Ze szpitala zostałam wypisana dość szybko, na szczęście moje obrażenia nie były na tyle groźne, bym nie mogła w miarę normalnie funkcjonować. Co do samego wypadku tylko nieliczni domyślali się związku z Entropią, ale to wywoływało jeszcze większe kontrowersje, bo wyglądało na to, że zasady gry zostały zupełnie zmienione i nikt teraz nie wiedział, czego się może spodziewać. Właściwie sama się nad tym zastanawiałam oraz dlaczego to akurat ja zostałam wybrana do tego zadania, ale jak dotąd nie znalazłam żadnego racjonalnego wyjaśnienia. Gra stała się prawdziwą grą, w której ktoś miał wyraźną przewagę i pomiatał nami, jak zwykłymi pionkami, mając przy tym ubaw po pachy. Nie podobało mi się to i ostatnimi czasy często zastanawiałam się nad rezygnacją, bo Entropia wyraźnie wymykała się spod kontroli, a ja nie chciałam ryzykować dla niej życiem. Zaczęłam rozumieć to z każdą chwilą, w której stojąc przed lustrem, widziałam blizny na swojej wymęczonej twarzy. Co mnie przed tym powstrzymywało? Cóż, pewnie to, że nadal nie miałyśmy wystarczająco dużo pieniędzy, aby spłacić wszystkie długi. Jednak dzięki zarówno mojej, jak i mamy pracy, oraz oszczędzaniu i sprzedaniu paru cennych przedmiotów, powoli odzyskiwaliśmy nadzieję. Nie znaczyło to niestety, że wyjście na prostą mamy zapewnioną, dlatego wygrana byłaby wręcz zbawieniem od problemów. Z tego powodu tkwiłam w tym nadal, a gdy tylko nadeszły wakacje zaczęłam pracować na dwie zmiany.
Liczba klientów nie była zbyt duża, więc gdy odwiedził mnie Blake, ucieszyłam się, że będę mogła z kimś pogadać, jednak z każdym jego słowem moja mina coraz bardziej rzedła.
- Słuchaj... Muszę ci coś powiedzieć - zaczął, skrzywiając się nieco. - Chciałem zrobić to wcześniej, ale... Nie było jak. - Chrząknął, a ja natychmiast wróciłam myślami do sytuacji na dachu, przez co moje policzki pokrył delikatny rumieniec. Nie rozmawialiśmy o tym, bo chyba jeszcze nie byliśmy na to wystarczająco gotowi. Nasza relacja niby pozostała taka sama, a jednak coś się zmieniło. Była między nami większa swoboda, ale też pewnego rodzaju napięcie. Przynajmniej ja tak czułam, choć nadal nie potrafiłam prawidłowo ulokować swoich uczuć.
- Po tym, jak trafiłaś do szpitala, to wszystko, co się wydarzyło i w jakich okolicznościach cię znalazłem, nie dawało mi spokoju. - Przerwał na chwilę i zmarszczył brwi, jakby wszystko układał w swojej głowie. - Zadzwoniłem po znajomego, sprawdziliśmy twój telefon i, cóż, odkryliśmy parę zastanawiających faktów.
Tym razem poświęciłam mu całą swoją uwagę, słuchając z zainteresowaniem, ale i pewnymi obawami.
- Po pierwsze, zadania entropii zawsze były przekazywane każdemu członkowi i odbywały się w jednym miejscu. Ten ktoś, z kim rozmawiałaś przez telefon, nie miał prawa cię porywać i wmuszać tych tabletek. - Zacisnął szczękę, jakby przez samą myśl o tym ogarniały go złe emocje. Przełknęłam ślinę, gdy zdałam sobie sprawę, że słyszał całą tę "rozmowę". - Poza tym prowadzący nie mogą kierować w ten sposób grą. Wszystkie polecenia przekazują swoim poplecznikom, a oni mogą jedynie przekazać ci, na czym polega zadanie. W tym przypadku powinien być to Chris.
- Właściwie to dlaczego oni zawsze pozostawiają anonimowi? - zapytałam, zdając sobie sprawę, że wcześniej nawet się nad tym nie zastanawiałam, a przecież to oni tworzyli całą grę.
- Bo muszą. Gdyby wszyscy wiedzieli, kim są, to pomyśl, do czego inni by się posunęli, byle tylko wydobyć od nich informacje i mieć przewagę.
Pokiwałam ze zrozumieniem głową. To faktycznie miało sens.
- Dlatego to niemożliwe, by on działał w ramach Entropii.
- Chcesz powiedzieć - powiedziałam wolno, analizując jego słowa i czując, że ogarnia mnie niepokój - że zostałam oszukana?

CZYTASZ
ENTROPIA
Dla nastolatkówNienawidziłam tej gry. Gardziłam nią, ponieważ zmieniała ludzi i zaprowadzała ich na dno. Dawała chorą nadzieję, po którą inni desperacko sięgali, a gdy zostawiała ich z niczym, tonęli we własnej rozpaczy z powodu tego, co zrobili. Niektórzy jednak...