Rozdział 29

1.1K 121 7
                                    

       Od pamiętnego wydarzenia minął tydzień, który spędziłam głównie w szpitalu. Towarzyszyłam Sethowi na każdym kroku i nie zdziwiłabym się, jakby miał mnie już dość. Niemniej najważniejszy był dla mnie fakt, że wreszcie byliśmy razem, tak n a p r a w d ę razem. Co prawda przez ostatni rok zmieniło się wiele i zdawałam sobie sprawę, że z powodu kalectwa Setha nic już nie będzie wyglądało tak samo, ale starałam się, jak mogłam, żeby czuł we mnie wsparcie. Wiedziałam, że tym razem to ja będę musiała być silna za nas oboje, lecz byłam pewna, że dam radę, bo jego powrót zwrócił mi wszystkie dotąd utracone siły. Martwiło mnie jedynie to, że od kiedy się wybudził, zachowywał się zupełnie...jak nie on. Był cichy, zamknięty w sobie i choć zawsze, gdy mnie widział, na jego twarzy gościł uśmiech, doskonale widziałam, jak za tą maską kryje się coś, co nie było nim. Raz czy dwa zdarzyło mu się opowiedzieć mi o wizjach, które towarzyszyły mu w śpiączce. Czasem były to wspomnienia, a czasem... cóż. Obrazy, które przedstawiał, wydawały się przerażające, a gdy o nich opowiadał, w głębi jego oczu czaił się strach. Mówił też, że gdy nie śnił, słyszał nasze głosy, a to dręczyło go jeszcze bardziej, ponieważ nie potrafił wówczas ruszyć nawet palcem. Niestety w większości omijał tematy związane z nim i chował emocje głęboko w sobie, co powodowało ukłucia w moim sercu, jednak wiedziałam też, że muszę mu dać więcej czasu i przestrzeni. Z pewnością był przygnębiony faktem, że nigdy nie będzie już mógł stanąć na nogi, mimo iż tak bardzo kochał sport... Musiał być załamany myślą, że będzie dla nas dodatkowym ciężarem, choć milion razy zapewniałam go, że tak nie jest, a wręcz przeciwnie. Tak bardzo chciałabym przejąć część jego bólu na siebie. Samo patrzenie, jak cierpi, sprawiało, że miałam ochotę krzyczeć z rozpaczy, ale nie mogłam. Musiałam być silna dla niego. 

W międzyczasie, poza oczywiście moimi rodzicami, często odwiedzali nas Yves i Chase, z którymi Seth zdążył się bliżej poznać, co bardzo mnie cieszyło. Raz nawet zjawił się Cooper i miło mnie to zaskoczyło, tak samo, jak mojego bliźniaka. Na koniec napomknął, że przyjedzie po mnie następnego dnia, bo musimy omówić kilka ważnych spraw. Domyśliłam się, że chodziło o Entropię, dlatego byłam wdzięczna, że powiedział mi to na osobności, ponieważ nie byłam gotowa na pytania ze strony Setha, zarówno o Entropię, jak i moją relację z Cooperem. A nie mogłam zaprzeczyć, że jakaś ona była i choć za wcześnie było na określanie jej, to wyraźnie się do siebie zbliżaliśmy. Z drugiej strony starałam się trzymać na dystans, bo wciąż nie miałam pewności, czy mogę komukolwiek ufać.

– No staruszku – powiedziałam, klepiąc Setha w ramię po tym, jak dostałam wiadomość od Coopera, że czeka na mnie na dole. – Niestety muszę cię opuścić na jakiś czas. 

– Wreszcie – mruknął, przewracając oczami. W ciągu tego tygodnia zdążył nabrać nieco wigoru, dzięki czemu wyglądał znacznie zdrowiej. Za jakiś czas miał również rozpocząć rehabilitację. – Już myślałem, że do końca życia będziesz mnie męczyć swoim istnieniem.

Zaśmiałam się lekko.

– Ależ będę, tylko dopiero za kilka godzin.

Chłopak westchnął cierpiętniczo. 

– Dobra, ale idź już i pozwól cieszyć spokojem – powiedział ze złośliwym uśmiechem.

Prychnęłam, zgarniając torebkę ze stolika.

– I tak wiem, że mnie kochasz. – Posłałam mu całusa w powietrzu i szybko ulotniłam się z pomieszczenia, zanim zdążył we mnie rzucić poduszką.

Z szerokim uśmiechem zjechałam windą na parter, po czym energicznym krokiem podeszłam do stojącego na parkingu Coopera. Na mój widok uniósł głowę znad telefonu, również się uśmiechając.

ENTROPIAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz