Pogrzeb miał miejsce w małym, lokalnym kościele w Columbus. Był on po brzegi wypełniony rodziną, znajomymi i przyjaciółmi zmarłego. Wszyscy wyglądali tak, jakby szok dalej ich nie opuścił, pomimo tego, że wiadomo było o tej tragedii już trzy dni. Nikt mu bliski nie przypuszczał, że było z nim aż tak źle.
On siedział w pierwszej ławce, otoczony z obydwu stron najbliższą rodziną. Pogrzeb powoli dobiegał końca, a on ani razu nie uniósł wzroku, aby spojrzeć na trumnę, która stała nieopodal.
Nie miał w sobie tyle siły.
Spojrzał za to wokół siebie i ze zdziwieniem obserwował jak większość osób odwraca wzrok, kiedy tylko on na nich spojrzał.
Poczuł się przy tym jeszcze bardziej koszmarnie.
Wszystkie oczy skierowane były na niego. Każdy tylko obserwował jego najmniejszy ruch, każdy ciekawy był jego reakcji, a rodzina zmarłego schodziła na drugi plan, przez co on czuł się fatalnie. To on jako pierwszy przed pogrzebem otrzymał kondolencje, nie rodzina.Po kilku kolejnych minutach pogrzeb się zakończył, lecz mężczyzna nie był w stanie patrzeć na to, jak trumna zostaje zakopana. Chwycił kobietę siedzącą obok niego za dłoń i przebijając się przez tłum dotarli w końcu do drzwi wejściowych. Otworzył je, a kiedy tylko zrobił krok w stronę wyjścia, światło aparatów fotograficznych oślepiło jego i kobietę, którą wciąż trzymał za dłoń. Na szczęście przy drzwiach stali ochroniarze, którzy szybko pomogli im przejść do czekającego już na nich samochodu.
— Jedźmy do domu. — wyszeptał, kiedy obydwoje znaleźli się na tylnych siedzeniach.
Szofer kiwnął głową i odpalił pojazd.
__________
sorki że tak słabo u mnie z apdejtami :---(