PROLOG

9.8K 526 154
                                    

   Przez jakiś czas leżałam w bezruchu, z zamkniętymi oczami i ciężkim oddechem. Byłam już pewna, że wszystko, co najgorsze było już za mną, a ja wreszcie mogłam odetchnąć i uspokoić nienaturalnie szybko bijące serce. Adrenalina powoli opuszczała moje ciało, które wciąż drżało. Nie wiem, czy kiedykolwiek znalazłam się tak blisko swojego końca. Przeraziło mnie to tak bardzo, że nie byłam nawet w stanie się ruszyć.

Niestety był to ogromny błąd, bo już moment później dotarło do mnie, jak bardzo się w tej kwestii przeliczyłam. Jak przez mgłę zaczęły dobiegać do mnie krzyki. Z początku nie potrafiłam ich nawet rozróżnić, będąc zbyt oszołomioną, żeby jakkolwiek pobudzić swój umysł do działania. 


— Hayden, uciekaj! — Na te słowa zerwałam się do siadu, ale było już za późno. Zanim zdążyłam cokolwiek zrobić, zauważyłam wycelowany we mnie łuk z pociskiem gotowym do wystrzału. Wiedziałam, że to mój koniec, bo nim dobiegłabym do najbliższego drzewa, zostałabym trafiona. Zanim zdążyłabym wstać, byłabym martwa. Poniosłam porażkę, przez jeden mój cholerny błąd. Przez to, że straciłam czujność, uznałam, że nie grozi mi już niebezpieczeństwo. Zaufałam sobie i swojej intuicji. A miałam nikomu nie ufać. Teraz musiałam zapłacić tego cenę.

O dziwo czułam spokój. W zasadzie nie miałam już o co walczyć. Wiedziałam, że przyjaciele mnie pomszczą, być może inni też. Właściwie nie chodziło o samą zemstę, ale po prostu o to, żeby to wszystko się skończyło, żeby nikt więcej nie musiał cierpieć. Nie chciałam opuszczać Setha i mamy, ale z pewnością dadzą sobie radę, ze mną, czy bez. Musiałam tak myśleć. 

Zamknęłam oczy i wtedy usłyszałam przecinający powietrze świst.

Na całym ciele poczułam mrowienie, jakbym zaraz miała zderzyć się z czymś ogromnym. Z mocno zaciśnietymi powiekami i pięściami czekałam na ból, który z pewnością będzie najgorszym etapem tego wszystkiego. Ale hej, zdążyłam przeżyć tak wiele. Niejednokrotnie doznałam silnych obrażeń spowodowanych wypadkami, a jednak za każdym razem udawało mi się z tego wylizać. Można powiedzieć, że z każdym dniem i każdym swoim oddechem umykałam śmierci, niczym najzwinniejszy kot. Teraz wreszcie mnie dogoniła, jedną prostą strzałą. I jednym prostym błędem. Przed przeznaczeniem podobno nie można uciec. I koniec końców nie okazało się ono aż takie złe, bo mogło być gorzej, prawda? Dużo gorzej. 

Mijały sekundy, a ja mimo oczekiwań nie poczułam nic. Bałam się otworzyć oczy, ale cisza, która nagle zapanowała wokół mnie zaczęła mi się wydawać niepokojąca. Dlatego to zrobiłam. Uchyliłam powieki i spojrzałam przed siebie. Pożałowałam tego w tej samej chwili i wiele bym dała, żebym nie musiała tego widzieć. Żeby to nigdy się nie zdarzyło. Żebym to ja umarła... przecież to wszystko nie tak miało wyglądać!

Klęczał tuż przede mną ze strzałą, która przebiła jego pierś. Z jego ust cienkim strumieniem wypływała krew, ale w oczach nie było przerażenia. W jego oczach było wszystko, wręcz mogłam odczytać słowa, które wypowiada nimi w moją stronę.

Krzyknęłam rozdzierająco, łapiąc jego ciało, zanim zdążyło opaść na ziemię. Krew była wszędzie, sytuacja wyglądała dramatycznie, ale ja wciąż miałam nadzieję, że wcale nie stracę znów kolejnej osoby, że nikt znów przeze mnie nie odejdzie. Zależało mi na nim, cholernie mi zależało, ale dopiero wtedy byłam w stanie to przyznać.

Tylko że było już za późno.










_______________
Hejka!
D

ziękuję wszystkim, którzy tu zajrzeli. Mam nadzieję, że ta opowieść chociażby w najmniejszym stopniu wam się spodoba i zostaniecie na dłużej 😄
Nie sugerujcie się pierwszymi rozdziałami, bo wszystko rozkręci się bardziej w późniejszych częściach. Oczywiście jeśli zauważycie jakiś błąd, to śmiało możecie pisać 😉

Enjoy! ❤

ENTROPIAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz