18;

225 25 27
                                    

Tyler

   Sobota nadeszła dla Tylera zdecydowanie zbyt szybko. Od samego rana nie myślał o niczym innym, tylko o dzisiejszej nocy, która miała w końcu zdecydować, czy stanie się wolny. Mimo tego czuł w pewnym sensie jakąś ekscytację - tak naprawdę to Tyler nigdy nie był na żadnej imprezie, pomijając te kilka domówek, na które co jakiś czas wyciągał go Brendon. Dzisiejsza noc była jednak zdecydowanie inna od tych wszystkich prywatek na których był. To było coś o wiele większego.
Około dziewiątej w nocy Tyler wykradł się z domu, wcześniej wysyłając do Jenny tekst, że jest już w drodze na ich umówione miejsce. Impreza zaczynała się o dziesiątej, lecz chłopak chciał mieć trochę więcej czasu na przygotowanie się psychicznie do tego całego przedstawienia. Jenna miała plan, który zdradziła mu kilka dni temu. Tak naprawdę kompletnie mu się on nie podobał i gdyby był w innej sytuacji, na pewno nie zgodziłby się na to wszystko, lecz był zdesperowany. Czuł, że jeżeli nie Jenna, nikt nie będzie w stanie pomóc mu wydostać się z tego bagna. 
Impreza miała miejsca w starym terenie obozowym, który został opuszczony około trzydzieści lat temu z nieznanych powodów. Kiedyś dobywały się obozy dla dzieci, lecz już od dawna miejsce to zarosło dzikimi chwastami, a wszystkie drewniane budynki spowijał kurz. Nikt nie dbał o to miejsce, nikt się nim nie interesował, więc było to idealne miejsce na tak huczne imprezy. Zero zdenerwowanych sąsiadów równało się z brakiem policji, więc wszyscy tak naprawdę mogli robić co tylko chcieli.
Całe to miejsce oddalone było od domu Tylera niecały kilometr, lecz zanim chłopak dotarł na miejsce, zatrzymał się przy umówionym miejscu. Nieopodal piaszczystej drogi prowadzonej do obozu znajdował się duży, drewniany stół na którym leśniczy podczas ciężkich jesień i zimy sypali jedzenie przygotowane dla tutejszych dzikich zwierząt. Tyler wspiął się na stół i oglądał drogę, która z każdą minutą robiła się coraz to mniej odludna. Co chwilę przejeżdżały po niej samochody lub przechodzili po niej grupki śmiejących się głośno nastolatków, już dawno upitych alkoholem.
W końcu pomiędzy drzewami zamigotała wysoka, chuda, znajoma sylwetka dziewczyny, a Tyler odetchnął z ulgą i mimowolnie się uśmiechnął.

— Gotowy? — zapytała Jenna, uśmiechając się szeroko.

Tyler musiał przyznać, że w Jennie było dużo odwagi. To w jaki sposób stała, w jaki sposób jej ręce krzyżowały się na piersi, jej uśmiech sprawiał, że czuł się o wiele bezpieczniej niż otoczony bandą napakowanych ochroniarzy.

— Chyba tak. — odpowiedział cicho chłopak, spuszczając wzrok na swoje buty. — Nie, nie jestem gotowy. — dodał po chwili ciszy. — Chyba nigdy nie będę. — mówiąc to, załamał mu się głos.

Jenna delikatnie złapała Tylera za dłonie. Ciepło jej skóry i ten nagły, miły akt sprawił, że chłopak uniósł wzrok na jej wciąż uśmiechniętą twarz, a jej niebieskie oczy były pełne nadziei i wiary.
W niego.

— Tyler. — wypowiedziała jego imię tak delikatnie, że jego ciało zadrżało. Dopiero teraz zauważył, jak śliczny jest jej głos. — Nie mogę powiedzieć, że cię rozumiem, bo nigdy nie przeszłam przez takie piekło, ale jestem tutaj z tobą. Masz mnie i swoich przyjaciół, którzy będą w stanie cię obronić jeżeli cokolwiek złego będzie się działo. To dla ciebie trudne, widzę to, lecz to jedyna szansa na to, aby w końcu pokazać mu, że to koniec. — wszystkie te słowa dobierała tak delikatnie, jakby bała się, że jeżeli powie cokolwiek nieodpowiedniego, przestraszy tym swojego kolegę. — Jeżeli nie dzisiaj, to nigdy. Mamy plan, uda się. Frank będzie kręcił się obok nas. Jeżeli będzie niebezpiecznie, on nas obroni. — dodała, nieco mocniej ściskając go za dłonie, jakby to miało jeszcze bardziej przekonać go do jej słów. 

Tyler odwzajemnił jej uścisk i spojrzał jej prosto w oczy, kiwając przy tym głową. Myśl o tym, że w końcu nie jest sam dodała mu sił i wiary w to, że w końcu wszystko dzisiaj się rozegra. 

𝐕𝐎𝐋𝐓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz