Rozdział 2

4.4K 327 132
                                    

   Podjęłam decyzję. Nie mówię, że było łatwo, bo była to najtrudniejsza decyzja w moim życiu. Możliwe, że nic się nie uda, że tylko pogorszę sytuację i będę tego żałować, jednak nie mogę równocześnie chować się w cieniu i oczekiwać cudu, który nigdy nie nastąpi. Czułam presję pod każdym względem. Nie chciałam zawieść samej siebie, mamy oraz bliźniaków, a najbardziej Setha. Nie chciałam później patrzeć na nich ze świadomością, że zawaliłam na całej linii, narażając również ich. Byłam wrażliwa, owszem. Otoczyłam się miękką bańką mydlaną, w której pogrążałam się w żałobie i smutku, jednak ta bańka pękła wraz z wczorajszym dniem, wraz z podjętą przeze mnie decyzją. Wylądowałam na twardym betonie, mocno się przy tym obijając, jednak powoli zaczynałam podnosić się na nogi, stawiając swoje pierwsze kroki na twardym gruncie.

Byłam gotowa i stuprocentowo świadoma tego, co zamierzam zrobić.

— Co ty powiedziałaś?! — Zszokowana Yves patrzyła na mnie z rozwartą buzią, jakbym właśnie spadła z kosmosu.

— Zamierzam wziąć udział w grze — powtórzyłam spokojnie.

Rozumiałam ich zaskoczenie. Sama jeszcze miesiąc temu, wyśmiałabym swoją alternatywną mnie z przyszłości. Jednak wszystko uległo zmianie i nic już na to nie poradzę.

— Ale... Ale przecież... — jąkał się Chase.

— Wiem — przerwałam mu, spuszczając wzrok. — Ale nie mam wyboru.

Przez chwilę siedzieliśmy w całkowitej ciszy, nie licząc tykających wskazówek zegara, w pokoju blondynki. Zawsze spotykaliśmy się u niej, ponieważ mieszkała mniej więcej pośrodku, dzięki czemu ani ja, ani Chase nie musieliśmy jeździć na dwa końce miasta. Im bardziej cisza się przedłużała, tym gorzej się czułam. Zupełnie jakbym ich okłamała albo zdradziła. Jakbym po roku przebywania w oceanie pełnym rekinów wyszła na brzeg, po czym postanowiła znów wrócić na sam jego środek.

— W takim razie, idę z tobą — oznajmiła twardo Yves.

— Co? Nie ma mowy, nie będę cię narażać — warknęłam, wstając.

— Nie pytałam cię o zdanie. Sama mogę o sobie decydować — oburzyła się.

— Nie chcę, żeby coś ci się stało!

— Och, więc twierdzisz, że jestem tylko głupią blondynką, która nigdy sobie nie poradzi?

— Tego nie powiedziałam — westchnęłam.

— Ale pomyślałaś! I wiesz co? Udowodnię ci, że stać mnie na wiele, a ty do niczego nie jesteś mi potrzebna — rzuciła, po czym wyszła z własnego domu, trzaskając drzwiami.

Obróciłam się, z rezygnacją opadając na łóżko. Zupełnie nie spodziewałam się po niej takiego zachowania, bo nigdy nie reagowała aż tak gwałtownie, wykrzykując słowa, które nie miały sensu. Nigdy nie myślałam o niej, jako o głupiej blondynce, o czym wiedziała, więc może po prostu kryło się za tym coś innego?

— Nie martw się, przejdzie jej — Chase przybliżył się do mnie. Z doświadczenia wiedział, że lepiej nie przerywać naszych sprzeczek, dopiero później próbował jakoś złagodzić sytuację.

— A jeśli nie? Co, jeśli coś jej się stanie? To będzie moja wina — mruknęłam.

— Jakoś sobie poradzi.

Spojrzałam na niego.

— Jak? Dobrze wiesz, że lepiej jej idzie myślenie, niż bieganie.

— Od jakiegoś czasu regularnie ćwiczy. Myślę, że się poprawiła — powiedział z przekonaniem.

ENTROPIAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz