Rozdział 28

1K 129 23
                                    

Biegłam do znajomego punktu w szpitalu, czując, jak serce łomocze mi w piersi, a płuca kłują z powodu małych ilości dostarczanego powietrza. Miałam wrażenie, jakbym po raz już któryś przerabiała tę samą sytuację, w której za każdym razem przeżywałam identyczne emocje; ból, strach, niepewność i ta cholerna iskierka nadziei, która gaszona, za każdym razem bolała tak samo. Tym razem było jednak nieco inaczej, bo zamiast nadziei, towarzyszył mi jedynie strach. Od kiedy dostałam wiadomość od mamy o zatrzymanej akcji serca Setha, wszystkie najmroczniejsze myśli przyćmiły mój umysł. Wiedziałam tylko, że w nic tak naprawdę nie uwierzę, póki tego nie zobaczę. Choć być może nawet wtedy nie mogłabym dopuścić do siebie tej jednej, najgorszej z możliwych, myśli. Cooper cały czas mi towarzyszył, za co byłam mu wdzięczna, bo dzięki jego opanowaniu i pojeździe, który mógł omijać korki, dotarliśmy bezpiecznie na miejsce, w bardzo szybkim czasie. Poza tym wyglądał, jakby sam przejął się stanem Setha. Nie dziwiłam się, bo w końcu niegdyś byli przyjaciółmi i choć minął cały rok, on w żadnym stopniu o nim nie zapomniał, co uznałam za dobry znak.

Gdy tylko moja mama zauważyła, że biegnę w jej stronę, otarła spływające z jej oczu łzy i natychmiastowo mnie objęła. Za nią stał mój ojciec, ale w tamtym momencie starałam się go zignorować, a w zupełności skupić na mamie.

- Co z nim? - zapytałam w końcu przez zaciśnięte gardło, nie będąc nawet pewną, czy chcę znać odpowiedź.

- Jego akcja serca zatrzymała się na chwilę, ale teraz lekarze zabrali go na salę operacyjną. Będą próbowali go wybudzić po raz ostatni - powiedziała, a jej głos załamał się na ostatnim zdaniu.

Pokiwałam głową, przytulając ją jeszcze mocniej. Czyli wszystko stało pod znakiem zapytania. Wciąż czułam mnóstwo obaw, jednak delikatnie mi ulżyło, słysząc taką wiadomość.

Później nie działo się nic, a przynajmniej z mojego punktu widzenia, bo wiedziałam, że Seth walczył w tamtym momencie o życie, a my, choć bardzo chcieliśmy, nic nie mogliśmy zrobić. To czekanie było dla mnie najgorszym, jakiego kiedykolwiek doświadczyłam. Było jak stanie z pistoletem przystawionym do skroni i czekanie, aż osoba trzymająca palec na spuście w końcu za niego pociągnie.

Minęły dwie godziny. Dwie makabrycznie długie godziny. Najdłuższe, a zarazem najgorsze w moim życiu. Wszyscy siedzieliśmy, jak na szpilkach, podnosząc głowy za każdym razem, gdy korytarzem szedł lekarz. Po trzech godzinach Cooper oznajmił, że musi iść, co w zupełności rozumiałam. Miał swoje życie, a to była sprawa rodzinna, więc pewnie wolał nam zapewnić więcej prywatności w tym, co przeżywaliśmy. Pamiętam tylko, że na koniec zapytał, czy czegoś nie potrzebuję. Jednak jedyne, czego wtedy potrzebowałam, było zapewnienie, że Seth żyje, a wiedziałam, że on nie może mi tego powiedzieć. Dlatego nie odpowiedziałam. Po czterech godzinach myślałam, że zwymiotuję ze zdenerwowania i byłam pewna, że gdybym w tamtym momencie próbowała wstać, czekałby mnie niechybny upadek. Choć i tak czułam, że spadam. Coraz niżej i niżej...

Starałam nie skupiać się na tym, co zrobię, jeśli nie skończy się to tak, jakbym chciała. W myślach przywoływałam wszystkie nasze wspólne chwile, zdając sobie sprawę, jak dawno tego nie robiłam. Z całych sił próbowałam sobie przypomnieć i zapamiętać każdy najmniejszy szczegół. Bałam się, że pewnego dnia o nim zapomnę. Zapomnę, jak wyglądała jego twarz, tego, jak się uśmiechał i tego, jak brzmiał jego głos. Tym bardziej że jeśli odejdzie, zostaną mi tylko i wyłącznie tamte wspomnienia...

Wreszcie podszedł do nas lekarz. Dopisywał coś w swoim notatniku, a jego wyraz twarzy nie świadczył zupełnie o niczym, póki się przed nami nie zatrzymał. Posłał nam smutny uśmiech, po czym zaczął wyjaśniać. Byłam tak oszołomiona, że nie rozumiałam prawie niczego z tego, co do nas mówił, ale zdołałam wyłapać słowa ,,obudził się'' i ,,wchodzić pojedynczo''. Reszta brzmiała dla mnie, jak wyrazy wypowiedziane pod wodą, ale nie miało to dla mnie znaczenia, gdyż fala ulgi spłynęła na moje ciało. Obudził się, więc wszystko musiało być dobrze, prawda? Co ja mówię, nie mogło być lepszej wiadomości! Kątem oka widziałam, jak reakcja mojej mamy na słowa lekarza zmienia się z każdą sekundą. Ku mojemu zdziwieniu, zatkała usta dłonią, a z jej oczu wyleciały łzy. Pomyślałam, że pewnie jest w dużym szoku, choć ja nie potrafiłam przestać się uśmiechać. Moja mama poszła odwiedzić go pierwsza, a ja musiałam zaczekać i choć nie do końca mi to odpowiadało, postanowiłam się dostosować. Po upłynięciu kwadransa, drzwi sali wreszcie się otworzyły, przez co natychmiast popędziłam do środka i gwałtownie się zatrzymałam, będąc już wewnątrz.

Był tam. Leżał na łóżku podparty o poduszkę i choć wyraźnie wyglądał na zmęczonego oraz osłabionego, uśmiechnął się do mnie tym typowo łobuzerskim uśmiechem, który kochałam i za którym tak bardzo tęskniłam. Choć przez cały ten rok wyobrażałam sobie tę chwilę wiele razy, zastanawiając, co powiem i jak się zachowam, obecnie nie mogłam wykrztusić z siebie żadnego słowa.

- Cześć siostrzyczko - wyszeptał z wyraźnym trudem jako pierwszy, a ja, nie czekając więcej, podbiegłam do niego i delikatnie, bojąc się, że go skrzywdzę, przytuliłam.

Przez dłuższą chwilę po prostu cieszyłam się jego obecnością, wsłuchując w delikatne bicie serca. Później spojrzałam w jego szare, błyszczące oczy, w których zobaczyłam wszystko. Wyglądały, jakby wiedział o każdej rzeczy, które przez ten czas działy się wokół niego i to sprawiało, że nie mogłam posiąść się z radości. Wreszcie wróciła do nich ta głębia, której mi brakowało, a nie mogłam jej dojrzeć podczas jego śpiączki.

- Tęskniłam - powiedziałam w końcu, zachrypniętym głosem.

- Wiem.

Uśmiechnęłam się jeszcze szerzej.

- Czyli moje monologi do ciebie, na coś się jednak zdały.

Mrugnął do mnie okiem, na co ja się zaśmiałam i nagle słowa zaczęły ze mnie wypływać niczym rzeka. Opowiadałam mu o wszystkim, co wydarzyło się przez ten rok, choć starałam się omijać temat Entropii, żeby go za bardzo nie denerwować. Musiał zdobyć więcej siły. Potem z ekscytacją przedstawiałam swoje pomysły na to, gdzie teraz będziemy mogli razem pójść, pobiegać, gdyż kiedyś uwielbialiśmy to robić razem, oraz że za miesiąc początek szkoły, więc przez to, że ostatni rok był nieobecny, pójdziemy razem do jednej klasy i wreszcie nie będzie mógł się nade mną wywyższać.

A on przez cały ten czas delikatnie się uśmiechał, nie mówiąc nawet słowa.

Dopiero później dowiedziałam się, dlaczego i wiele bym wtedy dała, żeby odwołać swoje słowa.

Ponieważ Seth był sparaliżowany, od pasa w dół.





————————
Cześć wam,
Wiem, że rozdział znów krótki, ale mam nadzieję, że się podobał. Dajcie znać, co o nim myślicie 😉

P.S. Chodzicie jeszcze do szkoły? 😁

ENTROPIAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz