Podeszłam ociężałym krokiem do lustra w łazience, gdzie doprowadziłam się do porządku i nałożyłam na siebie makijaż, kreując tym samym własną maskę. Dosłownie i w przenośni. Był to jeden z tych monotonnych dni, w których wszystko przebiega tak samo i tak, jak powinno. Zupełnie, jakby świat stanął w miejscu i wciąż odtwarzał ten sam dzień, tylko z różnicą dni tygodnia. A może to nie świat się zatrzymał tylko ja? Tylko ja nie zmieniam nic, więc czego mogłabym oczekiwać? Może nie chciałam tego zmieniać, bo bałam się, że o tym zapomnę, że się z tym pogodzę i będę żyć beztrosko dalej.
Potrząsnęłam głową, kończąc swoje bezsensowne myśli. Spojrzałam na zegarek, którego nigdy nie zdejmowałam z lewej dłoni i zmarszczyłam brwi. Była już siódma czterdzieści pięć, a o tej godzinie zawsze wychodziłam z domu. Nie wiem dlaczego, ale rzadko zdarzało mi się spóźnić. Zbiegłam na dół po schodach, a tam również czekało na mnie małe zaskoczenie, a właściwie nie czekało, bo zastała mnie cisza. Zazwyczaj, gdy szłam do szkoły moja mama i młodsze rodzeństwo siedzieli przy stole, jedząc śniadanie, albo w salonie, oglądając telewizję. Wzruszyłam jednak ramionami i po wykonaniu kilku czynności, w tym zrobieniu sobie śniadania, wyszłam z domu.
Wszystko tego dnia zaczęło mnie coraz bardziej zaskakiwać. Mój stary sedan uruchomił się za pierwszym razem, kawa, którą zawsze kupowałam w swojej ulubionej kawiarni, dla odmiany była obrzydliwa, a do tego na żadnym ze świateł nie zastało mnie czerwone. Jednak najdziwniejsze dopiero mnie czekało, kiedy podjechałam pod dom mojej przyjaciółki Yves. Otóż nie wyszła z domu jak zawsze, z rozwianymi blond włosami i ponurym wyrazem twarzy, który towarzyszył porannemu wstawaniu, o nie. Nie dość, że na jej twarzy zagościł promienny uśmiech i delikatne rumieńce, to jeszcze rozmawiała sobie jakby nigdy nic z Chasem. Niby nie powinnam się dziwić, w końcu wszyscy troje byliśmy przyjaciółmi, tylko że oni się nienawidzili, a tolerowali tylko dlatego, że mieli wspólną przyjaciółkę, w tym wypadku mnie. No cóż, najwyraźniej wcale nie żywili do siebie takiej niechęci, jak to wcześniej wyglądało. Po otrząśnięciu się z szoku zatrąbiłam w kierownicę, ponieważ najwyraźniej byli wrogowie tak bardzo zapatrzyli się w siebie, że nawet nie zauważyli, jak podjechałam.
— Czy świat się już kończy? — zapytałam, gdy tylko weszli do środka.
— Ale o co ci chodzi? — spytała niewinnie Yves.
— Dobrze wiecie o co. Od kiedy rozmawiacie ze sobą normalnie, bez chęci zabicia się nawzajem?
— To on do mnie przylazł — odparła od razu.
— Chciałem sprawdzić, czy przypadkiem znów o mnie nie zapomniałyście, urządzając sobie wagary — prychnął.
— Bo jesteś za głupi, żeby, no nie wiem, zadzwonić? — Yves poprawiła swoje włosy.
— Och, a czy ty przypadkiem przez tydzień z niego nie korzystałaś, bo były rzucił cię przez smsa?
— Zamknij się — warknęła.
Zamyśliłam się. Niby znowu wrócili do obrażania siebie nawzajem, jednak widoczna była zmiana. Nie wiem do końca, jaka, ale na pewno pozytywna. Uśmiechnęłam się. Jak to mówią: miłość i nienawiść dzieli cienka granica. Z Yves i Chasem przyjaźniłam się od roku, gdy pewne wydarzenia miały miejsce w moim życiu. Bardzo mi pomogli ruszyć dalej, za co jestem im ogromnie wdzięczna. Yves poznałam, kiedy zagadała do mnie pierwszy raz w szkole. Była nowa i potrzebowała przewodnika, najwyraźniej wybierając do tej roli mnie. Zaimponowała mi swoją odmiennością, własnym zdaniem na temat chyba wszystkiego i dużą pewnością siebie. Była ciekawa pod każdym względem i często mnie zaskakiwała swoimi wyborami. Jak już wspominałam, miała długie blond włosy, jej oczy były dwukolorowe, zielone i niebieskie, gdyż w dzieciństwie miała związaną z nimi operację, jednak ja uważałam, że bardzo do niej pasowały. Do tego była szczupła, ale wcale nie dlatego że trzymała dietę, a po prostu miała szybki metabolizm. Szczęściara. Natomiast Chasy poznałam, wpadając na niego w sklepie. Wiem, typowe, ale tak właśnie było. Od razu go polubiłam. Na początku był nieco nieśmiały, co było urocze, jednak szybko się okazało, że jest bardzo inteligentny i ma wiele różnych hobby związanych ze sportem. Miał długie, prawie czarne włosy i dość niski wzrost. W przeciwieństwie do Yves, która nosiła soczewki, on nosił okulary, ale wcale nie odejmowały mu uroku.
CZYTASZ
ENTROPIA
JugendliteraturNienawidziłam tej gry. Gardziłam nią, ponieważ zmieniała ludzi i zaprowadzała ich na dno. Dawała chorą nadzieję, po którą inni desperacko sięgali, a gdy zostawiała ich z niczym, tonęli we własnej rozpaczy z powodu tego, co zrobili. Niektórzy jednak...