możesz tego zmienić. Musisz... czekać. — dodał spokojnie. — Muszę... czekać. — wyszeptał, zamykając oczy i opadając całkiem na podłogę.

𝐕𝐎𝐋𝐓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz