Rozdział 21

1.9K 171 28
                                    

Rok temu

Było późne popołudnie, gdy razem z Sethem wychodziliśmy ze szkoły, zmęczeni ciężkim treningiem koszykówki, który zaserwował nam trener. Półfinały stanowe rozpoczynały się za dwa miesiące, czyli tuż po rozstrzygnięciu Entropii, przez co nie mieliśmy ani chwili wolnego. Nie przejmowałem się szkolnymi zawodami, bo doskonale wiedziałem, że nasza drużyna jest wystarczająco silna, aby przejść dalej, jednak moją głowę od kilku dni zaprzątało coś zgoła innego. Nie chciałem przyznać tego przed samym sobą, ale potrzebowałem pieniędzy, a dokładniej, wygranej. Nadchodziła przedostatnia rozgrywka, w której zmierzyć się miałem ja, Seth i Cooper, ale niestety zdawałem sobie sprawę z tego, że jestem najsłabszym ogniwem i wręcz czułem, jak wraz z upływającym czasem, pieniądze przelatują mi koło nosa, a z nimi... życie moje i mojej rodziny.

Oparliśmy się o boki swoich aut, znajdujących się obok siebie. Wyciągnąłem z kieszeni papierosy i zapaliłem jednego, gestem proponując szatynowi to samo, jednak odmówił przeczącym ruchem głowy. Taki właśnie był Seth. Rzadko palił, prawie nigdy nie pił, osiągał sukcesy sportowe i opiekował się swoim rodzeństwem najlepiej, jak potrafił. Zawsze kończył szkołę z wyróżnieniem i chyba jeszcze nigdy nikogo nie zawiódł — w tym mnie. Po części go podziwiałem, ale w głębi duszy również trochę zazdrościłem. Było to zupełnie ludzkie uczucie nieidealnego człowieka, nigdy jednak nie pozwoliłem, żeby to cokolwiek zmieniło w naszej przyjaźni.

— To już jutro — powiedział, odrobinę nerwowo przeczesując ręką włosy i wbijając we mnie wzrok.

Widziałem po nim ślady zmęczenia i wcale mu się nie dziwiłem, bo mimo swojego idealnego uosobienia, nie był tak twardy psychicznie, jak mogłoby się wydawać. Nie powiedziałem mu o całym tym gównie, w które się wplątałem z powodu własnej głupoty, bo wiedziałem, że sam ma wystarczająco na głowie. Nie znałem dokładnej przyczyny jego udziału w grze, ale na pewno miało to coś wspólnego z rodziną i problemami finansowymi. Nie drążyłem głębiej tego tematu, za co Seth był wyraźnie wdzięczny.

— Wiem — odparłem, odrzucając papierosa i zadeptując go butem. - Umowa nadal aktualna?

— Jasne.

Jakiś czas temu zaproponowałem mu, żeby podzielić się nagrodą, gdyby któryś z nas wygrał, co zwiększyłoby szansę na powodzenie, a raczej powodzenie dla mnie, bo jak już mówiłem, byłem najsłabszy. Myślę nawet, że Chris o tym wiedział, jednak zgodził się ze względu na nasze relacje. Właśnie to było jego słabością w tej grze; był zbyt dobry, zbyt szlachetny i uczciwy. Bardzo chciałbym, aby były to główne czynniki zwycięstwa, jednak realia przedstawiały się niestety dużo bardziej brutalnie.

Nienawidziłem siebie za to, że go okłamuję, ale nie miałem wyboru. A może tylko się tym usprawiedliwiałem? W każdym razie nie chciałem, żeby Seth miał cokolwiek wspólnego z gangiem narkotykowym, który miał mnie na oku przez zadłużenie. Głównie starałem się uratować własny tyłek, ale jednocześnie starałem się chronić przyjaciela, choć wiem, że nie byłem w tym najlepszy.

— Chcesz wpaść do mnie? — zapytał, po chwili milczenia.

— Nie, muszę jeszcze coś załatwić. — Uśmiechnąłem się lekko, z trudem utrzymując kontakt wzrokowy.

— OK. — Nawet jeśli coś zauważył, nie dał tego po sobie poznać. Być może po prostu nie miał już do tego głowy. — Do jutra — powiedział, wchodząc już do auta.

— Do jutra — odparłem, patrząc, jak odjeżdża.


***


Zaczynało się ściemniać, gdy wreszcie podjechałem pod znajomy warsztat samochodowy. W środku paliło się światło, miałem więc pewność, że wewnątrz jest odpowiednia osoba. Zaparkowałem auto, po czym wysiadłem z niego i udałem się do wnętrza.

ENTROPIAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz