Tyler
— Opowiedz mi o tym, co stało się później. Kiedy znaleźli ciało twojego taty.
Było zdecydowanie zbyt wcześnie na to pytanie.
Było zdecydowanie wcześnie na wszystko oprócz spania.Zegar, który zazwyczaj cofnięty był o kilka minut lub był wyłączony, teraz pokazywał godzinę szóstą czterdzieści pięć. Było jeszcze wcześnie, więc grzejniki w pomieszczeniu nie były włączone. Tyler przetarł senne oczy i podwinął rękawy swojej czarnej bluzy, aby schować w nich swoje blade jak ściana dłonie. Chłopak przymknął oczy i nachylił się przed siebie, wracając wspomnieniami do tego przeklętego dnia o którym przez tak wiele lat starał się zapomnieć.
Tyler zawsze porównywał przypominanie sobie o tak traumatycznych wydarzeniach jak wykopywanie czyjegoś grobu. Nie długo po tym co się stało wracanie do tego wydarzenia jest jak wykopywanie niedawno zmarłego człowieka. Powietrze przesiąknięte jest zapachem śmierci i tym mdlącym odorem rozkładającego się ciała. Smród prowadzi do łez. Wszędzie są robaki. Wracanie do tej części wspomnień było złym pomysłem.
Gdy mija kilka lat i gdy w pewnym stopniu można zaakceptować to, co się stało, rozgrzebywanie tego grobu nie jest już takie bolesne. Oczywiście wciąż prowadzi do pewnych emocji, lecz nie tak skrajnych jak na początku.
W trumnie został tylko proch po kościach.— Po tym kiedy moja mama przestała krzyczeć... — Tyler przełknął ciężko ślinę. Wyjście z domu bez zjedzenia i wypicia czegoś było głupim pomysłem. Tyler był mistrzem głupich pomysłów. I mordowania swojego ciała. — Kazała pobiec do mojego pokoju i nie wychodzić stamtąd do momentu, kiedy powie, że mogę już wyjść.
— Posłuchałeś jej? — zapytała pani Lewis, spoglądając na Tylera spod jej okularów i notatek.
— Tak. — chłopak kiwnął głową. — Niewiele pamiętam z reszty tamtego dnia. Wiem tylko że chwilę potem przyjechała karetka. Myślałem, że zabierze tatę do szpitala i go wyleczą. — zaśmiał się gorzko, kręcąc przy tym głową. — Wiem, że to głupie, ale jakaś mała część mnie wciąż jest zła na to, że nie został zabrany do szpitala. Zdaje sobie sprawę z tego, że to nic by nie dało, ale gdyby to zrobili to może byłbym bardziej... spokojniejszy.
— To nie jest głupie, Tyler. — zaprzeczyła blondynka. — Czy kiedykolwiek obwiniałeś swojego ojca za jego śmierć?
Chłopak zamarł, spoglądając przez chwilę na kobietę. Skulił się w fotelu, a jego myśli powędrowały do czasów, gdy był jeszcze młodym nastolatkiem. Pamiętał, że gdy miał dwanaście lat i nie potrafił poradzić sobie ze wściekłością, uciekał w las i tam krzyczał prosto w niebo, przeklinając przy tym swojego ojca za to, że zniszczył ich rodzinę.
— Tak. Wiele razy. — odpowiedział cicho, wstydząc się tego, co przed chwilą powiedział. — Był taki okres, że go nienawidziłem. Obwiniałem go za wszystkie niepowodzenia, za naszą rozbitą rodzinę, za moją depresję, za moją schizofrenię, za moją nerwicę. Czasami nawet myślałem, żeby wymknąć się w nocy na cmentarz i rozwalić jego grób. — brunet zaśmiał się głośno. — Potem mi przeszło. Zrozumiałem, że gniewem nie cofnę czasu, że to nic nie zmieni i jedynie pogorszy sytuację. — Tyler rozluźnił się, widząc zrozumienie w oczach swojej terapeutki. — Jestem w stanie go zrozumieć. Schizofrenia katatoniczna to prawdziwe piekło. — mruknął pod nosem. — Pamiętam jak potrafił siedzieć godzinami w tej samej niewygodnej pozycji i nie mógł nic z tym zrobić. — pokręcił głową, spoglądając na moment na biały sufit i przy okazji na zegar. — Nie jestem w stanie wyobrazić sobie przez jaki ból musiał przechodzić.
Przez cały monolog Tylera, kobieta spisywała jak zwykle swoje notatki. Gdy chłopak zamilkł, blondynka wpatrzyła się w niego wyczekującym spojrzeniem mając nadzieję, że dopowie coś jeszcze, lecz wyglądało na to, że powiedział już wystarczająco wiele.