Tyler
Gdy autobus zatrzymał się na parkingu szkoły, Tyler czuł, że zaraz zwymiotuje pustką swojego żołądka. Nie dlatego, że musiał stawić czoło kolejnym, codziennym stresującym sytuacjom, po prostu on i Josh dzisiaj nie czuli się dobrze. Chłopak namacał w kieszeni kurtki dwie małe, niebieskie tabletki tylko po to, by poczuć odrobinę bezpieczeństwa. Zawsze czuł się tak źle, gdy jego choroba się pogarszała, więc dzisiaj musiał być przygotowany na wszystko. Oczywiście wolał zostać w domu, lecz nie chciał ponownie zwracać sobą uwagi szkoły, która w tamtym roku bardzo się nim zainteresowała przez te wszystkie opuszczone lekcje.
Wysiadając z autobusu, Josh i Tyler od razu założyli kaptury, gdy ogromne płatki śniegu zmieszane z silnym podmuchem wiatru uderzyły ich w twarz.
Pierwszy śnieg tego roku. Jako dziecko pamiętał, gdy nie mógł doczekać się, gdy z nieba w końcu zaczną spadać wyczekiwane płatki śniegu. Teraz jednak było mu to boleśnie obojętne.
Od samego ranka ludzie byli dla Tylera jacyś nierealni. Widział ich, mógł ich poczuć, lecz cały czas wydawało mu się, że to tylko sen, a szczypanie się w niczym nie pomagało. Świat był dzisiaj jakiś mulący. Nawet odgłosy z zewnątrz odbijały mu się do uszu, bo jedyne co do nich docierało to odgłos ich kroków w małej, lecz powoli rosnącej pokrywie śnieżnej.— Myślisz, że będzie chciała ze mną porozmawiać?
— Co? — odezwał się Tyler po raz pierwszy tego dnia, gdy obydwoje zmierzali w stronę budynku.
Josh westchnął i powtórzył pytanie.
— Tak. Jestem pewny że tak. — odpowiedział monotonnie chłopak.
— I co ja mam zrobić? Co ja mam jej powiedzieć? — zapytał Josh, wyraźnie zdesperowany.
— Nie wiem. Mam dość słyszenia o jakichkolwiek związkach. — odpowiedział oschle brunet, gdy obydwoje weszli do szkoły.
Josh przyjął jego słowa do serca i zamilkł, po czym obydwoje rozdzielili się na korytarzu, idąc w stronę własnych szafek.
— Tyler? — dziewczęcy głos sprawił, że chłopak zmarszczył brwi, chwytając mocniej za zeszyt który trzymał w dłoniach.
Odwrócił się powoli, lecz nie była to dziewczyna, którą chciał zobaczyć. Była to Debby.
I wyglądała dziwnie.
Zawsze odziana wianuszkiem swoich koleżanek, z rękami założonymi na piersi, ze wzrokiem oceniającym cię za wszystko co robisz i doskonale ciętym językiem gdzieś zniknęła. Teraz stała przed nim zwykła dziewczyna, która spoglądała w podłogę tak, jakby się wstydziła.— Jeżeli szukasz Josha, to poszedł do swojej szafki. — odpowiedział od razu brunet, odwracając się ponownie do niej plecami.
— Nie chodzi o Josha. — syknęła dziewczyna, wciąż nie ruszając się z miejsca. — No, może chodzi, ale chciałam znaleźć ciebie, nie jego. — odpowiedziała.
— Mnie? — prychnął, wkładając podręczniki do szafki. — Niby po co? Chcesz się do mnie przymilić, żeby jeszcze bardziej w tej sytuacji zbliżyć się do Josha? — zapytał, głośno zamykając za sobą szafkę. — Żeby pokazać mu, że teraz potrafisz znaleźć sobie znajomych ze średniej klasy? Że potrafisz rozmawiać z klasowymi wyrzutkami bez ich wcześniejszego prześladowania? — słowa wyrzucał szybko, tak, jakby wcześniej przygotowywał się na tę rozmowę.
Debby była wyraźnie zaskoczona jego słowami, lecz jedyne co była w stanie teraz zrobić, to jedynie pokręcić głową na jego słowa.
— Nie, Tyler. Nie o to chodzi, naprawdę. — odpowiedziała, gdy chłopak stanął tuż przed nią i spiorunował ją spojrzeniem.