Rozdział 36

1K 109 63
                                    

       Znów nie byłam w stanie zrobić nic, jak tylko patrzeć na to, co wtedy się działo. Siedziałam z podkulonymi nogami, mając dłonie wplątane we włosy i nie wierząc, że to się wydarzyło naprawdę. Całe moje ciało się trzęsło, nad czym nie mogłam zapanować, a z oczu wydobywała się słona ciecz. Z całego serca żałowałam, że wzięłam udział w tej grze. Bo to nawet nie była gra, a skrupulatnie przemyślana manipulacja, mająca pociągnąć nas na dno. Nas wszystkich, bez wyjątku. A nagroda? Jedno wielkie kłamstwo, ale to chyba żadna nowość. Najpierw Noel i Alec, a teraz Blake. Czy o to w tym wszystkim chodzi? Wszyscy zostaliśmy tu sprowadzeni, żeby umrzeć? Nie pisałam się do cholery na żadne igrzyska śmierci, nie chciałam brać w tym udziału. Tylko że było już za późno. O wiele za późno.

— Hay, proszę cię, spójrz na mnie. — Tuż przy mnie kucał Cooper, próbując mnie zmusić do jakiegokolwiek ruchu. — Musimy ruszać dalej.

W końcu spojrzałam na niego otępiałym wzrokiem, kręcąc głową.

— Nie zostawię go.

Chwycił moje dłonie w swoje i ścisnął mocno, natarczywie i z upartością patrząc prosto w moje oczy.

— Nie możemy na tym poprzestać, rozumiesz? Musimy działać, nim stanie się coś jeszcze gorszego. Yves i Blair zostaną z Blakiem i wezwą pomoc, ale my musimy to dokończyć. Inaczej nigdy się nie uwolnimy.

— Czekaj, to on... on żyje? — zapytałam z szokiem, doznając nagłej trzeźwości.

Westchnął.

— Zemdlał, ale oddycha. Nie wiemy ile jeszcze mu zostało czasu, dziewczyny próbują zatamować krwawienie. — Spojrzałam w stronę leżącego na ziemi ciała i rzeczywiście, wszystko, co mówił, okazało się prawdą.

— Nie możemy już zrobić nic więcej, słyszysz? Nie pomożesz mu, ale pomożesz reszcie i sobie, doprowadzając ten koszmar do końca. Musimy walczyć. Zrób to dla niego, dla brata. 

Spojrzałam na niego, po czym wolno pokiwałam głową. Na powrót zyskałam siły do walki. Miał rację, tak wiele już przeszliśmy, że nie mogliśmy się poddać na samym końcu. A kimkolwiek była osoba, która to wszystko spowodowała, nie mogło jej to ujść płazem. Najważniejsze było dla mnie, że Blake wciąż żyje i choć niewielka, to wciąż była szansa, że wszystko się skończy dobrze.

— Ruszajmy — powiedziałam, zaciskając szczęki i podnosząc się z ziemi.

Cooper pokiwał głową, po czym wskazał na coś, znajdującego się tuż za mną.

— Jesteśmy na miejscu.

Odwróciłam się i moją uwagę przykuł sporych rozmiarów bunkr, częściowo schowany między drzewami. Był dobrze ukryty, wcześniej nawet go nie dostrzegłam, widać go było tylko z bliska. Tuż nad wejściem przyczepiona zaś była czerwona flaga. Bez wątpienia byliśmy na miejscu. Prawdę mówiąc tyle przeżyliśmy, zanim zdołaliśmy tutaj dotrzeć iż miałam wrażenie, że minął rok, zamiast kilku dni. Nie mogłam uwierzyć, że w końcu nam się udało i że za moment spotkamy winowajcę wszystkich krzywd, które zostały wyrządzone przez ostatni miesiąc.

— Wchodzimy? — zapytała Aria, która stanęła obok nas.

Spojrzałam po ich poważnych twarzach. Nigdy nie sądziłabym, że to skończy się w ten sposób, z tymi ludźmi. Z siedmiu zostało nas tylko trzech. Trzech najsilniejszych? Tak naprawdę towarzyszyło nam po prostu więcej szczęścia, bo gdyby nie Blake, mogłabym już nie żyć, gdyby nie Cooper to Yves mogłoby z nami nie być. Osiągnęliśmy to wspólnymi siłami, pracą zespołową. Blair i Yves zostały przy Blake'u, a reszta z nas miała stawić czoło ostatniej i być może najtrudniejszej przeszkodzie. Wiedziałam, że cokolwiek zastaniemy w środku, nie będzie to łatwe do przyswojenia. A ja doskonale zdawałam sobie sprawę, jak życie potrafi być zawrotne, gdyż właśnie stałam z moim byłym największym wrogiem, po mojej prawej stronie, jako chłopakiem i znienawidzoną dziewczyną ze szkoły po lewej, która nie okazała się wcale taka zła. Pokazała, jak silna potrafi być i że po prostu walczy o sprawiedliwość dla kogoś, kogo być może kochała. Prawda jest taka, że każdy z nas z niebywałą łatwością ocenia innych po pozorach. Po tym, jak się ubiera, po tym jak wygląda, po jego ranach na nadgarstkach, po zachowaniu. A tak naprawdę nie zdajemy sobie sprawy, jaka była tego historia. Dlaczego ktoś jest, jaki jest. Wstydziłam się, że kiedyś taka byłam, jednak poniosłam lekcję i obiecałam sobie, że więcej tego błędu nie popełnię.

ENTROPIAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz