Rozdział 8

2K 209 14
                                    

Ktoś stał w odległości dziesięciu metrów ode mnie, dlatego początkowo mocno się przestraszyłam, jednak gdy dostrzegłam twarz tej osoby, mój puls znacznie się uspokoił. A może przyspieszył jeszcze bardziej?

— Znalazłaś coś? — zapytał Blake, podchodząc kawałek bliżej.

— Nie — odpowiedziałam, odrobinę za szybko.

Uśmiechnął się.

— Zawsze potrafiłem odgadnąć, czy kłamiesz.

Prychnęłam z irytacją.

— Więc co? Odbierzesz mi to, jak ostatni dupek?

— W żadnym wypadku. — Uniósł dłonie w geście poddania i wskazał na swoją kieszeń. — Mam własne, przysięgam.

— Więc czego chcesz? — Skrzyżowałam ramiona, minimalnie oddalając się od krawędzi.

Patrzył w moje oczy, wyraźnie się czegoś doszukując. Tylko czego? Czego on ode mnie oczekuje, zwłaszcza po tym wszystkim?

— Naprawdę się nie domyślasz? — westchnął, przeczesując swoje włosy.

— Nie domyślam się czego? — Przez wszystko, co dzisiaj się wydarzyło, czułam po prostu zmęczenie. Nie miałam już siły na okazywanie nienawiści. W tej jednej krótkiej chwili naprawdę go tolerowałam i sądzę, że sam to zauważył.

— Jest tyle słów, o których myślałem wyobrażając sobie naszą rozmowę, a w szczególności ciebie — powiedział ciszej niż wcześniej, przy czym z jego ust wydobywała się para. Skupiłam na nich wzrok, jednak moje ciało stało bez ruchu. Byłam w szoku. Przez te wszystkie dni, podczas których cierpiałam, również z jego powodu i myśląc, że zapomniał... On także o mnie myślał? Z drugiej strony poczułam złość. Dlaczego wtedy nie przyszedł? Nie przeprosił? Cierpiałam tak bardzo, że od razu bym mu wybaczyła. Powinien był mnie wspierać. Gdzie wtedy się podziewał?

— Ja... Zamknąłem się w sobie. Potrafiłem przez całe dnie leżeć w łóżku, myśląc o tym, co zrobiłem i że popełniłem największy błąd w swoim życiu. Wiem, że powinienem wtedy do ciebie przyjść, błagać o wybaczenie, a w szczególności wspierać. — Przełknął ślinę, obserwując mnie swoimi przepełnionymi żalu oczami. — Ale w tamtej chwili nie miałem na to siły. Wyrzuty sumienia pożerały mnie od środka. Walczyłem z własnymi demonami, choć w większości z nimi przegrywałem. Poza tym... Bałem się. Bałem się, że jeśli ujrzysz mnie w takim stanie, załamiesz się jeszcze bardziej, a tego już bym nie zniósł. Nie zniósłbym widoku twojego złamanego serca. Teraz wiem, że to było złe, ale czasu już nie cofnę. W każdym razie, wiele o tobie wtedy myślałem i... Po jakimś czasie to przestało mi wystarczać. Widok twoich uśmiechniętych oczu, za którymi tak bardzo tęskniłem, rozmazywał się w moim umyśle. W wielkim skrócie... To dzięki tobie postanowiłem się pozbierać, wstać z tego cholernego łóżka i coś ze sobą zrobić. Chciałem znów cię zobaczyć. Wróciłem do szkoły. Wiele razy widziałem cię na korytarzu, lub stołówce. Chciałem podejść, ale jednocześnie widziałem, że już zdążyłaś się pozbierać, miałaś nowych przyjaciół, przy których często się śmiałaś. Nie potrzebowałaś mnie.

Zacisnęłam zęby, choć wszystko wewnątrz mnie krzyczało. Mylił się. Wtedy potrzebowałam go najbardziej. Teraz już jest za późno.

— Dlaczego mi to mówisz? — zapytałam, próbując nie okazywać przy tym żadnych emocji.

— Sam nie wiem... Chyba nie mogę znieść twojej nienawiści wobec mnie. Zrozumiem, jeśli mi nie wybaczysz, ale proszę cię żebyś przynajmniej spróbowała dać mi ostatnią szansę. Nie zamierzam być twoim wrogiem. — Nawet nie zauważyłam, kiedy znalazł się niebezpiecznie blisko mnie. Zmienił moje odczucia i sprawił, że wszystkie myśli, które tak dokładnie poukładałam w swojej głowie, rozproszyły się na wszystkie strony. Nabrałam powietrza w usta, chcąc coś powiedzieć. Problem w tym, że nie wiedziałam co. Nie potrafiłam ułożyć żadnego sensownego zdania, po tym, co usłyszałam. Cokolwiek bym teraz nie powiedziała, zapewne później bym tego żałowała. Potrzebowałam spokoju i obiektywnego spojrzenia na wszystko. Cóż, w tej chwili go nie miałam.

Wtedy usłyszałam głośny gwizd. Wzdrygnęłam się, otrząsając jednocześnie z amoku, w którym się znalazłam. Spojrzałam na zegarek, a przerażenie ścisnęło moje gardło. Została minuta. Blake zrobił to samo, widząc moją reakcję.

Nie chcąc tracić czasu, odepchnęłam go od siebie i pobiegłam w stronę wyjścia, jednak chłopak mnie zatrzymał, chwytając za rękę.

— Zaczekaj.

— Nie mamy czasu! — krzyknęłam spanikowana. — Puść mnie. — Próbowałam się wyrwać, ale niestety on był silniejszy.

— Nie zdążysz tam dobiec, dobrze o tym wiesz. — Zatrzymałam się raptownie. Miał rację, przez niego na pewno już nie zdążę.

Spojrzałam na niego z wściekłością.

— To twoja wina, ty egoistyczny...

— Mam lepszy pomysł — przerwał mi i pociągnął na drugi koniec dachu. — Ufasz mi?

Spojrzałam na niego dziwnym wzrokiem.

— Nie.

Westchnął.

— Trudno, nie mamy na to czasu. Tutaj jest drabina, ale w połowie się kończy, więc będziemy musieli skoczyć. Na dole leżą śmieci, które powinny nas zamortyzować.

Przełknęłam nerwowo ślinę.

— Ty pierwszy.

Usłyszeliśmy, jak tłum z dołu odlicza czas. Czterdzieści sekund...

Blake bez słowa zsunął się z dachu i chwycił za drabinę, szybko z niej schodząc. Nie chciałam analizować teraz tego, jak bardzo się boję, więc od razu ruszyłam za nim. Gdy drabina się skończyła, tak samo jak Blake skoczyłam, przymykając przy tym oczy. Nie kłamał. Faktycznie na dole była kupa śmieci. Nie sprawiły, że upadek był bezbolesny, ale nic mi się nie stało, a to był duży plus. Chłopak pomógł mi się wygrzebać z kartonów i różnych dziwnych śmierdzących rzeczy, których niekoniecznie chciałam znać pochodzenie, po czym pobiegliśmy na plac. Ktoś otworzył bramę i dosłownie w ostatniej sekundzie przebiegliśmy przez nią, cali zdyszani i przemęczeni. Świat wirował mi przed oczami, ale czułam też ogromną ulgę, z powodu tego, że mi się udało. A raczej nam.

Rozejrzałam się dookoła. Wcześniej chyba Chris poinformował nas, że przeszliśmy do kolejnego etapu i natychmiast się zmył. Niektórzy sobie gratulowali, inni rozmawiali albo pili alkohol. Tylko jedna osoba stała w bezruchu, patrząc przy tym prosto na mnie. W jego oczach czaiło się zaciekawienie i rozpoznanie. Pewnie skojarzył mnie jako barmankę z klubu. Odwzajemniłam spojrzenie, z tą różnicą, że moje było przepełnione nienawiścią.

Po chwili przeniósł swój zmrużony wzrok na osobę stojącą w pobliżu mnie, a jego oczy natychmiast pociemniały. Napiął mięśnie, prostując się odrobinę. Wyglądał na wściekłego. Odwróciłam głowę w drugą stronę. Blake wyraźnie posyłał mu ostrzegawcze spojrzenie.

Zdziwiłam się. To było równocześnie dziwne i niepokojące. Czy jest coś, o czym nie wiem?

W tamtej jednak chwili miałam już wszystkiego dość. Postanowiłam ich olać i odejść jak najdalej. Ruszyłam w stronę samochodu, przy którym umówiliśmy się z Chasem i Yves po skończonym wyzwaniu.

— Hayden! — Odwróciłam się w tym samym momencie, w którym Blake złapał mnie za ramię.

— Zostaw mnie — powiedziałam, szybko mu się wyrywając.

— Ale...

— To nie jest takie proste. Nie potrafię wrócić do tego, co było, a już na pewno nie tak szybko. Potrzebuję więcej czasu. Na razie daj mi święty spokój.

Pokiwał głową, a ja szybko odeszłam, nie chcąc, żeby zauważył moje zaszklone oczy.

Zarówno w moim sercu, jak i w umyśle, trwał głośny huragan. Nie potrafiłam też zapomnieć o narkotykach, ciążących mi w kieszeni. Teraz na każdy dźwięk syreny, czułam strach.

—————————
Hej wszystkim!
Rozdział nie sprawdzany, ale mam nadzieję, że wam się podoba 😊

Poza tym ostatnio kilka razy zmieniałam okładki, ale muszę przyznać, że bardzo ciężko jest znaleźć odpowiednią do tej książki 😕
No cóż, prawdopodobnie zmienię ją, kiedy znajdę coś lepszego.

Do następnego 💕

ENTROPIAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz